Wędruj samotnie i śpiewaj!
Aleister Crowley
Wyobraź sobie, że w jednej chwili porzucasz wszystko: rodzinę, pracę, hobby, dom i kredyt. Nic nie potrafisz. Nic nie wiesz. Poza jednym - musisz uciekać przed siebie.
Przed tobą hałaśliwy Berlin, obóz przesiedleńczy u podnóża Alp, półświatek Lublany i grecka wyspa, gdzie zbliżysz się do strasznej tajemnicy.
Exodus pozbawia poczucia bezpieczeństwa i ciska w obszary mroku, których istnienie się przeczuwa, ale o których boi się myśleć.
issuu.com/wydawnictwosqn/docs/exodus_issuu_
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2017-11-22
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 448
Łukasz Orbitowski jest kolejnym autorem, z którego twórczości mam styczność po raz pierwszy. Co skłoniło mnie do przeczytania Exodusu? Sporą zachętą był dla mnie opis od wydawcy, który wzbudza ogromną ciekawość. A ciekawość zrobiła już swoje, bardzo interesowało mnie, jak może wyglądać, życie człowieka, który w jeden chwili postanawia porzucić wszystko, co ma i pragnie ułożyć sobie życie na nowo.
„Moja wola, moja siła, moja moc."(¹)
Bohaterem Exodusu jest Janek, pewnego dnia postanawia rzucić wszystko i wyjechać z Warszawy pierwszym najbliższym pociągiem. Wyjmuje wszystkie posiadane pieniądze z konta, karty i dowód niszczy w dworcowej toalecie i wyrusza w swoją podróż. I tak trafia do Niemiec. Przeżywa tam różne niespotykane sytuacje i poznaje niezwykłych ludzi. W tym momencie ma swój początek bieg wydarzeń, w które zmienią głównego bohatera.
Miedzy czasie też poznajemy historię małżeństwa Janka, zaczynające się ciążą partnerki bohatera Julki i ukazującą miłość do syna.
Jaka to wolność, skoro cierpisz jeszcze bardziej, niż wczoraj? Gdzie ta wolność i jak ona wygląda? Można zapytać Janka, śledząc jego drogę.
Droga ku upragnionej wolności, jaką wybrał bohater okazuje się nie być taka łatwa, jakiej oczekiwał. Naiwne myślenie, że jeśli porzuci wszystko, odetnie się od problemów dnia wczorajszego to życie jest stanie się lepsze. Jednak tak łatwo w życiu nie ma.Czytając książkę Orbitowskiego możemy uświadomić sobie, że ucieczka ku wolności, w jaki sposób to zrobił główny bohater, nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem.
Krótko o akcji i fabule. Akcja ma różne tempo, dzieje się w niej bardzo dużo. Dynamizmu nadają jej szczegółowe, długie opisy tworzące napięcie u czytelnika, pozwalające na bardzo dobre wrzucie się w emocje, jakie przeżywa bohater w danym momencie. Fabuła na jedynie można powiedzieć dwa wątki. Pierwszy główny z opisem przeżyć Janka, drugi nieco mniej rozbudowany, w którym poznajemy historię małżeństwa. A postacie w powieści są przedstawione bardzo realistycznie, zwłaszcza główna postać. Małymi krokami poznajemy charakter, słabe i mocne strony, jakbyśmy mieli do czynienia z prawdziwą osobą. Książka podzielona jest na części, z których każdy przedstawia osobno, kolejny etap drugi podjętej przez główną postać.
„Siedzę na przystanku i czytam książkę. Mam adidasy na grubej podeszwie i jasny dres z napisem STAR WARS biegnącym wzdłuż nogawki. Puławską suną tramwaje, a pasażerowie, choć jest już dość ciepło i mają na sobie kurtki.”(²)
Nie spodziewałam się, że trafię na tak wspaniale napisaną książkę, jaką jest Exodus. Wywarła na mnie bardzo duże wrażenie, przerosła oczekiwania i zaintrygowała. Każdą jej stronę czytałam, a raczej , pochłaniałam nie mogąc doczekać się zakończenia. Odkładając książkę na półkę, czułam niedosyt, bardzo chciałam szybko do niej wrócić i przekonać się jak potoczą się losy głównego bohatera.
