Pośród rozbitków życiowych i wyrzutków społecznych rozmaitego sortu ? pijaków, prostytutek, zbirów, naciągaczy i pospolitych złodziejaszków, ślepców i paralityków, grabarzy, a także pewnej wiedźmy ? żyje sobie pewien rybak, Cornelius Suttree.
Dla slumsów miasta Knoxville porzucił rodzinę, dostatek i wszelkie wygody. Zamieszkał na starej zdezelowanej łodzi, pod mostem, owianym złą sławą ostatniej trampoliny topielców. Rzeczny biznes idzie mu jednak kiepsko, związki z kobietami nie lepiej, a policja często kręci się pod mostem?
"Suttree" jest jedną z najzabawniejszych, a zarazem najsmutniejszych powieści Cormaca McCarthy'ego i bezsprzecznie należy do najważniejszych w jego dorobku. Krytycy chętnie porównują ją do "Przygód Huckleberry Finna" Marka Twaina oraz "Ulissesa" Jamesa Joyce'a.O autorze
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2011-11-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 480
Kiedy sięgałam po to książkę "ponieważ wszyscy mówią i piszą że jest świetna" a opis na okładce sugeruje że będzie to wspaniała opowieść, nawet nie przypuszczałam że po kilku kartkach ją odłożę.
Styl w jaki jest napisana woła o pomstę do nieba
1980 rok. Na pustkowiu tuż przy granicy z Meksykiem pewien myśliwy znajduje dwa miliony dolarów. Niedawno w trakcie transakcji narkotykowej doszło tu do...
,,Gdybyś nie została matematykiem, kim chciałabyś być? Trupem". Jesienią 1972 roku do zakładu psychiatrycznego Stella Maris zgłasza się dwudziestoletnia...
Przeczytane:2013-01-15, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2013,
Wyobraźcie sobie świat, który stracił jaskrawe, wesołe kolory. Dominują w nim szarości, bure brązy, zgniła zieleń, granat, czerń. Atmosfera jest raczej duszna. Zapach nieprzyjemny. Gdy mijasz mieszkańców tego świata, po plecach przechodzą ci dreszcze. Zaczynasz niespokojnie rozglądać się na boki. Czując na sobie ciekawskie spojrzenia, mimowolnie przyspieszasz kroku. Za chwilę opuścisz to nieprzyjazne miejsce. Zostawisz za sobą zapach rozkładu zgniłych ryb i moralnych zasad. Znikniesz z oczu ludziom o podejrzanym wyglądzie i wątpliwej konduicie. Są jednak tacy, którzy tam zostaną. Są jednak tacy, którzy do tego świata należą.
Mamy lata pięćdziesiąte XX. Cornelius Suttree, tytułowy bohater powieści Cormaca McCarthy'ego jest jednym z tych, dla których wyżej opisana rzeczywistość jest codziennością. W przeciwieństwie do większości swoich towarzyszy, sam wybrał sobie takie życie. Porzuciwszy rodzinę zamieszkał na barce, zacumowanej przy brzegu rzeki płynącej przez Knoxville w amerykańskim stanie Tennessee. Jego źródłem dochodów stało się łowienie ryb. Suttree nie ma więc rodziny, stałej pracy ani żadnych zobowiązań. Żyje dniem dzisiejszym i niekoniecznie zgodnie z prawem. Pije i trzeźwieje, ładuje się w kolejne kłopoty. Czasami kończy w więzieniu. To właśnie za kratkami Cornelius poznaje Harrogate'a młodzieńca z głową pełną szalonych pomysłów oraz niezdrowym pociągiem do arbuzów. Seksualnym pociągiem. Harrogate przyciąga kłopoty jak magnes. Zamieszkawszy pod mostem boryka się z niedoborem gotówki. Za coś w końcu trzeba jeść. Za coś pić. Za coś kochać. Gdy w okolicy pojawiają się przypadki wścieklizny wśród nietoperzy, a Wydział Zdrowia w ogłoszeniu w gazecie obiecuje zapłacić za każdego zarażonego zwierzaka, Harrogate wpada na genialny pomysł. Nie jest łatwo zabić nietoperza w locie, ale cóż to za problem dla pomysłowego młodzieńca? Zatruwa strychniną kawałki mięsa, wystrzeliwuje je w powietrze, a łakome zwierzaki łykają je bez zastrzeżeń. Niestety intryga się wydaje, a zamiast dolarów Harrogate słyszy tylko Nie autoryzowaliśmy masowej rzezi nietoperzy.[1] Arbuzy, nietoperze, dodajcie do tego jeszcze łódkę zrobioną z samochodowych masek, a dostaniecie obraz człowieka z niczym nieograniczoną wyobraźnią. Postać Harrogate'a w pewien sposób równoważy mroczny klimat powieści, wprowadzając weń nieco humoru i groteski.
