Andrzej Milewski Kod Leoparda
łżeństwa Hermana. Gdy miał kilka lat umarła mu matka. Herman ożenił się ponownie, małym Bolesławem opiekowała się macocha, druga żona Hermana. Resztę doczytasz z tej książki. - Dzięki siostra. Resztę doczytam w Internecie. - Hmmm… gdzieś chyba widziałam już bezgłowych braciszków. Jak sobie przypomnę to ci powiem. Muszę lecieć. Chłopak odłożył książkę na regał i przyglądając się fotografii odszedł do swojego pokoju. Rozdział II W ostatnią sobotę lipca, przed południem Albert udał się ponownie na spacer po Starym Mieście. Pierwsze strony gazet informowały…………………………………………………. Gdy skończyli rozmowę siedzieli chwilę wpatrzeni w wyższą wieżę Bazyliki Mariackiej, z której płynął hejnał. Nagle przed rozmówcami stanął kapelan Leopard. Otrzepał skrzydła i złożył je. Bolesław pożegnał się Albertem, wstał z murku i razem kapelanem odszedł w stronę Bazyliki Mariackiej. Gdy mijali kościółek, pod którym siedział Książe Bolesław wraz z Albertem zatrzymali się w tam gdzie po drugiej stronie ściany jest ołtarz główny i uczynili razem Znak. ……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………osoba wraz z Albertem opuściła Planty i weszła do mieszczącej się przy ulicy Dominikańskiej Bazyliki Trójcy Świętej o. Dominikanów. Obcy usiadł przed ołtarzem głównym, chłopak kilkanaście ławek za nim. Dzwony wybiły dwunastą, słychać było Hejnał Mariacki. Kilku mężczyzn siedzących przed ołtarzem wyszło z Bazyliki drzwiami prowadzącymi wprost na teren klasztoru o. Dominikanów. Minęli kapitularz i zatrzymali kawałek dalej. Pierwsza osoba otworzyła małe, drewniane drzwi i schylając się wchodzili pojedynczo do długiego korytarza na tyły Bazyliki, by dołączyć do pierwszej grupy czekającej przy ścianie, za którą znajduje się ołtarz główny. Później wszyscy uczynili Znak. Albert podążył ich śladem. Korytarz przypominał tunel, w którym panowała ciemność i przenikliwy chłód. Przeszedł kilka metrów po omacku i natrafił na drugie drewniane drzwi. Pchnął je lekko i przez kilkucentymetrową lukę, do tunelu wpadł ciepły podmuch powierza i snop światła, które było tak ostre, że oślepiło go przez chwilę. Gdy oczy przyzwyczaiły się do jasności, zaczął obserwować grupę będącą przy ścianie, Bazyliki Trójcy Świętej. - Potrafię czytać z ust - nagle Albert usłyszał dziecięcy głosik. „Kto tutaj jeszcze może być oprócz mnie?”- pomyślał. - Co tutaj robisz dziewczynko? - zapytał. - Ciii, bo nas ktoś usłyszy - osoba odpowiedziała szeptem i przybliżyła głowę do głowy Alberta. - Wiem, co oni mówią. - Skąd możesz wiedzieć? Przecież są za daleko, żeby ich usłyszeć. - Potrafię czytać z ust, moja matka jest głuchoniema. - Co teraz mówią? - Teraz się modlą. - Co teraz mówią? - powtórzył Albert niecierpliwie. - Zakurzony, brudny, odrapany, zgniły z łuszczącym