Kto | Post |
---|---|
|
2012-12-04 16:55:29
LOTR dodatkiem do gazety? Zaczynam wierzyć w tego 21 grudnia... Może jeszcze do jakiejś "Pani domu"? Co się dzieje to ja nie wiem... |
|
2012-12-05 08:04:01
No kochani, przebój dnia, już dawno nie widziałem tak dobrze zrobionych "wygłupów na temat" :) I uwaga - mobilzacja dla dziewczyn! Zwróćcie uwagę na listę płac! :) Teledysk - https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=qXFQFnUdh5I Making of - czyli jak kręcono - http://youtu.be/tIc4AkwAx0A Polecam jak komuś energii brakuje :) |
|
2012-12-05 16:10:52
Hillywood Show są genialni :D A raczej genialne, bo to siostry nad wszystkim tam panują :) Świetna charakteryzacja, rekwizyty, układy i wszystko z dawką humoru. Podziwiam je :) |
|
|
|
2012-12-06 10:56:22
Bardzo fajne są te wszystkie linki do różnych filmików. Fajna była jednak też wcześniejsza dyskusja. Chciałbym poruszyć raz jeszcze temat, który był już "przerabiany" wcześniej. Chodzi mi o tłumaczenie książek Tolkiena. Powszechnie uważa się, że tłumaczenie Skibniewskiej jest super, a Łozińskiego be. Ja jednak miałem okazję przeczytać także LOTR w tłumaczeniu Łozińskiego. Z tym, że chodzi o poprawione tłumaczenie, w którym nie ma już tych wszystkich spolszczonych nazw, słusznie bulwersujących fanów Tolkiena. Poza tym Łoziński ma naprawdę niezły styl. Doceniam kanoniczne tłumaczenie Skibniewskiej, ale sam nie wiem czy podobnie wysokiej oceny nie przyznać poprawionemu Łozińskiemu. Przypuszczam, że wielu czytelników Tolkiena nie miało okazji (bądź chęci) zapoznać się z tym przekładem. A myślę, że warto... |
|
2012-12-06 12:36:28
Na wstępie warto zaznaczyć, że nie istnieje idealny przekład. Tłumaczenie jest tylko tłumaczeniem. Jednemu będzie bardziej podobało się tłumaczenie dosłowne, innemu literackie. Powszechnie za kanoniczny przekład uważa się ten Skibniewskiej, lecz jednoznaczne potępienie Łozińskiego uważam za niesłuszne. Dlaczego? Sama idea spolszczenia nazw własnych i dostosowania klimatu książki do bliższych nam obrazów i wyobrażeń, nie jest zła, choć czas pokazał, że akurat z nazwami własnymi nie wyszło. Jest to jednak w jakimś stopniu szacunek do ojczystego języka, czyli to co na każdym kroku robią np. Francuzi. Poza tym Łoziński miał swoją wizję, którą starał się zrealizować. Ma niezły styl, choć nie dla wszystkich strawny. Jestem jednak przekonany, że obiektywna lektura poprawionego Łozińskiego może dostarczyć wielu pozytywnych wrażeń. I tu kolejna kwestia: tłumaczenie Łozińskiego nie zostało najlepiej przyjęte, jednak stale znajduje się w obiegu i podlega korektom redakcyjnym. Jeżeli okazało się beznadziejne, czy nie łatwiej już go nie stosować? Nie, ponieważ jest naprawdę niezłe i gdyby nie kontrowersyjne nazwy własne, zapewne byłby inaczej przyjęte przez czytelników. Jestem także przekonany, że czas będzie działał na korzyść Łozińskiego. Jak napisałem, stale się jego przekład poprawia, udoskonala (nawet wbrew niemu samemu:-)). Natomiast przekład Skibniewskiej uważa się za kanoniczny. Efekt jest taki, że tłumaczenie Łozińskiego jest coraz lepsze, a Skibniewskiej praktycznie zastygło w swej pierwotnej wersji. |
|
2012-12-06 23:56:38
