2: Gdy dobro zło spotyka.
- Coś nie tak?
- Rano widziałam tutaj zakapturzoną postać. Boję się, że będzie nas śledzić aż do magicznego jeziora. - Odparłam.
- Zakapturzoną postać? Może strudzony wędrowiec, który nie uzyskał pozwolenia by tu wejść? - popatrzyłam na przyjaciółkę. ‘Nie powiem jej tego. Zasieję w jej sercu strach i nie pokój. Zachowam to dla siebie’, pomyślałam w duchu.
Stałyśmy już w zakazanym lesie. Pierwszy raz byłam tak daleko od domu, na ziemi niczyjej.
- Masz pietra? - Zapytała z uśmiechem Lilo.
- Ja? Skąd.
- To dlaczego stoisz taka wystraszona? - Zachichotała.
- Nie jestem wystraszona!
- Jesteś!
- Wcale, że nie!
- A właśnie, że tak!
- Nie jestem!
- Ostatni przy jeziorze to trąba! - Krzyknęła i pobiegła w kierunku jeziora. Zaskoczyła mnie. Wiedziała dobrze, że tym sposobem przekona mnie, bym poszła za nią dalej.
- Lilo! Zaczekaj! Ja nie umiem biegać w sukience! - Krzyknęłam.
- To nic trudnego! Podciągnij sukienkę do góry i biegnij! - Dobiegł mnie jej głos z oddali. W tle usłyszałam dziwny szelest i warkot. Poderwałam sukienkę do góry i pobiegłam ile sił w nogach. Przed moimi oczyma stanął obraz zakapturzonej postaci. Bałam się, że to znowu ta sama postać, którą widziałam rano.
Zdyszana dobiegłam do Lilo. Stała jak w ryta i obserwowała niebo. Popatrzyłam w tym samym kierunku, co ona.
Niebo wyglądało obłędnie. Cztery planety spotkały się na równej linii ze swoimi księżycami. Każda z planet miała kolory swojego żywiołu, który jej patronował. Światło każdego księżyca pulsowało jak latarnia morska, dająca sygnał nadpływającym łodziom. Tuż nad jedną z planet wirował zarys odległej galaktyki, kawałek dalej widniała droga mleczna usiana milionem innych gwiazd.
- Piękne prawda? - Zapytał głos dochodzący z tafli jeziora. Obydwie, wyrwane jak z transu pokierowałyśmy wzrok w kierunku, skąd dochodził głos. Na pomoście prowadzącym do wielkiego, pokrytego roślinnością domu, stała kobieta trzymająca małą latarenkę. Ta sama kobieta, którą widziałam wtedy przy drzewie.
- Strażniczka jeziora! - Krzyknęłam. Lilo popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.