Mroczne tajemnice opuszczonego miasteczka
Sześćdziesiąt lat temu prawie dziewięciuset mieszkańców - cała populacja małej górniczej osady Silvertjärn - zniknęło bez śladu. Do tej pory nikt nie wie, co się wtedy wydarzyło: tajemniczy kataklizm, zbiorowe szaleństwo czy masowe samobójstwo.
Alice jest młodą dokumentalistką, która od dzieciństwa słyszała opowieści swojej babci o Silvertjärn. Zafascynowana tymi wydarzeniami postanawia na własną rękę rozwiązać zagadkę zniknięcia mieszkańców osady. Wraz z niewielką ekipą spędzi pięć dni w odizolowanym i opuszczonym miasteczku, kręcąc dokument o jego tajemnicach. Jednak na miejscu okazuje się, że przeszłość nadal rzuca swój złowieszczy cień na Silvertjärn, a poszukiwania prawdy szybko przeradzają się w walkę o przetrwanie.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2019-10-22
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: Staden
„Osadę” Camilli Sten znalazłam w bibliotece, w dziale horrorów. Polecanki na skrzydełku okładki upewniły mnie jednak w przekonaniu, że jest to rodzaj thrillera, czyli gatunku, który lubię najbardziej ze wszystkich. Okazało się, że ludzie polecający tą książkę się nie mylili. I to nie tylko pod względem zaszeregowania jej pod konkretnym gatunkiem. Także dlatego, że bardzo polecali tę pozycję.
Tak, wiem, że z takimi opiniami zwykle jest tak, że są pisane na zlecenie, a osoby, które je wydają, często nie widziały nawet książki na oczy, dlatego podchodzę do nich wyjątkowo ostrożnie. Tym razem, jak się szybko okazało, mieliśmy – ja i recenzenci – podobny gust.
„Osada” przywodzi na myśl film o tym samym tytule i chyba tym się kierowałam, wypożyczając z biblioteki tą książkę. Jedno z drugim nie ma ze sobą nic wspólnego. Być może autorka liczyła, że ludzie, którzy obejrzeli wcześniej film, sięgną po książkę o tym samym tytule, myśląc – podobnie, jak ja – że musi być w którymś miejscu z nią zbieżna.
„Osada” jest podzielona na dwie części. Jedna z nich dzieje się Wtedy, czy około 1959 roku. I Teraz, czyli współcześnie. Z początku czytelni nie ma pojęcia, co łączy „wtedy” z „teraz”, dopiero po dłuższym czasie dostrzega te subtelne połączenia. Najbardziej dla mnie naturalne połączenie przeszłości z teraźniejszością, okazało się być tylko czczą fantazją, bo ognisty rudzielec nie był nikim innym, jak jednym z uczestników projektu. Okazało się jednak, że inni uczestnicy są mniej, lub bardziej genetyczny sposób spokrewnieni z ludźmi z tajemniczej wioski, którą wybrali sobie do przygotowania filmu, wstępnie promującego projekt.
Główna bohaterka, Alice, zatrudnia kilka osób, by z ich pomocą nakręcić spot promujący przyszły film. Aby mógł powstać potrzebni są sponsorzy i ich pieniądze. Oprócz niej do tajemniczej wioski Silvertjarn, której populacja sześćdziesiąt lat temu przepadła bez śladu, wybiera się także Emma – jej dawna najlepsza przyjaciółka, z którą łączy ją trudna przeszłość, Robert – zdaje się, że to jej chłopak, Tone – która jest genetycznie powiązana z jedną z mieszkanek wsi, tak samo, jak Alice, oraz Max – osoba odpowiedzialna za stronę finansową całego tego przedsięwzięcia, bezgranicznie zakochana w Alice. To oni odpowiadają za wszystko, co teraz dzieje się w tajemniczej wiosce.
Za wtedy odpowiedzialna jest rodzina Elsy, w której skład, oprócz niej samej, wchodzą: Steffan, Margareta i Aina. W ich cichej i wyjątkowo spokojnej wiosce pojawia się nowy pastor, Mattias, który ma pomóc ich dotychczasowemu pasterzowi, Einarowi, w prowadzeniu parafii. Wszyscy wiedzą, że Einar pije i to od dawna. Jego nałóg sprowadza na wioskę prawdziwe nieszczęście w postaci nowego pastora, choć zaczęło się, jak w wielu takich wypadkach wyjątkowo niewinnie.
Ta historia, choć nie ma dokładnych ram czasowych, wydaje się trwać kilka dobrych miesięcy, jeśli nie lat.
Historia, która odbywa się teraz trwa zaledwie pięć dni; zaczyna się we wtorek, a kończy w sobotę. Potem pozostaje nam jedynie epilog.
