2084 czyli Europa da się lubić
- Czy ja wiem? Przecież każdy z nas życzył mu śmierci.
To akurat prawda. Stary, przełożony wszystkich przełożonych, był pracoholikiem i tej samej miłości do pracy wymagał od innych. Lubił też zwalniać tych, których uznał za wystarczająco niekompetentnych. Nawet Jensen się go bał. Tak naprawdę, wcale nie nazywał się Stary, ani nawet staro nie wyglądał. Był tak nazywany, ponieważ pracował tutaj dłużej niż ktokolwiek inny.
- Skąd wiesz, że nie dostaniemy kogoś gorszego?
- Wątpię. Szczerze mówiąc, myślę, że Jensen zajmie jego miejsce.
Karl nic na to nie odpowiedział i poszedł do swojego pokoju. Rutynowo sprawdził, czy nie ma nowej wiadomości od jego współkonspiratora. Nie spodziewał się żadnej, gdyż on nigdy nie pisał dwa dni pod rząd, lecz tym razem... o dziwo coś było.
- NAMIERZYLI MNIE. MAM MAŁO CZASU. ODKRYŁEM COŚ DUŻEGO. WIĘKSZEGO NIŻ TO CO PRZEKAZAŁEM CI WCZEŚNIEJ. STWORZYLI WIRUSA, KTÓRY UWOLNIONY W POWIETRZU ZABIJA WSZYSTKICH LUDZI W PROMIENIU STU KILOMETRÓW. PO CZTERDZIESTU OŚMIU GODZINACH WIRUS ROZPADA SIĘ. ZRÓB Z TYMI INFORMACJAMI CO ZECHCESZ. MOŻESZ SPRÓBOWAĆ TO UJAWNIĆ, MOŻESZ O TYM ZAPOMNIEĆ I ŻYĆ NORMALNYM ŻYCIEM. MOŻESZ TEŻ CAŁKOWICIE SIĘ WYZWOLIĆ I UMRZEĆ TAK JAK UZNASZ ZA STOSOWNE. JA SAM PRAWDOPODOBNIE PRZED ŚWITEM BĘDĘ MARTWY. ŻEGNAJ MÓJ PRZYJACIELU.
Na apelu powiedzieli, że jego śmierć spowodowały nielegalne substancje. Że Panaceum jest nieszkodliwe, tak powiedzieli. Za rozpuszczanie plotek i fałszywych informacji będzie kara. Tak właśnie powiedzieli. Kevin poczuł się okropnie, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Wręcz zaczął się dusić w tych szkolnych ścianach. Chciał się stąd wydostać jak najszybciej. Przyspieszył kroku, powoli przechodząc w trucht. Początkowo przeprosił parę osób, które niechcący potrącił, lecz potem już całkowicie nie zwracał na nich uwagi. Wychodząc z budynku wziął głęboki wdech, tak jakby wynurzył się z wody.
Chciał do domu. Do łóżka. Schować się pod kocem, przed całym światem.
Będąc teraz w środku Strefy poczuł, że... pójście do domu było tylko pretekstem. Podświadomie chciał znaleźć się tu. Usiadł na huśtawce, na której wcześniej widział dziewczynę i... obserwował. Ludzie, których widział, tak bardzo różnili się od ludzi mieszkających poza Strefą. Nigdzie się nie spieszyli, każdy szedł swoim tempem. Rozmawiali ze sobą, śmiali się. Nieznajomi mówili sobie "dzień dobry". Oni wszyscy byli... tacy... bardziej żywi. Kiedy mówili, ich twarze się zmieniały. To było coś nowego dla Kevina, przyzwyczajonego do obojętnych kamiennych masek.
- Wróciłeś - powiedziała dziewczyna, z dziwnym dla Kevina akcentem. On sam zaś zaskoczony jej widokiem, rozdziawił tylko szeroko buzię.
- Zaj-j-j-ąłem twoją hu-huśtawke? - wybełkotał w końcu. Nic innego nie przyszło mu do głowy.
- Nie, głuptasie - zaśmiała się. Śmiech ten był najpiękniejszym dźwiękiem jaki słyszał. - Skąd ty tu?
- A... Nie wiem.
- Jesteś głodny? Chodź, zjesz z nami.
Chłopak pokiwał głową. Nie czuł się wcale głodny, ale chciał bliżej poznać dziewczynę, która wydawała mu się czymś... Powiedziałby, że magicznym, gdyby tylko znał to słowo.