Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami thriller o szaleństwie ludzi i niebezpieczeństwach, jakie może spowodować wykolejona nauka zamieniona w śmiertelną broń.
Szpital psychiatryczny Gaustad, Oslo. Pewnego dnia o świcie, po lodowatej nocy, w celi zostają znalezione zwłoki pacjenta z ustami otwartymi w niemym krzyku. Wysłana na miejsce inspektorka Sarah Geringën wyczuwa od razu, że ta sprawa będzie inna niż wszystkie...
Zagadek jest coraz więcej: dlaczego ofiara ma na czole bliznę układającą się w kształt liczby 488? Co oznaczają niezrozumiałe rysunki na ścianie celi? Dlaczego personel szpitala wydaje się tak zakłopotany, gdy przychodzi do wyjawienia tożsamości mężczyzny hospitalizowanego w Gaustad od ponad trzydziestu lat? Rozpoczyna się niesamowite śledztwo, które zaprowadzi Sarah do Londynu, na Wyspę Wniebowstąpienia, do kopalni w Minnesocie i na wzgórza Nicei.
Zegar nieubłaganie odlicza czas, tymczasem inspektorka w towarzystwie Christophera, francuskiego dziennikarza śledczego, odkrywa tajne akta CIA, wydobywając na światło dzienne niezwykłą prawdę na temat jednego z dręczących każdego z nas pytań: o życie po śmierci...
Tymczasem ukryta w supertajnych laboratoriach odpowiedź na to pytanie przeraża bardziej niż ono...
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2018-02-14
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 448
Tytuł oryginału: Le cri
"Jeśli nie ma strachu, nie ma powodu do wiary. Bez obawy przed nicością po śmierci, wiara nie ma sensu. Bóg staje się niepotrzebny"
To jedna z tych książek, które ja, na własny użytek, nazywam "bardzo amerykańskie" i które zapowiadają się świetnie, a potem albo coś idzie nie tak, albo dokładnie powielają ograne schematy. Ta też zaczynała się bardzo ciekawie i przede wszystkim bardzo tajemniczo.
W psychiatryku umiera człowiek, którego zgon sprawia wrażenie samobójstwa. Jednak wezwanej na miejsce śledczej Sarah Geringën, byłej agentce służb specjalnych coś nie daje spokoju, zwłaszcza tajemniczą jej się wydaje blizna na czole denata o kształcie cyfr 488. O co tu chodzi i co tak naprawdę się stało?
Naprawdę zapowiadało się bardzo dobrze. Niestety im dalej w treść, tym bardziej amerykańsko. Zaczyna się zwyczajny wyścig, który ja nazwałam sobie, "kto kogo wyprzedzi"? Kto jest sprytniejszy; kto bardziej wyszkolony; kto bardziej bezwzględny; kto pierwszy da się zabić; kto przetrwa i ocaleje, itd.
I tak naprawdę główny temat badań i doświadczeń na ludziach, ciągnących się całymi latami i "angażujących" pewnych wysoko postawionych ludzi, rozmywa się totalnie. Oczywiście nie mogło się też, schematycznie zresztą, obejść bez wątku romansowego. Na szczęście był on dość nienachalnie zarysowany, więc aż tak mi nie przeszkadzał.
Reasumując, to bardzo, bardzo pospolity średniak. Niczym się specjalnie nie wyróżniający i nie sądzę, bym zbyt długo pamiętała tę książkę.
Uwielbiam mieć kaca. Kocham ten stan. I nie chodzi mi o stan po upojeniu alkoholowym. Mam na myśli kaca po przeczytaniu przejmującej książki. Ten stan, kiedy to nie możesz zasnąć, bo rozmyślasz o właśnie skończonej lekturze. Masz dreszcze, zawroty głowy i po raz kolejny wydaje Ci się, że żadna książka już nigdy nie wzbudzi w Tobie takich emocji (no...przynajmniej przez jakiś czas - zanim znajdziesz kolejną taką perełkę).
Tak właśnie czuję się dziś, w tej chwili - świeżo po przeczytaniu "Krzyku".
Już po przeczytaniu kilku początkowych stron zatonęłam w lekturze. Lubię straszne historie, mroczne klimaty, historie z dreszczykiem. W "Krzyku" przenosimy się do Oslo, do szpitala psychiatrycznego, w którym właśnie doszło do...no właśnie - samobójstwa, zabójstwa? W tajemniczych okolicznościach ginie pacjent. Pacjent, który przebywa w szpitalu od ponad 30-stu lat. Na czole ma wyryty numer: 488. Nikt nie wie jak ów mężczyzna się nazywa i skąd wziął się ten osobliwy tatuaż. Wiadomo natomiast, że jego ciało wygląda tak, jakby doznał strasznego szoku, jakby coś (lub ktoś?) go przeraziło. Przed śmiercią mężczyzna ten wydał z siebie jeden tylko przejmujący dźwięk: krzyk.
