Zrozumiałam, że muszę - a właściwie chcę - odbudować utracone poczucie wartości i wewnętrzną radość.
Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że w jakiś całkowicie niepojęty sposób zniknęły z mojego życia osoby jeszcze niedawno znajdujące się blisko mnie.
Choroba ściągnęła mi cugle, zmusiła do zwolnienia tempa i do przyjrzenia się życiu. Nie wiedziałam, jak potoczy się leczenie, więc postanowiłam, że nastał mój czas.
Istnieje teoria, że rak rozwija się w środowisku zakwaszonym i nie przetrwa w środowisku zasadowym.
Tym, czego moja rodzina na pewno nie ma, są dobre geny. Odkąd sięgam pamięcią, kolejni jej członkowie wykruszali się w zawrotnym tempie.
Obiecałam sobie nie czytać w internecie niczego, co może mnie przestraszyć.
- Nie wygląda to dobrze, zapraszam pojutrze na onkologię...
- ?
To był ten moment, kiedy zrozumiałam, co oznacza stwierdzenie, że nagle komuś cały świat się wali. Mój legł w gruzach po kilku zaledwie słowach lekarza.
Wiedziałam, że nie jestem pierwszą ani ostatnią osobą, która po usłyszeniu diagnozy znajdzie się właśnie na rozstaju dróg. I nie zobaczy tam drogowskazu. Drogę wskaże jej albo serce, albo mózg.
Wiedziałam, że moje życie odbiega od standardu. Nie miałam łatwo. W zasadzie zawsze pod górkę. Zazdrościłam swoim rówieśnikom beztroskiej egzystencji.
Siła jest w każdym z nas, tylko nie każdy wie, jak ją aktywować.
Przez całe życie towarzyszą nam dobre rady. Te, których udzielamy innym, i te, które otrzymujemy od znajomych, przyjaciół, rodziny. Podobno kluczem do sukcesu w każdej dziedzinie jest postępowanie zgodnie z tymi radami, których udzielamy innym. Niby takie proste, a jakże trudne...
Masz świeże doświadczenie, najlepszą wiedzę i mnóstwo empatii - tak potrzebne, by pomagać innym żyć z rakiem. Sprawiać, aby stali się odważni, byście mogli razem poczuć wdzięczność, ze spotkało Was coś wyjątkowego... Życie, życie, życie... Tyle że dla niektórych teraz z rakiem.
Znasz to uczucie, kiedy poznajesz kogoś i od razu widzisz, że jest niezwykły? Właśnie tak miałam, kiedy poznałam Ciebie. Totalny luz, podobne poczucie humoru... i od razu coś pykło.
Po pierwsze, potwierdziłem, ze masz prawo, obowiązek i niezwykła okazję - nie wzięcia się za bary ze swoim rakiem, ale wręcz padnięcia mu w ramiona. Że to Ty będziesz najważniejszym uzdrowicielem dla siebie.
Po kilku tygodniach diagnostyki, a jeszcze przed chemioterapią i operacją okazało się, że nowotwór stał się dla Ciebie swoistą drogą do odkrywania siebie, stawiania ważnych pytań o Twoje życie, zmieniania go na szczęśliwsze.
Zrozumiałam, że muszę - a właściwie chcę - odbudować utracone poczucie wartości i wewnętrzną radość.
Książka: Jestem wdzięczna za raka
Tagi: rak, choroba, zdrowie, radość, nowotwór