Choć z początku te dwie historie opowiadane są oddzielnie i wydaje się nam, że absolutnie nic ich nie łączy, później okazuje się, że mają coraz więcej punktów wspólnych.
Wraz z Elsą – z przeszłości – i z Alice – z teraźniejszości – poznajemy straszną historię upadku miasta. Zło, które pewnego dnia pojawiło się w jego „progach” tak odmieniło wszystkich ludzi, że stali się oni skłonni do bardzo brutalnych i morderczych czynów. Zło to nie przestało oddziaływać na ludzi nawet po swojej śmierci. Ludzie poświęcając się dla niego i ciągle tkwiąc w bluźnierczym obłędzie dalej czynili krzywdę innym ludziom, chcąc swoje zadanie doprowadzić do samego końca.
A tak naprawdę zakończyć je mogła jedynie śmierć.
Wiele osób, zarówno „wtedy”, jak i „teraz” nigdy nie opuściło miasta, tracąc w nim swoje życie. Jedni, ulegając sile sekty, popełnili samobójstwo, inni zostali brutalnie zamordowani różnymi sposobami. Odkrycie prawy z pewnością pomogło bohaterom nie tyle pogodzić się z przeszłością, ile dać nadzieję ludziom żyjącym współcześnie oraz w niedalekiej przeszłości, że będą mogli żyć w miarę normalnie i nie obawiać się tego miejsca.
Autorka sprawnie posługuje się piórem; jej opisy są niezwykle plastyczne, dobrze oddające rzeczywistość. Wszystkie postaci wydaja się nad wyraz rzeczywiste, a sama fabuła potrafi wciągnąć i zainteresować czytelnika. Jednocześnie nie ma wielu brutalnych scen, a takich charakterystycznych dla horrorów to nie ma chyba wcale. Ja w każdym razie żadnej takiej się nie doszukałam.
To dobry thriller na dwa, albo trzy dni, bo w zasadzie powieść się dosłownie „połyka”.
Sama autorka jest córką słynnej autorki kryminałów Viveki Sten, więc można powiedzieć, że pisanie ma we krwi. Od najmłodszych lat zainteresowana pisaniem i polityką. Pisała artykuły do kilku poczytnych gazet. A jej debiutancka powieść „En annan gryning” opowiada o nowym systemie dystopijnym w Szwecji.
Okładka Osady od razu przyciągnęła mój wzrok. Czerwień przywodząca na myśl krew od razu rozbudziła moją ciekawość, a gdy przeczytałam opis, nie wahałam się dłużej. Przyznaję, że miałam co do tej powieści wysokie oczekiwania, jednakże czy zostały one spełnione?
Przenieśmy się na chwilę sześćdziesiąt lat wstecz. Do czasu, gdy wszyscy mieszkańcy pewnego górskiego miasteczka zniknęli całkowicie bez śladu. Do tej pory nikt nie wie, co się wówczas wydarzyło i gdzie podziali się zaginieni ludzie. Alice to młoda dokumentalistka, która od dzieciństwa słyszała różne opowieści o tym miasteczku od swojej babci. Niezwykle zainteresowana tymi wydarzeniami postanawia wybrać się z garstką znajomych do owego miasteczka i po swojemu spróbować rozwikłać tę zagadkę, a przy okazji nakręcić dokument o tym miejscu. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że przeszłość nadal rzuca cień na osadę, a poszukiwanie prawdy zamienia się w walkę o przetrwanie.
Główną bohaterką powieści jest właśnie Alice. Choć kobieta wydaje się interesującą postacią, choćby ze względu na chęć nakręcenia dokumentu o Silvertjärn, niestety we mnie nie wzbudziła żadnych "cieplejszych" uczuć. Poza tym, że bardzo chciała stworzyć coś na temat miasteczka, nie wiem o niej nic. Odniosłam wrażenie, że autorka potraktowała ją po macoszemu i nie dopracowała jej do końca. Alice została postawiona przede mną, jako czytelnikiem i róbta co chceta.
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów... Oni również byli kompletnie płascy i nijacy. W zasadzie nie wiem za bardzo, jaka była ich rola w całej historii. Autorka musiała najwidoczniej wcisnąć do książki więcej postaci, ale niekoniecznie wiedziała jak dobrze obsadzić ich w akcji i na jakie postacie wykreować. Efekt wyszedł dość mizerny. Prawdę powiedziawszy, pamiętam tylko Tone, która jako jedyna wzbudziła we mnie jakiekolwiek emocje, a było to współczucie.