To jeszcze z pierdoł - nie wiem czy będzie widoczne, ale - nowa moneta nowozelandzka "z okazji" - https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/532652_456401301062147_253959567_n.png Czyste złoto, 1000 monet na cały świat. Co do tłumaczeń - nie znam poprawionej wersji (tzn. znam o tyle, że przeglądałem w księgarni), nie mam też tej starej, w stylu "Bilbo Bagosz z Bagoszowa". Ale z tego co pamiętam, to problemem pana Łozińskiego nie było tylko dziwne tłumaczenie nazwisk i nazw własnych. Facet dosyć swobodnie tłumaczył niektóre kawałki, zbyt swobodnie niż pozwala na to licentia poetica tłumacza, ba, pomijał po prostu niektóre rzeczy, opuszczał fragmenty itd. Może w poprawionej wersji jest lepiej, ale zwyczajnie się boję ryzykować. Ze Skibniewską jest jeden problem, który nie wiem, czy nie w jakiś sposób nie odstrasza też młodych czytelników. Tłumaczenie jest piękne, choć niewątpliwie zgodne z charakterem autora. Ale podobnie jak dziś dla Anglików oryginalny tekst jest (tak mi się wydaję, moja znajomość angielskiego jest zbyt słaba by dokonać takiej analizy) już lekko archaiczny w stylu, tak samo tłumaczenie Skibniewskiej w niektórych momentach (zwłaszcza w Hobbicie) "trąci myszką". Jedyne porównanie jakie mi przychodzi do głowy, to czytanie dziś "Starej Baśni". Historia fajna w sumie, ale naprawdę, mimo paru podejść i ogólnie zamiłowania do "staroci" no nie jestem w stanie strawić. |
|
2012-12-07 00:00:07
I kolejny krótki filmik, tym razem dokument The Magic Making of Middle-Earht. Niestety tylko 4 minuty z kawałkiem. http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=q3eeG-jywoc |
|
2012-12-07 08:06:22
Tak. To wszystko prawda. Chociaż zadałem sobie trud, aby już po moim wpisie, przejrzeć różne komentarze w necie na ten temat. Łoziński, a szczególnie jego wersja redakcyjnie poprawiona, ma całkiem dużo zwolenników. Osobom bez pewnego wyrobienia literackiego może sprawiać trudności, ale pisze naprawdę dobrą polszczyzną, poprawnie stylistycznie. Ale jak słusznie piszesz, Skibniewska też dla niektórych może być trudna, z uwagi na pewną archaiczność stylu. Dlatego to przede wszystkim kwestia gustu. Jeden lubi to, drugi coś innego. Owszem, to co przeczytałem, potwierdza pewną swobodę w tłumaczeniu pewnych fragmentów, z drugiej strony, pojawiają się też przykłady, gdzie Skibniewska trochę "popłynęła", a Łoziński zachował wierność oryginału. Myślę, że idealne tłumaczenie nie jest możliwe. Jednak myślę, że dla fanów twórczości Tolkiena, a szczególnie LOTR, lektura tej książki zarówno w tłumaczeniu Skibniewskiej, jak i Łozińskiego, to ciekawa przygoda. Pod warunkiem, że przekładu Skibniewskiej nie będzie się traktować jak wzorca i z góry kwestionować wszystkie różnice, jakie wystąpią u Łozińskiego. |
|
2012-12-08 13:40:23
Nie miałam przyjemności (albo nieprzyjemności) czytać przekładu pana Łozińskiego, czytałam tylko krótkie fragmenciki żeby sprawdzić, co w tym jest takiego, że jest krytykowane. I muszę stwierdzić, że podziwiam ludzi, którzy przebrnęli przez to w całości. Ja chyba bym nie dała rady. Najbardziej rażące są te nazwy własne. Dajmy na to: Wichrowy Czub to u tego pana Świszczowy Wierch :)Mnie to chyba razi najbardziej. Tutaj podaję linka do strony, na której można zobaczyć niektóre pomysły pana Łozińskiego : http://tlumok.republika.pl/lozins1.htm A co Skibiniewskiej - owszem, użyła dość archaicznego stylu, ale jak dla mnie tak właśnie powinno być. To nadaje klimatu całej powieści, pomaga wczuć się w świat Śródziemia. |
|
2012-12-09 15:34:15
