Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 2012-05-10
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 750
Tylko pogratulowac tak spektakularnego debiutu.Znakomita powiesc,chociaz nie dalbym jej maksymalnej oceny.Dodatkowe oczko przyznaje jej za interpretacje pana Krzysztofa Gosztyly.Sluchalem juz wiele ksiazek w wersji audio,ale to co robi pan Krzysztof,to prawdziwe mistrzostwo..
Pierwsze co na wstępie muszę zaznaczyć, to że ,,Imię róży" absolutnie kocham i to, że już na wstępie podziwiam Manare, że podjął się adaptacji graficznej tak ambitnej, wielowątkowej powieści.
Co mnie od pierwszych uderzyło, to mroczny średniowieczny klimat, który zdecydowanie przenosi nas do opactwa, które jest centrum wydarzeń. Nie wiem jak dalece to celowy zabieg, a w jakim stopniu przypadek, ale wybór papieru także na ten klimat ma wpływ, bo przywodzi na myśl średniowieczny papirus i mam przeczucie graniczące z pewnością, że gładki papier kredowy nie dałby takiego efektu.
Artyście udało się także oddać aurę tajemnicy, grozy i niepewności, duży wpływ na to miała także gra cieniem, który ewidentnie potęgował mrok.
Ukłony dla rysownika, za prezentację śledztwa, które znakomicie przedstawia pierwowzór i można się w nim odnaleźć, nawet nie znając oryginału czy adaptacji filmowej. Jako że powieść nie jest szczególnie długa, to wydarzenia są przedstawione dość dynamicznie i w sposób przejrzysty. Bardzo podobało mi się jak rysownik ,,grał" emocjami, których ekspresja często oddawała mimiką to, co nie zostało wypowiedziane.
Muszę jednak zauważyć, że skondensowana forma historii pozbawiła jej nieco wątków pobocznych, które pierwowzór w znacznym stopniu ubogacały, próżno też szukać dylematów moralnych i rozważań teologicznych, okrojono też nieco warstwę historyczną, ale przyznaje spodziewałam się tego, bo nie można było tego inaczej rozwiązać.
Dla mnie graficzne wydanie tego klasyka, jakim jest ,,Imię róży" wyszło absolutnie genialnie i już wyczekuje drugiej części, bo to będzie prawdziwy creme de la creme. Pomimo ograniczenia warstwy ,,duchowej" powieści, to życzę sobie, żeby częściej artyści podejmowali ego typu wyzwania zwłaszcza z tak spektakularnym efektem.
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Noir Sur Blanc
Franciszkanin Wilhelm razem ze swoim pomocnikiem, młodym Adso, próbuje odkryć kto morduje mnichów w opactwie. Okazuje się, że mnisi ginęli od trucizny, którą jeden z nich nasączył karty księgi. Podczas ślinienia palców, trucizna dostawała w się do organizmu czytającego.
Czytałam już kiedyś tę wspaniałą powieść i bardzo mnie w niej wtedy urzekła intryga, sceneria i akcja. Tym razem sięgnęłam do niej dla aksamitnego głosu pana Gosztyły i delektowałam się nią bardzo powoli, bo miesiąc. Akcja i błyskotliwy Wilhelm byli wspaniali, ale tym razem interpretowałam tę książkę inaczej, bo doszukałam się w niej opowieści o średniowieczu, a raczej dyskusji o średniowieczu. Klasztor z opowieści był minizwierciadłem średniowiecza z tymi wszystkimi sprzecznościami tej epoki. W takiej interpretacji akcja kryminalna stanowi jedynie tło dla tej wielkiej dyskusji o tamtej epoce. Tyle kontrastów, tyle sporów, tyle różnic i tyle pustki wśród bogactwa. Uznałam, że Wilhelm był postacią z innej epoki, bo jego poglądy wykraczały poza swój czas. Szukałam autora tego ostatniego cytatu Wilhelma w końcówce książki, z tej dyskusji z Adsem o filozofii. I znalazłam, że jest to filozof dziewiętnastowieczny. W ogóle, cała ta końcowa rozmowa Wilhelma z Adsem nad płonącym klasztorem jest jakby aluzją do Kanta. A na pewno wykracza poza kanony myślowe najmędrszych ludzi z tej epoki. Może Wilhelm jest symbolem autora w powieści?
W każdym razie są w tej powieści i alegorie epoki, i symbole, i ta cała otoczka znaczenia numerów itp, ale i wielkie dyskusje średniowiecza o prymacie papieża, o ubóstwie i inne. Wszystko to wplecione zgrabnie w fabułę. Losy wieśniaczki w kontekście tej sąsiadującej z nią dyskusji o ubóstwie Jezusa to jakby kwintesencja epoki. Wielosłowie, mnogość zdań i rozważań, a obok prawdziwe ubóstwo, na które wszyscy są obojętni. Finalna wielka dyskusja Hubertusa z Wilhelmem to jakby rozmowa średniowiecza z epoką rozumu, epoką późniejszą. Obaj uosabiają kompletnie odmienne punkty widzenia świata, Boga i człowieka. To też potwierdza moją interpretację utworu.
Na pewno jest to bardzo ciekawa książka, o wielu możliwościach interpretacyjnych. Na pewno Eco doskonale stylizuje książki na obraną epokę. Tutaj mamy średniowiecze. Epoka wielka i trudna, ale dzięki intrydze kryminalnej, która jest osią konstrukcyjną utworu i dzięki obrazowi klasztoru nabrała lekkości i - po prostu - zdobyła światową sławę. Ja jestem fanką średniowiecza i baroku, dwóch epok kontrastów, dlatego uwielbiam zagłębiać się w te niuanse znaczeniowe, tak jak i po prostu czekać na rozwiązanie zagadki morderstw w opactwie.
To był wspaniale spędzony miesiąc z audiobookiem i wspaniałe dzieło interpretacyjne Krzysztofa Gosztyły.
Książka była dla mnie wyzwaniem, które podjełam po obejrzeniu filmu i serialu. Napisana jest starodawnym językiem, do którego wtrącone jest wiele cytatów łacińskich (ale i nie tylko), z czego nie wszystkie są wytłumaczone. Jest też wiele dat i wydarzeń historycznych. Chociaż nie jest to rodzaj literatury, który czytam na codzień, uważam, że książka jest godna polecenia każdemu, kto lubi podejmować wyzwania i wysiłek intelektualny przy czytaniu.
Książka, nad którą Umberto Eco pracował do ostatnich chwil życia. Kryzys ideologii, kryzys partii, niepohamowany indywidualizm... Tak wygląda świat...
Tom obejmuje teksty z pierwszej dekady XXI wieku skupione wokół kwestii znaku i znacze-nia. Nie jest to jednak tylko zbiór rozpraw z dziedziny semiotyki...