Warto jest sięgnąć po Exodus Łukasza Orbitowskiego, niezależnie od tego, jakie gatunki książek się lubi.Ja z chęcią sięgnę po inne książki tego autora.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu SQN oraz portalowi CzytamPierwszy.
Przypisy.
*cytaty wybrane zostały przeze mnie.
(¹) cytat z rozdziału 2,strona 35
(²)cytat z rozdziału 12,strona 369
DOKĄD IDZIESZ…
Każdy z nas ma czasami takie chwile- marzy tylko o tym, żeby rzucić wszystko w diabły i wyjechać w te mityczne Bieszczady. Zostawić za sobą kulejący związek, wrzeszczące dzieci, kredyty, szefa co to nic nie rozumie, gderających rodziców, rachunki i raty… Narzucić kurtkę, wziąć kasę i w pociąg. Nie ma mnie. I żadnego „żegnaj”, czy choćby „do zobaczenia”. Znikamy. Wymazujemy się z życia. Kto o tym nie marzył? A tymczasem Janek nie marzy. Janek wybiera z banku pieniądze, ładuje plecak, kupuje pierwszy lepszy bilet, a w dworcowej toalecie tnie na kawałki karty do bankomatu i dowód osobisty. Jeden ruch ręką, spłukanie wody- nie ma Janka. Jest człowiek podążający ciągle przed siebie, bez celu, bez sensu, byle dalej, byle zapomnieć, zniknąć, wylogować się z miejsca zwanego „moje życie”. Ucieka? Czy materiał się po prostu zmęczył? Żeby się o tym przekonać trzeba przeczytać najnowszą książkę Łukasza Orbitowskiego- „Exodus”.
Można tę książkę nazwać „powieścią drogi”. Ale ja mam inne skojarzenie, religijno- kolejowe. Te cztery rozdziały to cztery stacje. Stacja, wiadomo, może być przesiadkowa, może być docelowa, może być też zapadła w jakiejś głuszy, gdzie nikt rozsądny nie wysiada. Janek ma cztery takie stacje- Berlin, mieścina w Słowenii, senne ulice Lublany i grecka wysepka. Stacje, jak to stacje- są różne w zależności od miejsca. Ale jedno je łączy: stacja nie jest miejscem, gdzie się zostaje. Jest przerywnikiem w podróży, odskocznią do dalszej drogi, początkiem albo końcem. Janek nigdzie dłużej nie zagrzewa miejsca, jest ciągle w zawieszeniu, nie przynależy nigdzie, chociaż ciągle przecież gdzieś jest. A co ma do tego religia? Kto czytał Biblię, ten wie- tam też są stacje. Jest ich czternaście. Żaden z Janka Jezus, ale nie mogę zaprzeczyć, że jego podróż jest w swej istocie pokutą. O jego życiu dowiadujemy się tak jakoś pomiędzy; gdzieś pomiędzy jednym machem papierosa a drugim, pomiędzy wygaszoną a rozświetloną stroną ulicy, pomiędzy jednym językiem a drugim Janek snuje opowieść o swojej rodzinie, swojej przeszłości, swoich klęskach i radościach. Powoli, jakby mimochodem, zaczynamy rozumieć, że ta podróż może być ucieczką. Albo pokutą właśnie, bo na pewno nie odkupieniem win. Są winy, których nie da się wymazać jak nieudanego obrazka. Janek z każdym pokonywanym kilometrem zstępuje coraz niżej i niżej. To nie wędrówka z piekła do nieba, to powolne zsuwanie się coraz głębiej w doły inferna. A na końcu nie czeka żadna Eurydyka, tylko jego własne poczucie winy…
Exodus Janka jest więc peregrynacją? A dlaczego nie. W końcu samo słowo „exodus” można tłumaczyć na trzy sposoby: jako emigrację, wyjście albo opuszczenie. I każdy z tych opisów pasuje do Janka. Wychodzi z życia, opuszcza bliskich, emigruje gdzie oczy poniosą. Johnny Walker po prostu. Jest więc exodus peregrynacją, tak jak żyły wychodzące z serca na okładce książki po bliższym przyjrzeniu się okazują się być rzekami na mapie Europy. To, co widzisz, zależy od tego kim jesteś i na co patrzysz… Sam Janek nie jest postacią sympatyczną. Kilka dni temu czytałam wywiad z Orbitowskim, w którym przyznał się, że wcale swojego bohatera nie lubi. Bo i nie bardzo jest kogo lubić- Janek jest czasami bezwolny, mazgajowaty, ciapowaty i uzależniony od innych; niby chce dobrze, ale wychodzi jak zawsze. I jest egoistą. Zaimek „ja” odmienia we wszystkich możliwych przypadkach i we wszystkich możliwych konfiguracjach. Ja zasługuję na karę, ale ja od kary uciekam, bo ja się boję. A przecież nie ma czego się bać- gorzej już jest.
