2084 czyli Europa da się lubić
Dostrzegł również inną rzecz, która była dla niego nowością. Mimo że dziewczyna była smutna, w jej oczach coś było. Iskra. Życie. Błysk. Nie widział tego wśród kolegów ze szkoły, ludzi na ulicy, sąsiadów, polityków, robotników. Czyżby to było właśnie to, czego dopatrywał się w swoich oczach dziś rano? Ich spojrzenia się spotkały. Posłała mu smutny uśmiech i pomachała ręką.
W tym smutnym uśmiechu było więcej szczerości niż w rozpromienionych uśmiechach polityków, dziennikarzy, ludzi z reklam, bądź po prostu całej reszcie społeczeństwa naćpanej Panaceum.
Pogrążony w ponurych myślach, omal nie przejechał na czerwonym świetle. Czyż nie był szczęśliwszy żyjąc w niewiedzy? Pamiętał czasy, gdy był sumiennym pracownikiem największej na świecie korporacji, produkującej jedzenie, lekarstwa, broń, sprzęt do monitoringu, i tak dalej, i tak dalej... Lubił swoją pracę, mógł jeść bez obaw przed skutkami ubocznymi, spał spokojnie. Dopóki ktoś nie otworzył mu oczu. W zamian za poznanie prawdy, został wychudzonym strzępkiem nerwów.
Lecz choćby nie wiadomo jak chciał, nie ma już powrotu do spokojnego życia w niewiedzy. Dalej wykonuje swoje obowiązki jak należy, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Ba! Jest nawet jednym z najlepszych pracowników. Przynajmniej koledzy z pracy mogą podejrzewać, że jest taki znerwicowany i zestresowany z powodu przepracowania. Karl wie, że igra z ogniem. Wie też, że w razie wpadki nikt nie znajdzie jego ciała. A jeśli znajdzie, to okaże się że był to nieszczęśliwy wypadek. Nie miał też pojęcia jak walczyć z takim potężnym potworem jak EuroCorp. Zanieść dowody do sądu? Wszyscy wyżsi przedstawiciele EuroCorpu są członkami Partii. Sprawa nie wypłynęłaby na powierzchnię, tak jak on nie wypłynąłby z dna Wisły. Zanieść to do telewizji? Oni kontrolują wszystkie media. Pozostaje mu jedynie mieć nadzieję, że jego tajemniczy przyjaciel ma jakiś plan. To musiałby być iście genialny plan, gdyż zadzierając z korporacją, zadzierasz z Partią, państwem, całym systemem.
W windzie znowu spotkał chłopaka, z którym uciął sobie pogawędkę dzisiejszego ranka. Miał nadzieję, że potraktował choć trochę poważnie jego przestrogi, a nie jako bełkot szaleńca. Niestety, z tikami nerwowymi jakie mu się wyrobiły, sprawiał wrażenie osoby o dość paranoidalnej osobowości.
- Co tam w szkole?
- Yy.. co? Wszystko dobrze - odpowiedział po chwili Kevin. Karl początkowo myślał, że chłopak jest otumaniony lekiem, lecz sprawiał raczej wrażenie... rozmarzonego.
- Wie pan coś o Panaceum? - przerwał ciszę, gdy winda minęła już kilka pięter. - Coś... czego reszta nie wie?
- Czemu pytasz? - Karl głęboko zaskoczony pytaniem, znowu nerwowo podrapał się po głowie.
- Dziś w szkole, pewien chłopak, który wziął więcej niż powinien... umarł.
- Przykro mi... To był jakiś twój bliski kolega?
- Nie, wręcz przeciwnie. Lubił mi dokuczać.
- Aha. Przykro mi, ale nie wiem nic konkretnego o skutkach ubocznych. Według lekarzy, nie ma żadnych.
- Okej. Do widzenia. - Winda się zatrzymała, a Kevin wyszedł.