Andrzej Milewski Kod Leoparda
;…………………………………………………………………………………………….Albert wszedł do Sukiennic i mieszczącego się na pierwszym piętrze, oddziału Muzeum Narodowego. Tam obejrzał obrazy największych polskich malarzy. Potem wstąpił do Bazyliki Mariackiej, gdzie zobaczył dwa słynne dzieła Wita Stwosza: ołtarz oraz kamienny krucyfiks. W kościele było mroczno i ponuro. Oraz duszno od parującego potu z rozgrzanych ciał zdyszanych turystów. Szybko stamtąd wyszedł. Na zewnątrz przywitał go tłum i słońce, które smagało promieniami niczym bicz. Minął kilkunastu młodych ludzi z transparentami. Postanowił odpocząć. Usiadł na murku za kościółkiem św. Wojciecha i napił się Grappy jabłkowo-miętowej. Na plecach czuł spływające krople potu. Do stojącej między Empikiem a Adasiem grupy młodzieży dołączyło kilka osób. Ustawili się jak żołnierze, unieśli transparenty i ruszyli do przodu wykrzykując jakieś hasła. Po lewej stronie Alberta siedziały dwie starsze panie rozmawiające o księżach współpracujących z SB i o tym, że Niemcy powinny zostawić braci Kaczyńskich w spokoju. Pewna osoba z tłumu minęła kościółek, pod którym siedział chłopak, zatrzymała się w tam, gdzie po drugiej stronie ściany jest ołtarz, i uczyniła Znak. Zbliżało się południe, temperatura w cieniu przekroczyła 30 stopni. - Od wieków na wyższej wieży czuwał trębacz, który grał hejnał ku czci Matki Boskiej ostrzegając krakowian przed niebezpieczeństwem - zagadnął mężczyzna około lat czterdziestu siedzący obok Alberta. ………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………