Astalos en Hagor - rozdział I
Jednak człowiek,
który tam siedział, zdawał się nie zwracać na nic uwagi. I rzeczywiście tak
było. Nie obchodziło go to, co się dzieje wokoło - miał swój ciemny kąt i nic
poza tym. Zebrani tymczasem wymieniali po sobie znaczące spojrzenia, podobnie
jak wcześniej wśród cichego pomruku. Meron, widząc to, przyciągnął do siebie
jednego z ludzi którzy stali najbliżej lady i powiedział mu:
- Herben, zrób coś, bo mi zechcą tego człowieka zabić, a ja nie mam ochoty na
burdę dzisiaj!
- A co ja mogę? - spytał lekko przestraszony człowiek
- Masz jakiś dar że cię słuchają... Jesteś tu w końcu burmistrzem! Piwo ci
postawię, tylko odwróć ich uwagę!
- Dobrze, postaram się...
Meron puścił go trochę spokojniejszy, a Males Herben zaczął rozmyślać jak
sprawić, żeby odczepili się od przybysza. Rzeczywiście, ów człowiek miał
posłuch jako burmistrz. Ludzie go lubili, często słuchali. Niektórzy przyjezdni
dziwili się, że burmistrz siedział w karczmie z pospolitymi ludźmi - ale w
Bristel nie istniały takie ogromne podziały. Burmistrz miał niepisany obowiązek
przebywać w "Agonii" - wszak była to duma Bristel. Jemu samemu nie
spodobał się nieznajomy - ale nie oceniał ludzi po pozorach. Dopiero gdy ich
poznał wyrabiał sobie o nich opinię. Z człowiekiem w płaszczu nie miał jednak
ochoty się zapoznawać. On także widział w nim coś dziwnego. Nie chcąc jednak
dawać zł