Suttre ma sporo roboty przy wyciąganiu Harrogate'a z kłopotów. Nie jego jednego zresztą przyjdzie mu ratować. Mimo iż z natury nasz bohater jest samotnikiem, to serce ma złote i chęci do pomocy bliźnim mu nie brakuje. Podzielić się rybami czy forsą? Nie ma sprawy. Pomóc kumplowi w ukryciu zwłok ojca, po którego śmierci rodzina wciąż pobierała na niego rentę? Ależ proszę. Choć na pierwszy rzut oka Suttree niczym nie różni się od swych towarzyszy z marginesu, trudno go nie polubić. Może to tylko niezdrowa fascynacja typem niegrzecznego chłopca, ale i może szczera sympatia, bo Cornelius wzbudza zaufanie. W świecie bez zasad, on wciąż kieruje się własnym kodeksem, który pozwala mu nie tylko przetrwać, ale i zachować godność, tę odrobinę człowieczeństwa, którą tak łatwo zgubić, gdy ma się oprócz niej niewiele więcej. Powieść McCarthy'ego ukazuje obraz jakiego nie oglądamy na co dzień. Jakiego oglądać nie chcemy. Oto nad rzeką, na barce mieszka człowiek. Porzucił on wygodny świat, by zmierzyć się z samym sobą. Ileż znamy takich historii, w których ktoś postanawia wyruszyć w podróż w głąb siebie, paląc za sobą mosty lub tnąc sznurki łączące go z przeszłością? Zwykle następuje katharsis. Zrozumienie. Suttree się jednak nie zmienia. Owszem, przez moment czuje, że coś w nim drgnęło, że dokonuje się jakaś przemiana. Zmienia się w mężczyznę, w którym próżno szukać menela z barki. Ma przystrzyżone włosy, czyste ubranie. Wynajmuje w mieście pokój. Spotyka się z kobietą. Wiele jednak nie trzeba, by znów stał się tym pijanym, zaniedbanym kolesiem. Bez pieniędzy, perspektyw, miłości. Bo ta kobieta, choć bliższa niż inne, to wciąż prostytutka, to nadal człowiek marginesu, od którego Suttree nie może się uwolnić. To wyperfumowana, złudna trampolina do lepszego świata.
