Agent Stephen Rozdział VI
- Proszę wejść.
Do pokoju wszedł Władek i powiedział, że na ulicy zaczepił go jakiś mężczyzna i pytał o mnie. Zastanowiło mnie to trochę, bo kto może wiedzieć o moim przybyciu do kraju ? Może lekarz, który mnie leczył ujawnił mój przymusowy przyjazd. Tego nie wiedziałem, dlatego nie mogę bezczynnie siedzieć w domu. Postanowiłem pojechać do siedziby wywiadu. Wyszedłem z domu kiedy słońce było jeszcze wysoko na niebie. Ludzie na ulicach gdzieś się speszyli, byli zamyśleni. Mijałem różne twarze. Byłem już niedaleko siedziby, kiedy nagle ktoś zaczął mnie wołać. Odwróciłem się. Było to trzech rosłych mężczyzn. Zacząłem uciekać. Udawałem, że się gdzieś spieszę. Wbiegłem do pierwszej napotkanej restauracji. Zatelefonowałem do Władka.
- Słucham ? – odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki.
- Władek to ja Karol. Musisz mi pomóc.
- Co się dzieje ?
- Jacyś mężczyźni mnie śledzą. Na razie nie wiedzą gdzie jestem, ale jak tu wpadną, to będzie gorąco.
- Karol gdzie jesteś ? Spróbuje po ciebie przyjechać.
- To jakaś restauracja niedaleko poczty.
- Dobrze siedź tam spokojnie za chwilę tam będę.
Odłożyłem słuchawkę i oddaliłem się od okna. Podszedłem do baru i spytałem się czy mają tutaj jakieś zaplecze. Młody chłopak powiedział, że mają jedynie tylne wyjście i wskazał palcem drewniane drzwi w rogu sali. Próbowałem opanować swoje zdenerwowanie, ale moje dłonie odmawiały posłuszeństwa. Usiadłem przy stoliku jak najdalej od okna. W restauracji było tylko kilka osób. Nagle zauważyłem niemieckich żołnierzy, siedzących przy barze.
- Jeżeli oni spostrzegą, że wychodzę przez zaplecze zaczną mnie gonić. – pomyślałem. Sytuacja była krytyczna. Z jednej strony dwóch osiłków a z drugiej żołnierze. Czekałem. Minęło prawie dziesięć minut zanim Władek wszedł do restauracji. Usiadł obok mnie i powiedział.
- Cześć. Jeżeli chodzi o tych dwóch to stoją przed lokalem. Musimy znaleźć inną drogę ucieczki.
- Na dodatek przy barze siedzą Niemcy. Trzeba szybko coś wymyślić.
- Nie ukrywajmy sytuacja jest beznadziejna. Przyjechałem tutaj bicyklem, ale niestety stanąłem przy głównej ulicy.
- Trudno wychodzimy zapleczem.
Podszedłem do barmana i poprosiłem go, żeby zrobił jakieś zamieszanie. Kazał swojej córce śpiewać. My w tym czasie wyszliśmy spokojnie tylnym wyjściem.
- Dziękuje za przybycie. Dobrze się spisałeś.
- Dzięki Karol.
Pobiegliśmy małą uliczką pod siedzibę wywiadu. Na szczęście nikt nas już nie gonił. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się w stronę schodów.
- Władek teraz nic nie mów, jeżeli nie będziesz o to proszony. Dobrze ?
- Tak jest ! A właściwie gdzie my jesteśmy ?
- Za chwilę wszystkiego się dowiesz, ale na razie cicho.
Podeszliśmy do jednych z drzwi i zapukałem.
- Proszę wejść.
Nacisnąłem klamkę i znaleźliśmy się w obszernym gabinecie. Pułkownik szeroko otworzył oczy ze zdumienia.
- Karol to ty, czy tylko mi się wydaję ?!
- Tak panie pułkowniku to ja. Przyprowadziłem ze sobą mojego przyjaciela, który uratował mnie już kilka razy z opresji.
- Czy ty oszalałeś ?! Sprawdziłeś go, jest czysty ?
- Panie pułkowniku przysięgam, że jest on czysty jak łza.
- Po co go tutaj przyprowadziłeś ?
- Chciałem się spytać czy nie mógłby on ze mną współpracować ? Piotr jest na froncie w ogóle nie wiem czy żyję, a sam sobie nie poradzę.