Agent Stephen Rozdział VI
- Pani Gabrysiu musimy schować gdzieś pacjenta. Za chwilę wpadną tu gestapowcy i aresztują nas i jego.
- Dobrze panie doktorze, ale gdzie mam go przewieść ?
- Niech pani zawiezie go do kotłowni. Tylko szybko !
- Rozumiem.
Skończyli mówić. Lekarz wyszedł z pomieszczenia. Zrozumiałem, że major Britz dowiedział się już o mnie i chce mnie zlikwidować. To wszystko nie wyglądało wesoło. Na domiar złego słychać już było warkot silnika ciężarówki. Krzyki Niemców nie ustawały. Maria wyjechała ze mną na korytarz i skierowała się do windy. Żołnierze już byli w budynku. W windzie otworzyłem oczy.
- Gabrysiu. Czy z kotłowni jest jakieś wyjście ?
- O Karol ! Muszę cię schować. W kotłowni jest małe okienko, ale chyba są jeszcze drzwi. Co chcesz zrobić ?
- Muszę uciekać.
- Nie wypuszczę cię ! Nie pozwolę na to.
- Tylko załatw mi transport. Proszę cię.
- Nie ! Nie zrobię tego !
- Gabrysiu uratujesz mi życie. Jeśli tego nie zrobisz zginę. Kocham Cię ! – mówiąc to pocałowałem ją w usta. Maria lekko się zarumieniła i powiedziała.
- No dobrze.
Wydostaliśmy się z windy. Maria podeszła do jednej z pielęgniarek i coś jej powiedziała.
Z sąsiedniej sali wyszedł chłopak i kazał czekać w kotłowni. Gestapowscy schodzili już po schodach. Na szczęście Maria zamknęła już drzwi. Byłem przez chwilę bezpieczny. Tylne drzwi się otworzyły a w nich stanął ten sam chłopak, którego widziałem na korytarzu.
- Szybko. Nie mamy czasu.
Powoli zszedłem z łóżka i z pomocą Gabrysi wyszedłem z kotłowni. Na zewnątrz czekała już na mnie riksza, a na niej leżał jakiś zielony płaszcz. Usiadłem i zaczęliśmy jechać.
- Niech pan założy to ubranie.
- Doskonale się spisałeś. Teraz muszę znaleźć jakieś mieszkanie.
- O to się proszę nie martwić. Zamieszka pan u mojej ciotki.
- Nie chciałbym się narzucać.
- Proszę się nie dać prosić. Zamieszka pan i już.
- No dobrze. W takim razie muszę wiedzieć jak masz na imię ?
- Władek. A pan ?
- Karol. Miło cię poznać. Co robiłeś przed wojną ?
- Uczyłem się i pomagałem ciotce w zakładzie krawieckim. A pan co robił ?
- Ja ? Długo by opowiadać. Może kiedyś ci powiem, teraz jedźmy.
Wjechaliśmy z ulicy w jedną z bram.
- No jesteśmy na miejscu.
- Pomóż mi wstać.
Władek podszedł do mnie i podniósł mnie. Drzwi otworzyła nam jak się domyślałem jego ciotka. Była to tęga kobieta w średnim wieku. Na nosie miała okulary, ale makijaż na jej twarzy wskazywał przywiązanie do urody. Przywitała nas serdecznie i kazała wejść do środka. Poczęstowała nas herbatą i zaczęła mnie wypytywać.
- Kim pan w ogóle jest ?
- Ciociu to mój kolega. Jest teraz zmęczony nie rób mu przesłuchania.
- No dobrze. Proszę się częstować. – po tych słowach nalała mi jeszcze jedną filiżankę herbaty.
- Dziękuje. Przepraszam jestem trochę zmęczony, czy mógłbym się gdzieś położyć ?
- Tak. Władek pomóż koledze wstać.
Władek podszedł do mnie i wziął mnie pod ramię. Wstałem i powoli robiłem kroki.
Ciotka poprowadziła mnie po schodach na piętro. Otworzyła jedne z drzwi i kazała się rozgościć. Pokój był mały. Pod ścianą stał regał z książkami, a obok okna biurko. Przy drzwiach znajdowało się łóżko. Czułem się już lepiej i może za kilka dni będę już całkowicie zdrowy. Byłem zmęczony więc położyłem się i zasnąłem. Obudził mnie smakowity zapach, jaki unosił się w moim pokoju. Na stole stał talerz, a przy nim szklanka wody. Wstałem i powoli usiadłem przy stole. Jedzenie było pyszne, tylko zastanawiał mnie jeden fakt. Skąd ciocia Władka wzięła tyle wspaniałych dań. W jednej chwili przez moją głowę przetoczyło się setki podejrzeń. Może ona współpracuję z Niemcami ? Tego nie byłem pewny, ale wiedziałem tylko tyle, że muszę być bardzo ostrożny w moich poczynaniach. Byłem już pełni sprawny. Tylko jeszcze czasami czułem lekki ból w klatce piersiowej. Po skończonym posiłku podszedłem do okna i zapaliłem papierosa. Już dawno nie czułem dymu w płucach. Ktoś zapukał do moich drzwi.