Suttree to powieść przesycona smutkiem, to dekadencka historia po brzegi wypełniona brudem i smrodem. Przewija się przez nią przygnębiający korowód przedstawicieli marginesu społecznego. Są tu dziwki i złodzieje, pijacy i awanturnicy. Są ludzie pokrzywdzeni przez los, kalecy fizycznie lub mentalnie. McCarthy zagląda w głąb ich dusz i czyni to w sposób genialny. Swych bohaterów wykreował mistrzowsko, nadając każdemu indywidualny rys. Pełnokrwiści, wiarygodni, wspólnie budują tę historię. Nie mają wykształcenia, nie czytają filozoficznych traktatów. Prostymi słowami trafiają w sedno. Bardzo trafne wydały mi się słowa szmaciarza. Zapytany o to, czy wierzy w Boga, odparł, że może. Ale nie mam zaś powodu myśleć, że on wierzy we mnie. Och, chciałbym go zobaczyć choć na chwilę.[2] O co by Go zapytał? Zaraz. Zaraz, zaraz, zanim się zaczniesz mnie czepiać. Zanim coś rzekniesz, chciałbym się o coś spytać. To on powie: A o co? To wtedy ja się go spytam: Po co żeś mnie tu właściwie wpakował w tę całą zasraną zabawę, co? Nic a nic żem z tego nie skapował.[3] A Ty, drogi Czytelniku, o co zapytałbyś Boga? Suttree to powieść, która nie ślizga się po powierzchni tematu, ale uderza w sam jego środek. Brutalnie, bezwzględnie obnaża ułomności ludzkiej natury. Równie realistyczne jak bohaterowie są wszelkie opisy. Sprzedawcy na straganach rzeźniczych wygarniali muchy ze skrwawionych trocin. Rzeźnicy ostrzyli noże, a gdzieś na tacy Suttree zobaczył sparzony, różowy łeb cielaka. Wyżej w okrutnej rzeźni widniały wielkie topory, piły do kości i półtusze wołowe, obok wiszących na hakach szynek, powleczonych warstewką niebieskiej pleśni. Na stoisku rybnym w półmroku niewyraźnie rysowały się zimne szare kształty w korytkach z kruszonym lodem.[4] Ot, pierwszy z brzegu opis powieściowej rzeczywistości. Widzę to miejsce, czuję jego zapach. Wzdrygam się. Przewracam kartkę.
Z noty na okładce można wyczytać, że jest to najzabawniejsza i najbardziej osobista książka amerykańskiego pisarza. Kto zna duszną, mroczną atmosferę takich powieści jak Dziecię Boże czy Droga, ten doceni nieliczne iskierki humoru. Ale nawet jeśli czytelnik spod warstwy brudu wydobędzie humorystyczne akcenty, gwarantuję, że będzie to śmiech przez łzy. Łzy żłobiące plątaninę ścieżek na twarzy pokrytej węglowym pyłem, rybim tłuszczem, nadrzeczną gliną. Niemniej jednak, na tle pozostałych historii opowiadanych przez Amerykanina, ta momentami potrafi wywołać na twarzy uśmiech. Inna rzecz, że kolejne wydarzenia ten grymas zdzierają z twarzy dość brutalnie.
Przyjaciel McCarthy'ego mówi o nim jako o człowieku, który płynie zgodnie ze swoim rytmem, absolutnie pewien własnych możliwości.[5] i że najpiękniejsze w Cormacu jest to, że on się donikąd nie spieszy[6]. Jeśli dodać do tego małomówność czy poznaną od podartej podszewki biedę, można dostrzec pewne podobieństwa autora, do głównego bohatera powieści Suttree. Skryty McCarthy nadal jednak pozostaje dla mnie człowiekiem zagadkowym, tajemniczym. Nie odsłania swojej duszy, tak samo jak Suttree, trzyma swoje uczucia dla siebie. McCarthy mistrzowsko buduje atmosferę. Bawi się językiem przechodząc od literacko doskonałej narracji do żargonowych wypowiedzi bohaterów. Odziera świat z lirycznej, słodkiej otoczki, ukazując jej ponurą warstwę. Zmusza do refleksji. Otwiera oczy. Każe zastanowić się nad życiem, nad śmiercią, przemijaniem świata i człowieka. Mój idealny dzień wygląda tak, że siadam w pokoju nad czystą kartką. Dla mnie to niebo. Złoto, a cała reszta to tylko strata czasu.[7] - zdradza Cormac McCarthy w wywiadzie dla World Street Journall. Pozostaje życzyć, sobie i autorowi, by tych idealnych dni było jak najwięcej. A tymczasem zapraszam wszystkich do Knoxville, tam poznacie świat poza wszelką fantazją, złośliwy, realny i jedyny w swoim rodzaju.[8]
--- [1]Cormac McCarthy, "Suttree", przeł. Maciej Świerkocki, Wyd. Literackie, 2011, s. 315. [2][3]Tamże, s. 370. [4]Tamże, s. 101. [5][6]dziennik.pl [7]cormacmccarthy.pl
[8]Cormac McCarthy, dz. cyt., s. 9.