Anilia
– Dziękuję.
Obróciła się szybko, celując z łuku wprost w twarz mężczyzny, który bezszelestnie się do niej zakradł. Był to nie-człowiek o oczach dzikich, jak u zwierzęcia i mięśniach tak wyraźnych pod podartymi ubraniami, jak w podręczniku anatomii.
– Odejdź – syknęła Anilia.
– Dlaczego? – spytał z bezbrzeżnym zdziwieniem.
Nie zamierzała mu odpowiadać. Zamiast tego wyżej podniosła łuk.
– Uratowałaś mi życie – powiedział, jakby to miało ją uspokoić.
– Nie – warknęła. – Zabiłam potwora. Jego skóra i pióra mogą się przydać.
Nie-człowiek kiwnął głową i spuścił wzrok. – Mogę przynajmniej zabrać jego pazur? Tylko jeden?
Przez chwilę zastanawiała się nad tym. Coś w tym mężczyźnie ją niepokoiło, ale jego postawa wydawała się zrezygnowana i bezbronna. Mogła mu oddać jeden pazur tej bestii, nie będzie na tym specjalnie stratna. Odsunęła się na bok i opuściła łuk, ale nie zdjęła strzały z cięciwy. Nie-człowiek uśmiechnął się z wdzięcznością i sięgnął za pas, by wydobyć z pochwy wojskowy nóż. Klęknął przy przedniej łapie stwora.
– Mój klan wymaga od młodych wojowników, by ich pierwszą zdobyczą było stworzenie z mocnymi pazurami – zaczął mówić, mimo że Anilia nie wykazywała żadnych oznak zainteresowania. – Z takiego pazura robimy grot inicjacyjnej dzidy. Pierwsza dorosła broń wilkołaka.