Jeśli chodzi o fabułę, to tutaj również oczekiwałam czegoś naprawdę zaskakującego. W końcu jest to powieść zawierająca elementy grozy i thrillera, więc trudno było mi nie oczekiwać historii trzymającej w napięciu. No cóż, może domyślacie się już, że moje oczekiwania nie zostały zaspokojone. To znaczy, historia ta miała ogromny potencjał i aż dziwię się, że się nie sprawdził.
Gdyby autorka dopracowała swoich bohaterów oraz poszczególne zwroty akcji, książka mogłaby naprawdę stać się świetną pozycją, którą polecałabym bez wyrzutów sumienia. Niestety wszystko zostało zbyt rozdmuchane i zabrakło mi właśnie tego efektu WOW jako wisienki na torcie. Końcowy plot twist natomiast zasługuje na kciuk w górę, ponieważ był naprawdę zaskakujący.
Na plus zdecydowanie zadziałał fakt, iż autorka pokusiła się o rozdziały będące wspomnieniami wydarzeń sprzed sześćdziesięciu lat. Połączone to zostało z listami pisanymi między babcią Alice, a jej siostrą, więc jeszcze bardziej uatrakcyjniło to tę powieść. Szkoda tylko, że akcja tocząca się w czasach teraźniejszych nie była tak dobra.
No cóż, ponarzekałam, to jeszcze na koniec wspomnę o tym, że dzięki stylowi pisania Camilli Sten, książkę tę czytało mi się szybko i całkiem przyjemnie (pomijając całą resztą oczywiście). Mimo tego, że Osada nie okazała się tak dobra, jak miała być, sięgnę po kolejne powieści autorki. Jestem ciekawa, czy może w następnych powieściach poprawi swój warsztat pod względem kreacji postaci i fabuły.
Jeśli lubicie powieści grozy lub te, które zawierają właśnie elementy tego gatunku i szukacie właśnie powieści, która może zadziałać na Waszą wyobraźnie i wzbudzić strach, to przy Osadzie raczej tego nie otrzymacie. Jednakże spróbować zawsze można i być może komuś z Was ta pozycja w sobie rozkocha, a nawet przestraszy.
"„Osada” to druga (po „En annan gryning”) powieść, która wyszła spod pióra szwedzkiej pisarki Camilli Sten, córki Viveci Sten – autorki znanej przede wszystkim z serii powieści kryminalnych, w których główną postacią jest komisarz Thomas Andreasson. Nie miałam okazji zapoznać się z dziełami matki, ale po przeczytaniu „Osady” wiem już, że z chęcią sięgnę w przyszłości po kolejne książki córki. Znalazłam tu bowiem wszystko to, co tak bardzo lubię w powieściach tego typu – intrygującą zagadkę do rozwiązania, budujący atmosferę grozy klimat, interesujących bohaterów oraz bardzo dobrze poprowadzoną historię, którą czytałam z przyjemnością. Czegóż chcieć więcej? ?"
Więcej o samej książce:
https://magicznyswiatksiazki.pl/osada-camilla-sten/
"Osada" Camilli Sten to powieść mająca wszelkie przymioty dobrej powieści grozy.
Mamy górnicze miasteczko Silvertjärn, które od sześćdziesięciu lat straszy pustką i tajemnicą - wszyscy mieszkańcy zniknęli i przez lata nie udało się odkryć tego, co się tak naprawdę tam wydarzyło.
Alice - wnuczka jednej z byłych mieszkanek osady, chce rozwiązać tę zagadkę i przy okazji nakręcić dokument. To właśnie ona jest narratorem tej książki, nadmieniam, że narracja jest prowadzona w osobie pierwszej.
Jedzie tam wraz ze znajomymi, którzy mają pomóc jej przy filmie. Młodzi ludzie wjeżdżają w martwą strefę i bez żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, będą spacerować po tym miasteczku - widmie i odkrywać jego sekrety.
Odkryjemy jakie związki rodzinne łączą członków grupy z mieszkańcami Silvertjärn i będziemy starali się ułożyć pozyskane informacje niczym puzzle, by móc zobaczyć to, co wydarzyło się sześćdziesiąt lat temu.
Książkę rozpoczyna prolog - zapis wydarzeń jakie miały miejsce tuż po zniknięciu całej populacji osady - i już w tym miejscu autorka zaczyna budować klimat niewiadomej i stopniować napięcie.
Zapoznajemy się z zarysem projektu jaki prowadzi główna bohaterka powieści, przypomina on coś na kształt - zbiórki pieniędzy, jakie często organizują niezależni twórcy.
Następnie książka dzieli się na dni tygodnia, w których filmowcy przebywali na terenie miasteczka, a treść jest przeplatana retrospekcjami z życia rodziny babci Alice. Pojawiają się też listy pisane przez siostrę babci dziewczyny i jej matkę. Na końcu znajdziemy epilog.
