Andrzej Milewski Kod Leoparda
się złotem, na tle czerni, tu coś. - Co to jest to coś? - Tu coś to nieznany wyraz. - Jak to nieznany? Przecież mówiłaś, że umiesz czytać z ust! - Nie potrafię czytać wszystkich wyrazów. - Dobrze, co mówią? - Ołtarz moich tu coś, proszę cię nie przerywaj. - Przecież nie przerywam - oburzył się Albert. - Nie ty, to są słowa tej modlitwy - dziewczyna patrzyła przez uchylone drzwi i tłumaczyła dalej. - Proszę cię nie przerywaj, tu coś, dalej, zamiataj, sprzątaj, przemaluj freski na mych ścianach, tu coś, każdy zakamarek, a gdy już skończysz, tu coś, rusztowanie, otwórz okno w kościele, otwórz okno w kościele, niech łagodna i radosna, jasność spłynie poprzez ołtarz, i rozświetli wnętrze mego życia, rozświetli wnętrze mego życia. Skończyli się modlić. Nastało długie milczenie. Słychać było tylko odległy gwar z ulicy. Mężczyźni zebrani przed ścianą, przeszli kilka metrów dalej w stronę muru odgradzającego teren klasztoru od Plant i zaczęli żywo rozmawiać. - O czym teraz mówią? - Mówią, że, że zebranie jest zwołane z powodu śmierci jednego z ich grupy. Chłodno tu - powiedziała cicho dziewczyna i objęła się własnymi ramionami potrącając stojącego obok Alberta. - Przepraszam. - Nic się nie stało. Albert i turystka wycofali się wchodząc do budynku klasztornego. Jego oczom ukazała się dziewczyna lat około 20, wysoka i ładna, ubrana była w koszulkę i krótką sukienkę. Pocierała ramiona. - Brrrr, zamarzłam - jej okrągłe i brązowe oczy wpatrzone były w chłopaka. - Mam na imię Bernadetta, przyjechałam do Polski na wakacje. Albert przyglądał się jej uważnie. - Mam w plecaku bluzę - powiedział. - Nie trzeba, już mi cieplej. Albert nadal przyglądał się dziewczynie. - Co? Aaaa… Ten głos? Taki już mam, pamiątka z dzieciństwa. - Acha. Jestem Albert - powiedział powoli chłopak, uśmiechnął się i wyciągnął do dziewczyny rękę. Dziewczyna również uśmiechnęła się i podała mu rękę. - Widziałeś te obrazy? - wskazała ogromne i stare płótna wiszące na ścianach. - Nie. Spacerowali dziedzińcem oglądając obrazy i nagrobki. Minęli obraz, na którym widniało kilku wisielców z odrąbanymi uszami, nosami, dłońmi. Części ciała ludzkiego leżały na ziemi, pomiędzy, którymi bawiły się psy. Obejrzeli kilka następnych obrazów przedstawiających biskupów. - Widzisz tamten, na którym jest kilku mnichów z odciętymi głowami? - zapytała Bernadetta. Był to ostatni obraz po lewej stronie, za drzwiami do kapitularza. Na obrazie widniały cztery postacie dominikanów stojące w świątyni bez głów. Każdy z nich trzymał w……………….. …….………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..zaczęła spływać niebieska, gęsta krew.