Recenzja książki: Wyznaję
Są takie książki, których się nie szuka. To one znajdują właściciela. Wchodzimy do księgarni czy biblioteki, a ona już tam jest. Czeka na nas. Wręcz prosi o odrobinę zainteresowania. Nie mamy pojęcia, o czym opowiada, zwykle nawet nie kojarzymy nazwiska autora. Ale gdy tylko nasze spojrzenie spocznie na okładce, już wiemy. Ta książka musi by nasza.
Bohaterem powieści Jaume Cabré jest Adrian Ardèvol, syn miłośnika rzadkich rękopisów, właściciela antykwariatu, człowieka, który od bliskich żądał spokoju i posłuszeństwa. W fascynującym świecie starych przedmiotów i transakcji handlowych brakuje uczuć. Wspominając dzieciństwo, Adrian zastanawia się nad tym, co właściwie łączyła jego rodziców. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek się kochali. W ich domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową konsekwencją zdarzeń. Podsumowanie dzieciństwa i młodości dalekie jest od pozytywnego. Tak, z wielu powodów przyjście na świat w tej rodzinie było błędem. Adrianowi brakowało ciepła, rodzicielskiej troski. Nikt nie pytał go o marzenia, o plany. Jego przyszłość była z góry określona. Przede wszystkim miał poznać dziesięć języków obcych: kataloński, hiszpański, francuski, niemiecki, włoski, angielski, łacinę, grekę, aramejski i rosyjski. W swej łaskawości Feliks Ardèvol nie wymagał od siedmioletniego chłopca, by od razu brał się za aramejski. Miał zacząć od dużo łatwiejszego niemieckiego.
Nikt nie pytał chłopca o zdanie. Adrian miał być erudytą, poliglotą, skończyć prawo i historię (oraz jeszcze jeden kierunek studiów, który będzie mógł sam wybrać). Nawet śmierć ojca niewiele zmieniła w życiu chłopca. Co prawda, przeszedłszy pod skrzydła matki, nie musiał już tak intensywnie skupiać się na wkuwaniu słówek i zgłębianiu tajemnic gramatyki, ale nadal nikt nie pytał go o to, czego pragnie. Marzeniem matki było mieć za syna wybitnego skrzypka - i to gra na tym instrumencie zdominowała życie chłopca. Och, jak bardzo zazdrościł on swojemu jedynemu przyjacielowi, Bernatowi. Ten uczył się gry z własnej woli, nikt nie planował za niego przyszłości, niczego nie narzucał. A, przede wszystkim, na pytanie o to, kim chce być, gdy dorośnie, wolno mu było odpowiedzieć "jeszcze nie wiem".
Wielowątkowa powieść Katalończyka to nie tylko historia życia Adriana od dzieciństwa aż do śmierci. Rolę, którą sugerując się okładką, przypisałać można tajemniczej, starej księdze, przejmują skrzypce. I to skrzypce nie byle jakie - skonstruowane przez Lorenza Storioniego, pierwsze, którym nadano własne imię. Vial przewijać się będzie przez karty powieści, łącząc poszczególne wątki w spójną całość. Zanim skrzypce trafiły w ręce Feliksa Ardèvol i jego syna, przechodziły z rąk do rąk, nie zawsze legalnie. Nie zawsze bezkrwawo. Skrzypce nie przyniosły szczęścia żadnemu ze swoich właścicieli.
Dźwięki skrzypiec przenoszą czytelników w miejscu i czasie. Pojawimy się w Rzymie podczas pierwszej wojny światowej, w Barcelonie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, w Katalonii w czasach inkwizycji, Paryżu, Cremonie, Pardàc, a przede wszystkim trafimy do czasów drugiej wojny światowej, gdy krematoria pracowały na najwyższych obrotach, a naziści bawili się w bogów, odbierając życie i przeprowadzając okrutne eksperymenty medyczne.
Smutna jest opowieść Adriana, tyle w niej nieszczęść, tak wiele zła, bezsensownego cierpienia i rozlewu krwi. Trudno szukać w niej ciepła, miłości, szczęścia. Choć jest tu miejsce na rodzące się uczucia, zawierane małżeństwa i przyjaźnie, to dobre chwile giną w natłoku tragicznych zdarzeń, smutnych wspomnień.
