2084 czyli Europa da się lubić
- Masz chyba na imię Gert, prawda?
Zniecierpliwiony facet sprawdził czytnikiem jego kod kreskowy. W tym samym czasie echo poniosło huk strzału.
- No, Gercie Hanke. Skoro pozbyliśmy się już niepotrzebny świadków, możemy przejść do interesów. Lubisz chyba robić interesy, prawda? Ta cała gorzała i tytoń, które czuć na kilometr od twojej ciężarówki. Ryzykowny interes, ale dobry interes. Może sam sobie kiedyś trochę dorobię do pensji - zaśmiał się do swoich myśli, lecz Hanke dalej utrzymywał pokerową twarz. - Wiesz, że mógłbyś już się pożegnać z wolnością, a może i nawet z życiem? - Jego uśmiech w ułamku sekundy zastąpiła poważna mina. - Ale jeśli jesteś mądry, unikniemy tego. Proponuje ci dobry układ.
- Co to za układ? - spytał Gert drżącym głosem, jednak z cieniem nadziei w oczach.
- Och, zrobisz to, co dobrze umiesz robić. Dostarczysz pewien ładunek dla naszych sąsiadów, a my zapomnimy o twoich przemytniczych ekscesach. Oprócz tego zapłacimy ci tyle, że będziesz mógł zrobić sobie wakacje w którejś z naszych południowych prowincji, lub nawet pożegnać to ryzykowne przemytnicze życie - powiedział to z udawaną troską. - I przy okazji przysłużysz się naszej utopii, naszym przywódcom, naszej kochanej Europie.
Szedł choć nie czuł, że idzie. Widział, lecz to co widział, nie wydawało mu się realne. Gdy korytarz zaczął się wydłużać, on zaczął biec. Im szybciej biegł, tym bliżej były drzwi. Wiedział, że musi sprawdzić co jest za drzwiami. Gdy był tuż tuż, drzwi same się otworzyły i oślepił go błysk światła... Kevin obudził się.
Nie zerwał się tak, jak zrywa się człowiek, któremu śnił się koszmar. Otworzył szybko oczy. Popatrzył chwilę na sufit, a potem powoli się podniósł, oddychając szybko.
Nad Strefą wschodziło słońce. Siedząc na dachu, Kudłaty myślał o tych, dla których słońce już nie wzejdzie. O tych którzy odważyli się śnić i za ten sen zginęli. Zastanawiał się też, ile jest stref takich jak ta, ilu ludzi myślących tak jak on. Czy wystarczająco, żeby poprowadzić rewolucję? Z pewnością zbyt niewielu. A nawet jeśli, to i tak są od nich odizolowani, nie mogą się nawzajem kontaktować, i zorganizować się. Kudłaty choć czuł się wolnym, był uwięziony na tym skrawku ziemi.
O walce zbrojnej nawet nie było mowy. Zmietli by ich z powierzchni ziemi, nie tracąc ani jednego człowieka. W takim wypadku Kudłaty postanowił po prostu... istnieć. Pluć systemowi w twarz, samą swoją egzystencją.
Zanim drzwi windy się otworzyły, już słyszał jakiś harmider na korytarzu. Podszedł do pracownika, który właśnie brał wodę z automatu.
- O czym tak wszyscy gadają, skąd to całe poruszenie?
- O! Cześć. Karl, mam racje? - Pociągnął łyk wody. – Nie wiem czy się cieszyć, czy płakać, ale Stary umarł.
- Jak?
- Zawał. To musiało się stać, gdy tradycyjnie, został w pracy po godzinach. Przed chwilą go znaleźli.
- Uch... to przykre.