Lubiłam te przebudzenia bez punktów odniesienia, tę subtelną mieszankę snu i rzeczywistości. W przedziale nierówny oddech moich towarzyszy podróży, nadal uśpionych, potęgował dziwne wrażenie zagubienia, czułam się jednak raczej jak gdyby pogrążona w przemożnym letargu, w kgtórym moje ciało wypełniało całą swoją przestrzeń, stająć się, dzień po dniu, coraz bardziej obecne, coraz bardziej wrażliwe.
Lubiłam te przebudzenia bez punktów odniesienia, tę subtelną mieszankę snu i rzeczywistości. W przedziale nierówny oddech moich towarzyszy podróży, nadal uśpionych, potęgował dziwne wrażenie zagubienia, czułam się jednak raczej jak gdyby pogrążona w przemożnym letargu, w kgtórym moje ciało wypełniało całą swoją przestrzeń, stająć się, dzień po dniu, coraz bardziej obecne, coraz bardziej wrażliwe.