Z długo oczekiwanymi książkami jest tak, że obrastają legendą jeszcze przed premierą. Zdradzane raz na jakiś czas przez wydawcę informacje, starają się kreować w umyśle potencjalnych czytelników wizję opowieści tak niesamowitej i wyjątkowej, że samo mówienie o niej wywołuję ekscytację na tyle silną, że aż zaciskającą krtań. Z tego powodu dni pozostałe do premiery ciągną się jak rok w ruskim banku, a sam akt nabycia upragnionej pozycji przypomina bardziej objawienie religijne, niż zwykłą wizytę w księgarni. Niniejszy proces i towarzyszące mu uczucia są niesamowite, jednak generują pewien minus – czasami książka obrośnie taką legendą, że nijak nie możemy zaakceptować tego, że nasze wyobrażenia przed lekturą miały się do rzeczywistości, jak sadzonka drzewa do tysiącletniej sekwoi. Żmija Andrzeja Sapkowskiego jest doskonałym przykładem takiej sytuacji.
Mówiło się o tej powieści od ponad roku, a termin wydania co rusz przesuwano. Pierwsze doniesienia zapowiadały eksperyment, coś całkiem innego niż poprzednie dokonania autora, ale i także powiew świeżości w rodzimej fantastyce. Kolejne, systematycznie wyciekające do sieci informacje, podzieliły fanów Sapkowskiego. Było kręcenie nosem, utyskiwanie nad zbytnim odchodzeniem od głównego nurtu etc. Z drugiej strony pojawiały się głosy, że jak zawsze autor Wiedźmina wyjdzie z eksperymentowania obronną ręką i ponownie zadziwi czytelników. Teraz, gdy Żmija jest dostępna w księgarniach, można zweryfikować te opinie i określić kto miał w swych domniemaniach rację.
Nowa książka Sapkowskiego daleko odchodzi od głównego nurtu krajowej (a nawet zagranicznej) fantastyki i bliżej jej do powieści wojennej, niż do historii spod znaku miecza, topora i wszelkiej maści potworów. Żmija opowiada o losach żołnierzy walczących podczas sowieckiej interwencji w Afganistanie, a także przybliża pokrótce najazdy Aleksandra Wielkiego i Zjednoczonego Królestwa na ten kraj. Głównym bohater to Paweł Lewart, chorąży armii ZSSR, który na swej drodze spotyka pewnego złotego węża, który jest i którego nie ma. O owym gadzie wspominają legendy i każą się go wystrzegać, bowiem kontakty z nim prowadzą do zatracenia., którego nawet śmierć nie stanowi kresu.
Sapkowski nie śpieszy się w odsłanianiu kart i wątek tytułowej żmii rozbudowuje powoli, z pieczołowitością godną pisarza najwyższej próby. Fantastyki w tej powieści pojawia się jak na lekarstwo i w żadnym wypadku nie funkcjonuje ona jako trzon opowieści, więcej tutaj militarnego żargonu oraz codziennego życia wojaków, niż kreacji wyimaginowanych światów. Nadchodzi jednak taki moment, kiedy dodatek fantastyczny zaczyna dominować, przysłaniając wcześniej eksploatowane motywy, lecz nawet wtedy wszystko wydaję się być mocno połączone ze znaną nam rzeczywistością, a to za sprawą licznych odniesień do różnych mitologii oraz powiązań z faktami historycznymi. Dzięki temu, po skończonej lekturze, odnosi się wrażenie, że obcowało się z wojskową przypowieścią, noszącą znamiona ballady, o czym świadczy nawet rytm dobranych w tekście słów.
Można się w Żmii zachwycić realizmem. Brzmi to trochę jak oksymoron (gdzie w fantastyce realizm?), ale nie jest to określenie zastosowane na wyrost. Andrzej Sapkowski realia wojenne, wojskowe oraz tło historyczne odwzorował na medal. Mało tego, ilość przytaczanych legend, odniesień do wierzeń etc. zwalają z nóg. Bez zarzutu jawi się także sam pomysł, wytłumaczenie czym żmija jest, czego chcę i jak działa. Wszystko to sprawia, że nowa powieść Sapkowskiego to także nowa jakość w polskiej fantastyce, wyróżniająca się na tle pozostałych książek tak bardzo, że nie można jej z niczym porównać. Na poklask zasługuję również fakt, że Żmija to nie opowieść o niczym, ma głębie, daje do myślenia i jej lektura nie kończy się wraz z przeczytaniem ostatniego zdania. Sapkowski wielokrotnie zaznaczał w wywiadach, że nie traktuje pisania, jako ambony do głoszenia kazań i jeśli jakiekolwiek przesłanie pojawia się w jego pracach, to wyłącznie jako efekt uboczny, pewien dodatek do całości. Tym razem bonus jest naprawdę mocny, dający do myślenia nad tym, czy w istocie tak cudownie i zaszczytnie ginie się za ojczyznę.
Gwarantuje, że osoby otwarte na nowe doznania literackie będą lekturą Żmii usatysfakcjonowane, zachwycą się bowiem sprawnością autora, rzetelnością oddania realiów, a także samą ideą książki. Narzekać będę ci, co oczekują kolejnego Wiedźmina lub kolejnej opowieści o tym, jak to ktoś gdzieś wyruszył, po drodze zaliczył zasieki chętnych kobiet, zabił tysiące potworów i pokonał Zło. Żmija to nie powieść, która spełni te oczekiwania i rojenia, to kolejny udany eksperyment, będący czymś całkiem odmiennym od zbudowanego przed premierą wyobrażenia. Na szczęście da się w tym wypadku dysproporcję między marzeniem a rzeczywistością przytłumić, ponieważ Sapkowski pokazał (podobnie jak Jacek Dukaj w Lodzie), że fantastyka może być czymś więcej niż opowieściami o cięciu i rżnięciu. I chwała mu za to.
Fascynujący zbiór opowieści o najbardziej tajemniczym stworzeniu na świecie. Horror i groteska, fantasy i science fiction, czołowi polscy autorzy, m.in...
Tym razem arcymistrz polskiej fantasy cofa się do młodzieńczych lat Geralta, który stawia dopiero pierwsze kroki w wiedźmińskim fachu i musi sprostać licznym...