Książka ta jest klimatyczna, mroczna, tajemnicza. Mury szpitala psychiatrycznego idealnie pasują jeśli myślimy o dobrym horrorze. Tajne rządowe projekty, MK-Ultra, CIA oraz pani inspektor po przejściach - to z kolei tworzy idealny kryminał.
Dla mnie zdecydowanie jest to pozycja godna uwagi. Taka, którą zapamiętam na dłużej.
Przeczytane:2018-03-31, Ocena: 5, Przeczytałam, Zmieniły właściciela, 52 książki 2018,
Chociaż "Krzyk" to druga książka napisana przez Nicolasa Beugleta to w Polsce wydano niestety tylko tę. Muszę przyznać, że po przeczytaniu jej żałuję tego i liczę, że ktoś zdecyduje się to nadrobić. Musze przyznać, że ostatnio dość często w moje ręce trafiają pozycje ze szpitalem psychiatrycznym w roli głównej lub jako tło zdarzeń. Praktycznie każda z nich robiła na mnie pozytywne wrażenie i tu również tak było. Co w takim miejscu Nicolas dla nas zaplanował? Zobaczmy.
W szpitalu psychiatrycznym w Oslo dochodzi do dziwnego zdarzenia. Wszystko wskazuje na to, że jeden z pacjentów popełnił samobójstwo. I pewnie nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że próbował się udusić własnymi rękami. Ostatecznie jednak zmarł na zawał. Powodem był wyjątkowo silny strach. Pytanie brzmi: Co może wystraszyć człowieka tak bardzo, że doprowadza go to do śmierci?
Sprawa trafia w ręce Sary Geringen. Inspektor sama zmaga się z poważnymi problemami osobistymi jednak śledztwo traktuje jako deska ratunku, coś na czym może się skupić i co pozwala jej przetrwać jeden z najgorszych momentów w jej życiu.
Odkrywszy na czole pacjenta bliznę w kształcie liczby 488, Sara domyśla się, że śledztwo nie będzie ani łatwe ani proste. Jak się okazuje miała rację. Dość szybko trafia do dziennikarza śledczego Christophera, który nie waha się pomóc jej rozwikłać sprawę. To co go do tego pcha to fakt, że w sprawę zamieszany był jego brat, który zginął w wypadku niedługo po tym jak zaczął węszyć w okół sprawy pacjenta 488.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nikt nie wie jak nazywał się tak na prawdę pacjent z blizną 488. Mimo iż przebywał w szpitalu od ponad trzydziestu pięciu lat był po prostu numerem. To co było charakterystyczne to fakt, że pacjent przed śmiercią wydał przeraźliwy krzyk. A pacjent przebywający w pokoju niedaleko mówił, że nie był pierwszym jaki wydał i że ciężko go do czegokolwiek porównać. Po prostu przerażał.
Co (a może kto?) przeraziło mężczyznę tak, że dostał zawału? Kom był pacjent o numerze 488? Co w ogóle oznacza ten numer? Do czego dokopią się Sarah i Christopher? Czy będą gotowi na informacje jakie trafią w ich ręce? I czy na odwieczne pytanie: Czy istnieje życie po śmierci? znajdzie ktoś wreszcie odpowiedź?
"Krzyk" to niby francuski thriller, ale jego akcja toczy się po części w Norwegi, a po części we Francji. Jednak wraz z bohaterami odbędziemy jeszcze podróż na Wyspy Wniebowstąpienia. Początek książki jest spokojny, a wręcz powiedziała bym rozwleczony. Jednak po pewnym czasie autor funduje nam niezłego kopa. Pojawia się dynamika, która przenosi nas w świat jakby prosto z wesołego miasteczka. Lądujemy bowiem na Roller Costerze. Emocje sięgają zenitu, a jedyne czego pragnie czytelnik to dowiedzieć się co dalej. Myślę, że jeśli lubicie thrillery z odrobiną medycyny, ale i wiarą w tle to będzie to coś dla Was. Mało tego pozycję powinniście zapamiętać na dłużej. Ja chciała bym mieć okazję przeczytać pierwszą książkę jaka wyszła spod pióra Nicolasa Beugleta.
Więcej na:
www.swiatmiedzystronami.blogspot.com