Ale ciała (…), mają to do siebie, że prędzej czy później wypływają na powierzchnię.
To, że miałam na nogach własne buty, uratowało mnie. Widziałam kobiety idące w obozowych drewniakach po lodzie i śniegu. Ledwo dawały radę stawiać kolejne kroki. Często dochodziło do sytuacji, że ktoś upadł i już nie wstawał. Byliśmy przemarznięci, wycieńczeni i zestresowani do granic możliwości. Niemcy pędzili nas wszystkich i nie było szans, by wziąć nogi za pas i uciec. Gdy szłam, zauważyłam, że w rowach leży coraz więcej ludzi. Trup ścielił się gęsto, a my kroczyliśmy, licząc na to, że niebawem dojdziemy do celu. Nie byłam w stanie patrzeć na starsze kobiety, które upadały na śnieg. Nigdy, do końca swojego życia nie zapomnę błagalnego wyrazu ich twarzy. Wiedziały, że jeżeli nie wstaną, to Niemcy, którzy szli za nami, dobiją je strzałem z pistoletów. Nawet teraz, gdy sobie o tym przypomnę, skóra mi cierpnie.
Ale ciała (…), mają to do siebie, że prędzej czy później wypływają na powierzchnię.
Książka: Taka tragedia w Tałtach
Tagi: trupy, ciała