Obudziłem się, jak zawsze, między bokami. Między przodem a tyłem, górą a dołem, w takim centrum, które wielu jednak nie wystarcza. Między północą a południem, oflankowany wschodem i zachodem. Zamknięty w środku, powinienem być zadowolony, umiejscowiony wyraźnie, jak jądro. Ale było to raczej jądro niepewności.
Obudziłem się, jak zawsze, między bokami. Między przodem a tyłem, górą a dołem, w takim centrum, które wielu jednak nie wystarcza. Między północą a południem, oflankowany wschodem i zachodem. Zamknięty w środku, powinienem być zadowolony, umiejscowiony wyraźnie, jak jądro. Ale było to raczej jądro niepewności.