Bardzo lubię książki Orbitowskiego. Dzieli nas tylko jeden rok, a to niewiele. Jesteśmy z jednego pokolenia: oglądaliśmy pszczółkę Maję, „Gwiezdne wojny” na kasetach VHS, pamiętamy kolejki i szarość, a potem zachłyśnięcie się wolnością. Kształtowały nas te same filmy i książki, więc teraz posługujemy się podobnym kodem kulturowym, używamy tych samych klisz i skojarzeń popkulturowych. Kiedy czytam jego książki łapię się na tym, że jego skojarzenia to czasami moje skojarzenia. To naprawdę niesamowite uczucie wiedzieć, że autor czytał te same komiksy, w tym samym miesiącu biegł do kina na „Trainspotting” czy tak samo mało go obchodziły skoki pod Wielką Krokwią. I chociaż jego nowy bohater na bohatera wcale się nie nadaje (co więcej- ja też go niespecjalnie lubię) to warto przeczytać „Exodus”. To historia o ucieczce, która nie miała prawa się udać, bo od samych siebie nie uciekniemy. To historia o ludziach- ludziach smutnych, stłuczonych jak stare kubki, obitych i niepełnych. To historia o miejscach, o których nie pisze się w przewodnikach; o miejscach jak zaklęte rewiry, o miejscach potworach zżerających własne dzieci. To smutna historia. Z każdą kolejną kartką robi się coraz smutniej, i ciemniej, i straszniej. Ale ja lubię smutne historie. Chociaż tego Janka to już niekoniecznie…
Zima w tym roku jest melancholijna. Nie tylko ze względu na bure ulice, pochmurne niebo i zgniłą trawę. Ciągnie się za mną jesienna melancholia. Śniegu, który to wszystko przykrywa, obecnie próżno szukać. Takie też książki wpadają mi w ręce - raczej smutne. Poprzednio "Purezento" Joanny Bator, a teraz "Exodus".
"Exodus" to opowieść o ucieczce. Jana poznajemy w kolejce w banku, kiedy likwiduje konto i wsiada do pierwszego lepszego pociągu, okazuje się, że do Berlina. Przed czym ucieka? Nie mówi. Berlin wita go hostelem, ale wkrótce trzeba uciekać. Tajemnicza dziewczyna pomaga, więc Jan znajduje kąt w bezpiecznym domu, ale znów trzeba uciekać. Ksiądz Robet nie zostawi człowieka w potrzebie. Na Bałkanach wydaje się, że Jan znajduje to czego szuka, jest potrzebny. Trzeba uciekać... Ale przed czym?
Jan dużo opowiada, wspomina, ale niczego nie wyjaśnia. Snuje trzy opowieści. Pierwsza to ta teraz, to ucieczka. Ta druga, z tamtego życia jest szczegółowa, szczera. Trzecia jest skąpa i tajemnicza, ale najważniejsza. Wątki się mieszają, nic się nie uzupełnia, nic się nie wyjaśnia. Ale do czasu.
Zastanawiam się czego szuka Jan? Zemsty? Prawdy? Siebie? Dlaczego ucieka? Czuje się winny, czy to reakcja na stres? Podczas podróży, w której towarzyszymy Janowi w głowie kłębi się wiele pytań, a po ostatnim zdaniu jest ich jeszcze więcej.