Mi osobiście nie podobają się tłumaczenia nazw własnych dokonane przez Łozińskiego. Ale to moje zdanie. Rozumiem, że ktoś może mieć inne. Natomiast sam fakt istnienia takiego przekładu już sam w sobie jest atutem. Dla Francuzów, Niemców czy Czechów to wręcz niewyobrażalne żeby oryginalne nazwy nie zostały przełożone na ich język. Co kraj to obyczaj. Ale można by to pociągnąć w inną stronę jako wynik polskich kompleksów. Spójrzmy na inne dziedziny życia. Dla Polaka Polak rzadko kiedy będzie autorytetem. Natomiast kiedy głos zabierze ekspert zagraniczny, o to co innego. No ale może to dygresja nie na miejscu w tym przypadku. Ja przeczytałem LOTR także w tłumaczeniu Łozińskiego (wersja redakcyjnie poprawiona). Starałem się czytać bez uprzedzeń i zrozumieć intencje tłumacza. Nie oceniam tego tak jednoznacznie negatywnie. Wydaje mi się, że pewną rolę pełni tutaj osąd pozbawiony doświadczenia, czyli w największym stopniu Łozińskiego krytykują ci, którzy jego tłumaczenia nie przeczytali. To już było poruszane na tym forum (jako brak otwartości np wobec literatury zaszufladkowanej jako fantasy). Z tym, że wiem, że naprawdę trudno znając wersję Skibniewskiej i komentarze istniejące w internecie, czytać Łozińskiego bez uprzedzeń. Nazwy własne inne niż znamy rażą bardzo! Co do strony zawierającej przykłady tłumaczenia Łozińskiego to oprócz nazw własnych wiele innych elementów niesłusznie jest tam przedstawionych jako niepoprawne językowo (nie po polsku). To tylko inna koncepcja tłumaczenia. Zresztą kiedyś widziałem podobną stronę z przykładami świadczącymi na korzyść Łozińskiego. Jak pisałem, nie rozstrzygam tego sporu. Najlepiej na pewno czytać w oryginale, choć dla mnie to niestety niedostępne. |
|
2012-12-09 15:43:10
A tak swoją drogą, ciekawe co by było gdyby pierwszego tłumaczenia dokonał Łoziński, a nie Skibniewska... |
|
2012-12-09 18:33:59
@Marp - piszesz: "Rozumiem, że ktoś może mieć inne." No nie, nie może, Łoziński w pierwszym podejściu postąpił jawnie, wręcz niemal na złość wbrew woli autora. Tolkien wyraźnie napisał, by nie tłumaczyć nazw. Podkreślał wiele razy, że to jest książką pisana przez Anglika dla Anglików. Jedyne co mi przychodzi do głowy jako porównanie to "Pan Tadeusz" albo Sienkiewicz ze swoją trylogią. Tak ja te pisane "dla pokrzepienia serc" tak Tolkiena też można zakwalifikować jako patriotyczne powiedzmy. A że okazały sie uniwersalne - no i dobrze! |
|
2012-12-09 19:28:45
Kiedy ja miałam szczęście zetknąć się z Tolkienem, to była lektura szkolna. Mieliśmy zalecone przeczytanie właśnie wersję Łozińskiego. Z ręką na sercu usiłowałam ją czytać, ale nie dałam rady. Sięgnęłam na półkę po wydanie pani Skibniewskiej, które zakupiłam na szkolnym kiermaszu:) Wydaje mi się bardziej przystępne. Oczywiście oryginał zawsze jest najlepszy, ale jeśli miałabym wybierać pani Skibniewska wykonała lepszą robotę. A teraz obiecana relacja ze spotkania Hobbitowców. Myślałam, ze będzie nieco lepsze, zrobione z większym rozmachem. Niestety, było inaczej. Jedno, co mi się spodobało to przedstawienie, a raczej zainscenizowanie wioski Hobbitów, domku Bilba i strojów, które mieli na sobie organizatorzy. Dodatkowo młodzież dostała czapki ala Hobbici i został poprowadzony wykład - inaczej tego nie nazwę o zastosowaniu książki w życiu codziennym, czyli to, co my już poruszyliśmy. Na końcu zostały rozdane doniczki z zasadzonymi ziołami, które gimnazjaliści mają hodować. A wątek komercyjny? Można było kupić książkę Tolkiena "Hobbit" :))) |
|
2012-12-09 20:56:44
Ja zgadzam się z tym, że nie można zmieniać nazw własnych. Nie w takiej książce. Jeśli byłaby to jakaś luźna pozycja, mało istotna, to niech poniesie tłumacza fantazja :) Ale nie jeśli chodzi o książkę taką jaką jest LOTR. A na to hobbitowskie spotkanie, o którym mówi Pilar, sama bym się chętnie wybrała :) Niestety, w moim mieście nie organizują niczego podobnego. Jedyne, co obecnie można spotkać, to mikołajkowe spotkania w galeriach ze sportowcami :D |
|
2012-12-10 07:47:50
