Porywająca i niezapomniana historia o odwadze i miłości w niemoralnym świecie.
Elizję stworzono po to, by służyła mieszkańcom Dominium, rajskiej wyspy, na której mieszkają najbogatsi ludzie na Ziemi. Szesnastolatka jest klonem bez emocji, które mogłyby ją odrywać od bycia opiekunką dzieci gubernatora.
Kiedy jednak spotyka Tahira, wspaniałego, enigmatycznego młodzieńca, pochodzącego z jednej z najbardziej wpływowych rodzin, niespodziewane emocje zaczynają pojawiać się w jej umyśle. Elizja nie rozumie, co się z nią dzieje, nie wie, jak sobie radzić z czymś, czego nigdy się nie spodziewała.
Jeżeli inni dowiedzą się o tym, że Elizja potrafi kochać, czeka ją przerażający los. Ale pożądanie do Tahira jest zbyt silne, by móc je ignorować. Gdy okrutny los ich rozdziela, dziewczyna postanawia uciec, bez względu na koszty!
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2013-10-23
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 320
Beta nie była porywającą i niezapomnianą historią. Brakowało mi w niej akcji. Bohaterowie byli bardzo bezosobowi (i to nie tylko same klony).
Pełna recenzja znajduje się na blogu: https://worldbysabina.blogspot.com/2020/04/recenzja-beta-rachel-cohn.html
Zabójcze emocje w świecie klonów Porywająca historia o odwadze i miłości rozgrywająca się w niemoralnym świecie, gdzie emocje są zakazane. Na rajskiej...
Przeczytane:2017-11-23, Ocena: 4, Przeczytałam, Posiadam, - 2017 -, | bluszczowe-recenzje.blogspot.com |, Zrecenzowane,
Pomimo posiadania sporej ilości nowości czytelniczych, postanowiłam ponownie przejrzeć zawartość domowej biblioteczki, aby sięgnąć po coś, co czeka na moją uwagę od dawien dawna i nie potrafi się doczekać. Tym samym w moje ręce trafiła [Beta] autorstwa Rachel Cohn (prezent urodzinowy sprzed kilku lat) i czym prędzej zasiadłam do czytania. Jako że pogoda nas nie rozpieszcza, śnieg z deszczem znaczą swoje terytorium, wiecznie słoneczne, przepełnione feerią barw Dominium stanowiło doskonałą odskocznię od listopadowej pluchy. I jak też zazwyczaj nie marzę o luksusach i korzyściach, jakie te niosą ze sobą, odczuwałam drobne rozczarowanie, że ja sama nie mogę tam zamieszkać! Tamtejszy klimat, przepiękny krajobraz, liczne udogodnienia oraz wszechobecny spokój pozwoliłyby odpocząć człowiekowi od problemów i – w końcu – odseparować od reszty świata. Tak samo, jak Elizja, z sekundy na sekundę czułam się zaintrygowana tą rzeczywistością i zachłannie chłonęłam ją pełnymi garściami. Prawie że zazdrościłam naszej replikantce możliwości przebywania w tym raju! Prawie, bo wszystko, co piękne, szybko się skończyła. Dotąd przyjazna dla ludzkości wyspa z aniołka przeistoczyła się w krwiożerczego demona, ukazując coraz to więcej, ponoć dobrze strzeżonych sekretów. Pozornie przyjaźni mieszkańcy zmieniali swoje zachowania jak w kalejdoskopie, utwierdzając mnie w przekonaniu, że niekiedy nadmierny dostęp do luksusów ma właściwości psujące, znacznie silniejsze, niż środki owadobójcze. Także ja sama ocknęłam się z letargu, dzięki czemu zaczęłam dostrzegać znacznie więcej paskudnych rzeczy. Jak wcześniej pojmowałam ideę posiadania klonów, które przejęły sporą część obowiązków ludzi (gdzie doskonale się spisywały), tak olśniło mnie, że przecież ci – ponoć pozbawieni dusz – replikanci nie zasługują na masę okropieństw, na jakie je skazywano. Drwiny, wyżywanie się na nich z powodu własnych niepowodzeń, nadgminne wykorzystywanie w innych celach, niż te, do których zostali zaprogramowani... nic dziwnego, że klony zmieniały swoje nastawienie, tym samym dodając historii atrakcyjności.
