Astalos en Hagor - rozdział I
zeć zaplecione cienkie warkoczyki
układające się w pewien wzór. Miał na sobie wysokie elfie buty, zielone spodnie
oraz czerwoną koszulę. Po lewej stronie pasa nosił niedługi, zakrzywiony miecz.
Gdy szedł, dały się dojrzeć ostre końcówki uszu. Miał w sobie tą gładkość właściwą
elfom i czyniącą ich pięknymi. Jego jasna cera i zielone, bystre, wręcz sokole
oczy od razu dały się zauważyć. Nie miał ani odrobiny zarostu. Para ta nie
wzbudziła powszechnego zainteresowania, więc wszyscy powrócili do swoich spraw.
On natomiast skierował się za człowiekiem i usiadł naprzeciw niego - tak, że ów
nieznajomy widział plecy elfa i zarośniętą twarz człowieka.
Gdy usiedli, człowiek położył na stół swoje zawiniątko. Był
to długi łuk. Elf wziął go w ręce i dokładnie obejrzał, przewracając na
wszystkie strony i udając fachowca.
- Więc ile chcesz za niego? - spytał w końcu swym melodyjnym głosem
- 1500 arenów. Niedrogo, jak na takiej wysokiej klasy łuk... - odrzekł sprzedający
Nie zauważyli, że od chwili, gdy łuk pojawił się na stole nieznajomy zaczął
uważnie ich obserwować i słuchać. W końcu, gdy usłyszał cenę, wstał i odezwał
się do nich głośno:
- Nie dałbym za ten łuk więcej jak 50 arenów.
Herben załamał dłonie. Agone mało co nie upuścił kufla który właśnie odstawiał
na półkę. Znów cała karczma była skupiona na tym dziwnym przybyszu. Tylko, ze
tym razem było o 2 osoby więcej.
Towarzysz elfa natychmiast popatrzył na intruza tak, jakby miał się zaraz na
niego rzucić. Powoli robił się czerwony ze złości. Widać było, że jest bardzo
porywczy i nie panuje nad swym temperamentem.
- Jak śmiesz się wtrącać do naszego interesu? - powiedział mocno podniesionym
głosem zbliżając się do niego
- Bo widzę, że ten elf albo jest ślepy, albo wychowany został przez krasnoludy
i ma takie pojęcie o łukach jak prosty chłop o gwiazdach.
Słysząc to, elf wstał i popatrzył mu głęboko w oczy, gdyż nieznajomy odszedł
już od swego stołu i znajdował się przy tym, przy którym oni siedzieli.
- Jak śmiesz tak mówić? - spytał ostro - to obraza dla elfa!
- Niech mi pozwoli obejrzeć ten łuk, a udowodnię ci, że się nie znasz na tym.
- Nie ucz ojca dzieci robić! - krzyknął do przybysza jakiś człowiek z tłumu, po
czym, jakby przerażony własną śmiałością i jego zimnym wzrokiem natychmiast
znalazł się na tyłach grupy. Nie zaśmiał się nikt.
- Nie będziesz dotykał mojego łuku. On mi zapłaci i oboje będziemy szczęśliwi,
a ty wracaj do swojego kąta! - groźnie powiedział sprzedawca łuku.
- Skoro nie masz nic do ukrycia to dlaczego nie pozwolisz mi go obejrzeć? Może
dam za niego więcej, skoro jest taki wspaniały? - przybysz nie dawał za wygraną
- Ty? A kim ty niby jesteś? Znawca wielki się znalazł. Ty nawet koszuli
nie masz porządnej, a miałbyś mięć 1500 arenów? Nie rozśmieszaj mnie! - i
sztucznie się roześmiał.
Napięcie rosło, bo każdy widział, że właściciel łuku powoli sięga po miecz, który
nosił u boku. Elf wyglądał na zakłopotanego, a nieznajomy stał patrząc w oczy
zarośniętego człowieka.
- Zostawmy tego przybłędę. Kupujesz czy nie, bo zaraz poszukam innego -
nastawał sprzedawca.
Elf zaczął nerwowo spoglądać na ten łuk i na człowieka w płaszczu. A jeśli mówi
prawdę?
- Zobaczmy jednak, co on ma do powiedzenia... - powiedział nieśmiało
- Nie wierzę.. Ty, elf, członek rasy, która wynalazła łuk będzie zasięgać
opinii jakiegoś pijanego obdartusa? - tamten nie miał na to wyraźnie ochoty
- Nie jestem pijany. Karczmarz może to potwierdzić. Pozwól mi obejrzeć ten łuk.
Chyba, że się czegoś boisz. Ale skoro ten łuk jest w porządku, to nie
powinieneś się bać.
- Dobrze mówi.. chcę, żeby wyraził opinię na ten temat - elf nie był całkiem
przekonany, ale coś go ciągnęło do tego tajemniczego człowieka.
- I po co to? Zapłacisz o 100 arenów więcej, jak się okaże, że będzie dobrze - nie
ustępował