Zawiedzie się ten, kto spodziewa się lekkiej powieści, którą można pospiesznie przebiec wzrokiem, bez szkody dla odbioru utworu.
Wyznaję należy do tych powieści, w których wiele trzeba odkryć i które zyskują przy każdym kolejnym czytaniu. Forma powieści jest niewątpliwie oryginalna, nieco utrudnia lekturę. Przyzwyczajenie się do nielinearnej fabuły zajmuje sporo czasu. Częste przeskoki w czasie i przestrzeni, nagłe zmiany narracji z pierwszo- na trzecioosobową, brak wyróżnionych dialogów (niekiedy nawet nie do końca wiadomo, kto wypowiada daną kwestię), początkowo sprawiają, że trudno wciągnąć się w tę historię. Do tego należy dodać, że w powieści występuje około dwustu bohaterów, co nie ułatwia szybkiego czytania. Warto jednak pogodzić się z tym, że powieść Jaume Cabré nie jest lekturą na dwa czy trzy wieczory, że wymaga skupienia i dopiero, gdy potraktujemy ją z należną uwagą, otworzy przed nami drzwi do fascynującego, choć mrocznego świata, który zbudowali ludzie bez skrupułów, ludzie z wątpliwą moralnością i ogromną żądzą posiadania.
Dodatkową trudność podczas lektury sprawiają obcojęzyczne, nieprzetłumaczone cytaty. Tłumaczka książki, Anna Sawicka, wyjaśnia, że ten zabieg miał spowolnić tempo zapoznawania się z lekturą i uzmysłowić czytelnikowi, że w otaczającym go świecie wiele jest kwestii, których nie rozumie. Podobny sens mają wcześniej wymienione trudności w odbiorze powieści, jak choćby brak wyróżnionych dialogów czy choćby scena, w której inkwizytor nagle staje się nazistą, a akcja przenosi się w czasy drugiej wojny światowej.
Wyznaję wciąga, fascynuje, intryguje. Pozwala odetchnąć tylko czasami, zwykle jednak oplata nićmi złych uczynków, składających się na sieć, z której niełatwo się wyplątać. Zło rodzi zło, echem odbija się w murach budynków, w ludzkich umysłach i sercach. Rozprzestrzenia się, zbiera żniwo. Smuci i przeraża. Jak można być obojętnym wobec nieszczęścia kamienowanej kobiety? Jak pogodzić się z losem dziewczynki, która - przerażona - ściska w dłoni kawałek szmatki, wierząc w cudowną moc ocalenia, podczas gdy podkute buty nazistów wystukują rytm kroków prowadzących przez komin do troposfery? Można napisać wiele i nadal zadawać te same pytania. Cabré, pisząc o tragediach jednostek, opowiada dramatyczną historię wielu ludzi. Poszczególne sceny stają się materiałem do rozważań na temat ludzkiej moralności. Zarówno oryginalne, jak i polskie wydanie, w drukarni pojawiło się 27 stycznia - w rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz, co ma dodatkowe znaczenie symboliczne.
Powieść Cabre to także sporo muzyki. Laicy nie w pełni docenią kompozycję historii, w której tempo, nastrój i sposób narracji zmieniają się przez cały czas. Najnowsze wydanie katalońskie zawiera płytę z utworami odgrywanymi w książce przez jej bohatera. Sam autor w jednym z wywiadów tłumaczy: moją intencją kiedy piszę, jest komponowanie, a nie spisywanie historii. Słowo za słowem płynie jak nuta za nutą, dźwięk za dźwiękiem. Składnia tekstu powinna być jak najbardziej harmonijna, melodyjna.
Nie pozostaje nic innego, jak dołączyć do tych, którzy z zachwytem wypowiadają się na temat jedynej wydanej w Polsce książki Jaume Cabré. To naprawdę kawał dobrej historii, opowiedzianej w ciekawy sposób, wartej poświęconego jej czasu. To intrygujący eksperyment literacki, stanowiący pewnego rodzaju czytelnicze wyzwanie.
Wyznaję zaspokoi oczekiwania także wybrednych czytelników, gotowych na zabawę konwencją, przygodę muzyczną i literacką.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...