Małgorzacie Musierowicz zarzuca się ostatnio kreowanie świata przesłodzonego, idealnego i beztroskiego. Podnoszą się głosy sprzeciwu wobec najpopularniejszej chyba serii książek dla młodzieży – wobec „Jeżycjady”. To właśnie w tej serii najpełniejszą realizację zyskuje leibnizowskie stwierdzenie, że „żyjemy na najlepszym z możliwych światów”. „Żaba”, czyli szesnasty tom poznańskiej serii, spełnia wszelkie wymogi oraz oczekiwania czytelniczek, choć – mimo początkowych starań autorki – nie odeprze zarzutów kreowania świata cukierkowego. Tytułowa bohaterka – piętnastoletnia Hildegarda Schoppe w dniu swoich urodzin przeżywa serię wstrząsów – wpada pod samochód (swoją drogą ciekawe, czy turpistyczne wręcz upodobanie do opisów krwi, śladowo występujące w „Córce Robrojka”, pełniej w „Języku Trolli”, spotęgowane teraz w „Żabie” ma jakiś związek z próbą odpierania ataków na sielankowe życie Borejków...), traci w wyniku pożaru pokoju niemal wszystkie rzeczy, wreszcie – dowiaduje się o nieślubnym dziecku ubóstwianego brata. Eskalacja nieszczęść, które spadają na głowę małej (metr pięćdziesiąt dwa) Hildegardy, staje się bodźcem do działania. Prostolinijna, bezkonfliktowa Żaba próbuje nakłonić brata do powrotu do ciężarnej Róży. Pomaga jej w tym (choć czasem bezwiednie) – Piotrek Żeromski, jeden z bliźniaków, syn Anieli i Bernarda. Hildegarda walczy też z rozgoryczeniem na skutek niehonorowego postępku Fryderyka oraz z despotyczno-cholerycznym ojcem i bezgranicznie zapatrzoną we Fryderyka matką. Oczywiście, jak każda opowieść z serii, i „Żaba” prezentuje optymistyczne wieści – do takich zaliczyć można porozumienie Hildegardy z drugim bratem, Wolfim, zauroczenie Wolfiego i Laury, ciążę Aurelii Bitner czy udaną operację Staszki Trolli. Jak zwykle u Musierowicz, losy bohaterów przeplatają się wzajemnie i zazębiają. Jak zwykle też pojawiają się w „Żabie” elementy współczesności, słowa „dnia codziennego” – wejście Polski do Unii Europejskiej, fundusze inwestycyjne. Autorka portretuje Poznań roku 2004, napomykając przy tym, że „kraj jest wstrząsany licznymi skandalami, napięciami, aferami i niegodziwościami, że wymiar sprawiedliwości szwankuje, służba zdrowia strajkuje, edukacja leży, transport stoi, kultura upada, bezrobocie nie spada, kapitalizm rozwija się, lecz nie całkiem w tym kierunku, co trzeba, a szary człowiek jak zwykle dostaje w kość”. I mimo tych czarnych relacji, Musierowicz zachowuje w całej książce ciepłe, optymistyczne poczucie humoru. Są fragmenty, wywołujące szczery śmiech (prowadzenie samochodu przez panią Sznytek, oratorskie popisy Piotrka Żeromskiego, logika małej Łusi), jak i wzruszające sytuacje. Ale te odnajdźcie już sami. Powieść Małgorzaty Musierowicz jest – jak zwykle – doskonałym wytchnieniem od codziennych problemów i świetną lekcją poszukiwania szczęścia.
O tym, jak Emilka poszła w świat, bo Zosia oskarżyła ją o zabranie spinek, Tata i Andrzej nie zwracali na nią uwagi, a Mama zajęta była małym Bolusiem...
Długo wyczekiwana kolejna część „Jeżycjady” pozwala znów zajrzeć do przyjaznego domu Borejków, akurat w okresie świąt Bożego...