Historia miasteczka wiąże się zamknięciem kopalni i utratą zatrudnienia przez wiele osób. Ludzie stracili możliwość zarobku, było im ciężko, wielu traciło poczucie sensu. Wtedy w miasteczku zjawił się duchowny i w mieszkańcach na nowo rozkwitła nadzieja na lepsze jutro. Trochę w myśl powiedzenia "jak trwoga to do Boga".
W domach na półkach nadal stoją produkty żywnościowe, w spróchniałych budynkach, pokrytych łuszczącą się farbą odnajdziemy meble; szafy z ubraniami, czy różne zapiski. Wszystko wygląda tak jakby mieszkańcy mieli zaraz wrócić.
Autorka świetnie pokazała ludzką podatność na manipulacje w czasie kryzysu. Kiedy jesteśmy tak zrezygnowani, że chwytamy się każdej deski ratunku. Budowanie wspólnoty, wiara, chęć naprawy swojego życia i dla równowagi poszukiwanie przyczyny nieszczęścia, które kiedy w końcu nabierze realnego kształtu jest przecież możliwe do usunięcia.
Podobało mi się jak stopniowała napięcie i powoli odkrywała karty. Jak strach wśród uczestników filmowej wyprawy narastał powoli, jak z młodych i pełnych kreatywnego spojrzenia na życie ludzi, przeistaczali się zaszczute jednostki i nie potrafili odróżnić tego, co jest rzeczywiste, a co tylko się im wydaje.
Niezwykle łatwo tracili zaufanie do siebie nawzajem. Na światło dzienne wychodziły stare urazy, niedopowiedzenia.
Camilla Sten świetnie stworzyła duszny, klaustrofobiczny klimat, który zdaje się otaczać ekipę jak mgła i powoli dusić. Dźwięki, które słyszą z krótkofalówek, odczuwanie, że są przez kogoś obserwowani - wszystko to powoduje, że napięcie stale narasta.
Choć obie grupy przebywające na terenie osady dzieli sześćdziesiąt lat, to tak naprawdę postępują one w jednakowy sposób.
W "Osadzie" nie znajdziemy nadprzyrodzonych mocy, i nienazwanego zła.
To wycinek historii o ludzkości. O tym, co w nas samych jest od zawsze i jak niewiele trzeba, by rozrosło się do ogromnych rozmiarów i zrobiło z nas armię kukieł - zdolną do niesienia śmierci i zniszczenia, niezależnie od tego kim byliśmy wcześniej.
Upadek człowieka jako jednostki, degeneracja moralności i zło rozrastające się jak rak.
Forma przedstawienia tej opowieści przypomina mi modne swego czasu filmy kręcone "z ręki", stajemy się uczestnikami wydarzeń. Autorka często wspomina media społecznościowe i zwykłą codzienność przez co można odnieść wrażenie realności fabuły.
Choć nie odczułam niestety żadnej grozy, czy strachu, to uważam, że to naprawdę dobra pozycja, która skrywa w swojej treści dużo więcej, niż się na początku wydaje. Nie powinna być raczej kwalifikowana jako horror, dla mnie to bardziej thriller psychologiczny. Co wrażliwsi być może odczują jakieś mrowienie, czy nawet zalążek strachu. Myślę, że przypadnie do gustu czytelnikom lubującym się w rozkładaniu naszej - często zwierzęcej natury, na czynniki pierwsze.
OSADA WIDMO
Film „Osada” z 2004 roku dla fanów twórczości M. Nighta Shyamalana okazał się sporym rozczarowaniem. Ja jednak, choć widziałem i widzę jego mankamenty i logiczne potknięcia, dobrze bawiłem się w trakcie seansu, dlatego widząc tytuł i opis niniejszej powieści, nie zastanawiałem się długo. Co prawda oba dzieła w ostatecznym rozrachunku poza tytułem właśnie niewiele więcej mają ze sobą wspólnego, jednak w ręce czytelników trafia dzieło, które spodoba się zarówno miłośnikom, jak i przeciwnikom filmowej „Osady”.
Mieszkańcy osady Silvertjärn znikają. Nikt nie ma pojęcia, co się stało. Mija sześćdziesiąt lat, a postępu w wyjaśnieniu zagadki jak nie było, tak nie ma. Tu na scenę wkracza młoda dokumentalistka Alice, która od najmłodszych lat fascynuje się tym, co spotkało ludzi ze Silvertjärn, dlatego wraz z ekipą znajomych zjawia się w mieścinie-widmo, by w formie filmu opowiedzieć o tym, co się stało i być może rozwikłać zagadkę. Żadne z nich nie ma jednak pojęcia z czym przyjdzie im się zmierzyć w trakcie pobytu…
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/10/osada-camilla-sten.html