Łukasz Orbitowski w swojej najnowszej książce poruszył temat trudny, ale bohatera stworzył specyficznego. Ładne słowo na określenie "wkurzającego"... Były momenty, kiedy chciałam powiedzieć "Weź się w garść, jesteś dorosły!", ale Jan i tak w swoim bezsensie istnienia był dalej Janem. Znając zakończenie zastanawiam się czy opowieść była dobra czy zła. Tylko, że to chyba błędne kategorie. Na początku irytacja wynikająca z postępowania Jana dyskredytowała moje zdanie o książce wogóle. Z biegiem dni i okolicznościami, które miały miejsce w moim bliskim otoczeniu zmieniłam zdanie. Nie uznam "Exodusa" za książkę wybitną, ale nie taką też miała być. Niezła. I tu postawię kropkę.
Dość znanym gatunkiem literackim jest powieść drogi, w której bohater musi odbyć fizyczną podróż, aby poznać samego siebie i stać się swoją lepszą wersją. Exodus jest raczej powieścią ucieczki, w której bohater ucieka od swojego, mogłoby się wydawać dobrego, życia. Podczas swojej podróży nie tyle poznaje on siebie, co raczej swoje złe strony i słabości. Wplątuje się w niebezpieczne sytuacje. Ryzykuje jak ktoś, komu już na niczym nie zależy.
Każdy etap ucieczki wyróżnia się własnym klimatem i poziomem degeneracji bohatera, który dopiero pod koniec drogi wie, dokąd zmierza. Ale nie wie, czy nie jest już za późno.
Równolegle czytelnik poznaje historię Jana, który z nieco gorzkim smakiem wspomina czasy, kiedy to jeszcze nie miał zbyt wiele, a jego życie i tak wyglądało całkiem dobrze.
Łukasz Orbitowski pokazuje w Exodusie historię człowieka złamanego, który dokonuje autosabotażu. Nie daje sobie pomóc. Ucieka.
To warta uwagi historia, która jednak nie spodoba się wszystkim. Ale o tym każdy musi przekonać się już sam.
Zima w tym roku jest melancholijna. Nie tylko ze względu na bure ulice, pochmurne niebo i zgniłą trawę. Ciągnie się za mną jesienna melancholia. Śniegu, który to wszystko przykrywa, obecnie próżno szukać. Takie też książki wpadają mi w ręce - raczej smutne. Poprzednio "Purezento" Joanny Bator, a teraz "Exodus".
"Exodus" to opowieść o ucieczce. Jana poznajemy w kolejce w banku, kiedy likwiduje konto i wsiada do pierwszego lepszego pociągu, okazuje się, że do Berlina. Przed czym ucieka? Nie mówi. Berlin wita go hostelem, ale wkrótce trzeba uciekać. Tajemnicza dziewczyna pomaga, więc Jan znajduje kąt w bezpiecznym domu, ale znów trzeba uciekać. Ksiądz Robet nie zostawi człowieka w potrzebie. Na Bałkanach wydaje się, że Jan znajduje to czego szuka, jest potrzebny. Trzeba uciekać... Ale przed czym?
Jan dużo opowiada, wspomina, ale niczego nie wyjaśnia. Snuje trzy opowieści. Pierwsza to ta teraz, to ucieczka. Ta druga, z tamtego życia jest szczegółowa, szczera. Trzecia jest skąpa i tajemnicza, ale najważniejsza. Wątki się mieszają, nic się nie uzupełnia, nic się nie wyjaśnia. Ale do czasu.
Zastanawiam się czego szuka Jan? Zemsty? Prawdy? Siebie? Dlaczego ucieka? Czuje się winny, czy to reakcja na stres? Podczas podróży, w której towarzyszymy Janowi w głowie kłębi się wiele pytań, a po ostatnim zdaniu jest ich jeszcze więcej.
Łukasz Orbitowski w swojej najnowszej książce poruszył temat trudny, ale bohatera stworzył specyficznego. Ładne słowo na określenie "wkurzającego"... Były momenty, kiedy chciałam powiedzieć "Weź się w garść, jesteś dorosły!", ale Jan i tak w swoim bezsensie istnienia był dalej Janem. Znając zakończenie zastanawiam się czy opowieść była dobra czy zła. Tylko, że to chyba błędne kategorie. Na początku irytacja wynikająca z postępowania Jana dyskredytowała moje zdanie o książce wogóle. Z biegiem dni i okolicznościami, które miały miejsce w moim bliskim otoczeniu zmieniłam zdanie. Nie uznam "Exodusa" za książkę wybitną, ale nie taką też miała być. Niezła. I tu postawię kropkę.