Co do zmiany nazw własnych chyba jesteśmy wszyscy zgodni. Z tym, że jak pisałem, w poprawionym tłumaczeniu Łozińskiego nazwy są w zdecydowanej większości oryginalne. Pozostaje więc kwestia przekładu pozostałej części tekstu (poza nazwami własnymi). A tu, moim zdaniem, Łoziński nie ma się czego wstydzić. Nie twierdzę, że jest to tłumaczenie lepsze lub gorsze niż to Skibniewskiej. Po prostu jest trochę inne. Ale warte zaznajomienia się z nim. |
|
2012-12-10 11:50:11
Jeszcze link do tekstu na temat Łozińskiego... http://katedra.nast.pl/artykul/3841/List-do-lozinozercow/ |
|
2012-12-10 11:52:27
@Mcleo Piszesz: "Podkreślał wiele razy, że to jest książka pisana przez Anglika dla Anglików". Życie pokazało, że jest to jednak raczej książka pisana przez Anglika dla Nowozelandczyków :-) |
|
2012-12-11 08:29:35
Tak, muszę powiedzieć, że im więcej czytam reportaży z NZ i oglądam jak się bawią (z "Zielonym smokiem" na czele) tym bardziej, jak to mówią, "żal mi d... ściska". Ale zobaczcie przy okazji jak się sprawdza tutaj biblijne powiedzenie "nikt nie jest prorokiem we własnym kraju". NZ jest trochę "dzika" i doskonale się tam bawią. W Europie jesteśmy już tak do zrzygania wysublimowani, poważni i bez jaj, nowocześni i w ogóle, że praktycznie cała ten zgiełk przechodzi troszkę bokiem. Owszem, będzie przez chwilę "hobbitomania" - ale raczej na zasadzie wysypu książek w księgarniach, kolejnej emisji LOTR na wszystkich kanałach itd. O ile w Polsce jest to dla mnie zrozumiałem, to jakoś nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział jakieś szczególne celebrowanie w Wielkiej Brytanii. Znowuż w USA bawią się też na całego, ale jest to zdecydowanie bardzie "płaskie", ot, zabawa, czasem nawet z rozmachem, ale zabawa. No ale dobra, nie czepiam się, u nas niektóre domy są starsze nisz całe to państwo... @Pilar - w sumie trudno u nas trafić na taką imprezę "z klasą". Zwykle jest tak, że tego typu spotkania są zorganizowane niejako "na fali", przez osoby które owszem, przeczytały książkę, ale ich głównym celem jest zorganizowanie eventów (nie cierpię tego słowa...) ew. propagowanie literatury a nie przybliżanie Tolkiena i jego idei (niekoniecznie Śródziemia). Dla odmiany fascynaci nie mają zwykle doświadczenie i/lub środków, by coś fajnego zorganizować. Patrząc od strony odbiorców - w większości przypadków jak im zapodać coś ciut ambitniejszego, to zwyczajnie się spłoszą albo będą nudzić, a mało jest takich "wykładowców" z charyzmą, który potrafią porwać słuchacza, szczególnie gimnazjalistę. Tu mam też zawsze wątpliwość - czy zabierać na takie spotkania tylko zainteresowanych, czy tak jak to się zwykle robi - spędzać całe klasy. Z jednej strony to bez sensu, z drugiej - czasem jedyna okazja by dać ludziom - szczególnie młodych jakąś alternatywę i pokazać, że jest coś innego niż McDonalds i konsole do gier. Czasem wystarczy ziarenko, i o ile ma się szczęście na prawdziwego pedagoga, a nie po prostu na nauczyciela zbierającego punktu - może coś z tego będzie. OK, to na dobry dzień zagadka (niestety "pisana" traci urok ;)): Dlaczego Frodo musiał iść do Mordoru? ;) |
|
2012-12-11 08:47:51
Jeszcze jeden fajny tekst na dziś - prawnicy analizują umowę Bilba z krasnoludami :) http://www.maucerelawgroup.com/bilbo-baggins-v-thorin-oakenshield-et-al-is-the-hobbit%E2%80%99s-contract-enforceable/ |
|
2012-12-11 18:36:42
Trzeba przyznać, że w Nowej Zelandii po prostu czują LOTRA. Ich celebracja Hobbita jest ciekawa i pomysłowa, a w USA często po prostu kiczowata... W Polsce po premierze Hobbita może przez chwilę faktycznie będzie hobbitomania, ale raczej będzie trwała bardzo krótko... @Mcleo - czyżby dlatego, że Sam nie dojdzie? :D |