Nigdy też nie mogłam czuć się pewnie w kwestii nieplanowanych niespodzianek, których znalazłam tutaj aż nadto. Ich liczba wzrastała w zdrowym tempie, zapewniając mi wiele wrażeń, jednakże to, co stało się na sam koniec, śmiało uznam za kpinę. Po tak długim budowaniu napięcia nastąpiła jakaś awaria systemu, przez co wszelkie wysiłki autorki spełzły na niczym. Jak tutaj wczuwałam się w akcję, dawałam się jej raz za razem porywać, tak tutaj pragnęłam odłożyć książkę na bok i dać sobie z nią święty spokój. Owszem, ponownie mnie zaskoczono, ale nie na tyle, abym powiedziała: Ja i moje domysły musimy się rozstać, bo ten związek nie ma sensu... W tej kwestii odczuwam olbrzymi niedosyt.
„Aby przeżyć, muszę pozostać ich zabawką”.
Elizja, od początku książki, przeszła olbrzymią metamorfozę. Ze spokojnej, niewinnej i potulnej replikantki, która starała się jak mogła, aby nie skompromitować się w oczach swojej „rodziny” powoli przeistaczała się w pewną siebie, pragnącą posiadania własnego zdania nastolatkę. Zanim jednak zaczęła racjonalnie myśleć oraz dostrzegać prawdziwy obraz świata, w którym przyszło jej żyć, wielokrotnie przyszło mi powstrzymywać się od śmiechu, kiedy ta dawała pokaz swojej zaprogramowanej inteligencji. No i, rzecz jasna, ta zmiana odbywała się stopniowo, ale Elizja najwięcej postępów uczyniła, gdy na jej drodze stanął słynny Tahir. To właśnie ten wycofany, niezbyt rozmowny nastolatek sprawił, że zapragnęła innego życia, a co więcej – zapragnęła zaznać miłości. Czułam się potwornie, kiedy dziewczyna kombinowała ile wlezie, aby ten zwrócił na nią uwagę, co niestety nie działało. Wiedziałam, że to zrozumiałe, bo klony nie powinny marzyć o czymś takim, ponieważ związki między nimi a ludźmi nie miały prawa istnieć, ale prawda wyglądała zupełnie inaczej. Kiedy ją poznałam, poczułam się tak głupio, że aż zrobiłam popularnego facepalma. Przecież mogłam domyślić się przyczyny tego zachowania znacznie wcześniej, ale zaślepiona tamtą formułą nie myślałam racjonalnie. Co nie zmienia faktu, że polubiłam tę dwójkę i z przyjemnością poznawałam ich dalsze losy, czego nie mogę powiedzieć o większości członków rodziny, która zakupiła Elizję. To właśnie ich najmocniej zobowiązuje to stwierdzenie, jakiego użyłam we wcześniejszej części recenzji. Nie powiem – z początku ich uwielbiałam, ale z każdym kolejnym rozdziałem moje nastawienie zmieniało się, aż przerodziło się w nienawiść. I zasługiwali na nią, bo to, co zgotowali Elizji... Na samą myśl o tym mam ochotę rozszarpać te wyimaginowane potwory!
Każdy sporo wymagający czytelnik raczej nie czułby się zachwycony kunsztem pisarskim Rachel Cohn, jednakże ci, którzy tylko pragną przeczytać coś dla relaksu, nie natykając się co rusz na trudne określenia i mocno pokręconą fabułę znajdą to w [Becie]. Autorka posługuje się prostym, zrozumiałym językiem, a opisywaną przez nią rzeczywistość można sobie wyobrazić bez jakichkolwiek problemów. Także kreacja bohaterów jest na dobrym poziomie, co gwarantuje, że nie zetkniemy się z samymi ideałami. Nawet sama historia dostarcza wielu wrażeń, gdzie człowiek pragnie nieprzerwanie śledzić rozwój zdarzeń, lecz zapewne każdy może poczuć się rozczarowany zakończeniem, o którym również już zdążyłam co nieco napisać...
Podsumowując:
[Beta] to książka, która nie jest pozbawiona wad, bo można ich co nieco znaleźć, ale doskonale sprawdza się jako środek relaksujący po ciężkim dniu w szkole lub pracy. Dlatego też, jeżeli nie wymagasz zbyt wiele i pragniesz po prostu oderwać się od rzeczywistości, to czym prędzej zabezpiecz się w ciepłą herbatkę, koc w kratę (można też wybrać w inne wzory, także spokojnie), własny egzemplarz dzieła Rachel Cohn i zasiąść gdziekolwiek, aby rozpocząć nową przygodę. Gwarantuję, że Elizja zrobi wszystko, aby wam to ułatwić!