Trudno się było oderwać od tej opowieści o człowieku, który nie może przestać uciekać.
Pragniesz bogactwa? Szukasz miłości? A może głosy w głowie nie dają ci żyć? Wypowiedz życzenie i patrz, co się stanie. *** Ostatni dzień lata. Szymon...
Opowiadania że aż strach! Uwaga, Nadchodzi! Zbiór opowiadań mistrza grozy. Dzięki opowiadaniom zebranym w tomie Nadchodzi przeniesiecie się do mrocznych...
Przeczytane:2019-03-10,
O podróży w głąb siebie
Taka niepozorna a tak namieszała w moim rocznym rankingu – najnowsza powieść Łukasza Orbitowskiego przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie lubię powieści drogi (a na taką się zapowiadało), ale to, co autor zaproponował z klasycznym gatunkiem ma niewiele wspólnego. Jan – przeciętny, normalny mężczyzna, pewnego dnia porzuca wszystko i ucieka. Przed kim/czym? Nie do końca wiadomo. Pewni możemy być tylko jednego – główny bohater chce zniknąć, wymazać swoje istnienie i uciec jak najdalej od przeszłości.
Jeśli zdecydujecie się na lekturę "Exodusu", przygotujcie się na fabularny rollercoaster – nigdy nie wiemy, dokąd los poniesie głównego bohatera a z każdą kolejną podróżą są to miejsca coraz bardziej zaskakujące (choć w granicach rozsądku – na rejsy międzyplanetarne nie ma co liczyć). Zwroty akcji są tak nagłe i zaskakujące, że w paru momentach musiałam cofnąć się o kilka stron, by upewnić się, czy czegoś przypadkiem nie przegapiłam i czy na pewno czytam to, co czytam, czy tylko mi się zdaje.
Jan wzbudził we mnie wiele sympatii. Jest tak przeciętny, że chyba każdy mógłby się z nim identyfikować. Podróż którą odbywa, objawia się nie tylko w przebytych kilometrach, ale przede wszystkim w wewnętrznej przemianie. Jedno tragiczne wydarzenie, popycha go do ucieczki, dzięki której poznaje siebie. Stopniowo odarty z kolejnych przedmiotów, powoli odrzuca konsumpcyjne przyzwyczajenia, potrzeby ogranicza do minimum. Im mniej ma, tym mniej potrzebuje. Choć nie do końca wie dlaczego, Jan rusza w drogę, bo czuje, że tak właśnie powinien. Cierpi na bezsenność i rozpaczliwie angażuje się w zadania, które stawia przed nim los. Trawiony niepokojem i wyrzutami sumienia, pokazuje wszystkie swoje oblicza: uciekiniera, mściciela, troskliwego opiekuna, człowieka popchniętego do ostateczności – człowieka, po prostu.
Język powieści jest koszmarny, wręcz rynsztokowy, co o dziwo, wcale mi nie przeszkadza. Właściwie nie mogło być inaczej. Choć zwykle zachwycam się zupełnie innym stylem, to w tym przypadku ten często wulgarny i prymitywny język pasuje idealnie. Nie ma w tym cienia fałszu, jest do bólu prawdziwie. W żaden inny sposób nie dałoby się przedstawić wszystkiego, co kotłuje się w głowie głównego bohatera, a bardziej wyszukany język nie oddałby brutalnej rzeczywistości, obłudy, zakłamania, hipokryzji, ludzkiej perfidii. Autor bardzo oszczędnie wydziela nam kolejne części historii, od której nie można się oderwać. "Exodus" jest powieścią nieprzewidywalną, w której najbardziej niewinni okazują się najgorszymi niegodziwcami, a ci, do których podchodzimy z rezerwą skrywają w sobie największe pokłady człowieczeństwa.
Rzadko trafiam na książki tak dobitnie prawdziwe, które przy minimum słów, potrafią przekazać ogromny ładunek emocjonalny i wciągającą historię. "Exodus" zmusza do refleksji – dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy? Co nas ukształtowało? Jakie instynkty w nas zwyciężą w chwili zagrożenia, głodu, beznadziei?
Polecam tę powieść nieprzewidywalną, jak samo życie.