Jakuba Wędrowycza dziwne, z życia wzięte przypadki
Na krytyczno-literackich (więcej krytyczno- niż literackich) analizach twórczości tego autora niejeden tuz polskiej nauki zrobił karierę. Niejeden zaś połamał sobie resztówkę naturalnych zębów lub sztuczną szczękę, wcale nie dofinansowaną z NFZ. Wrażliwi autorzy niesamowicie głębokich - czasami nawet sięgających okolic dna - powieści i zbiorów opowiadań, wcale nie tacy zazdrośni, jak się wydaje maluczkim, na samo nazwisko tego pisarza dostają drgawek. Włosy im wypadają, oczy zraszają łzy zawsze czyste, rzęsiste. Wielu cierpi, patrząc na wskaźniki sprzedaży jego książek, ich zdaniem - mocno zafałszowane, całkowicie niewiarygodne, wymagające interwencji sił wyższych, NATO, UOKiKu i KE. Tak, chodzi o Andrzeja Pilipiuka, zwanego Wielkim Grafomanem. Właśnie wypuścił on na nasz jakże trudny, choć obiecujący rynek nowy zbiór opowiadań. Tak, z Jakubem Wędrowyczem i jego prawą ręką, Semenem w rolach głównych. Trucizna, taki tytuł bowiem nosi ten zbiór, już się rozlała. Już zaczęła zatruwać umysły czytelników. Nie wiadomo, co z tym fantem począć. Wszak, zgodnie z teorią homeopatii, prosto wytłumaczoną w jednym z zamieszczonych w zbiorze opowiadań, nawet mocno rozrzedzona, może wykazywać niesamowicie szkodliwe działanie. Trudno zatem dociec, czy homeopatycznie mała ilość książek nie wywołałaby o wiele gorszych skutków niż ich duży, rosnący nakład. Niektórzy zatem cieszą się, że Trucizna sprzedaje się nieźle - może przez to mniej zaszkodzi sięgającym po nią obywatelom?!
Andrzej Pilipiuk potrafi, jak niejeden polityk czy urzędnik, zrobić z igły widły - i to bez pomocy takiego specyfiku, jaki ufokom ukradł był Jakub. Z drobnego pomysłu, z iskierki radosnej, tworzy zgrabną, przewrotną historyjkę, pełną humoru. Ktoś powie, że to nic wielkiego, że wystarczy sam pomysł - a na ten wpaść nie tak trudno. Chyba zatem nigdy nie czytał opowiadań fantastycznych, publikowanych w „Młodym Techniku” w czasach socjalizmu z ludzką twarzą, ukrytą skutecznie za rubaszną, przepitą mordą jakiegoś partyjnego sekretarza. Nie wystarczy pomysł, trzeba go jeszcze potrafić zrealizować, nie zepsuć, nie spartolić jak autostrady A4 na odcinku do Krakowa, która jest autostradą gorzkich łez, a nie śmiechu wartą. Pilipiuk potrafi.
Na czytelników czeka solidna wiązka opowiadań mocno osadzonych w swojskich klimatach. W większości zahaczających o czasy jak najbardziej nam współczesne. Czekają na nas śmiałe pomysły, hektolitry bimbru, duchy, zmory, wampiry (niekoniecznie prawdziwe) i pleniący się złowrogo, jak kiedyś stonka w PGR-ach, Bardakowie. Spotkać możemy nawet bardzo praworządnego robota - efekt działania uniwersalnego czynnika przyspieszonej ewolucji, który kiedyś Wędrowycz zaiwanił ufokom. Spotkamy również golema ulepionego własnoręcznie przez Jakuba, który ginie wskutek apokalipsy, która okazuje się apopleksją. Możemy poznać trudy służby szeregowego Czortka, który - pragnąc duszę oporną zdobyć - ulega niespodziewanej dla niego i zwierzchników przemianie. Spotykamy ducha komucha, który istnieje wbrew własnym głębokim przekonaniom i zostaje przez wiejskiego egzorcystę odesłany do... No, nie powiem gdzie. Mamy wreszcie sposobność dowiedzieć się, jak to naprawdę ze smokiem wawelskim było. Jedno z opowiadań podejmuje ciągle modny temat homeopatii. Niektórym może spodobać się pomysł na homeopatyczną truciznę na szczury, furorę być może w Ministerstwie Finansów i w umyśle Jacka Vincenta zrobi homeopatyczna wódka (oczywiście w cenie zwykłej wódki, równie dobrze działająca, choć bez zapachu i smaku gorzały). Może ona spowodować zmniejszenie przewidzianych w realistycznym budżecie dochodów z mandatów dla pijanych kierowców - chyba, że organy ścigania zostaną wyposażone w homeopatycznie wrażliwe alkomaty. Z ożywczych pomysłów z którymi zetkniemy się w tomie Trucizna i które mogą skutecznie zatruć nam umysł, wymienić można jeszcze: flaszkę niewypijkę (nie mylić z flaszką niewypitką), konwent Falcon widziany od kuchni (a raczej - od piwnicy), mocny pokaz, jak można spartaczyć słynne plagi egipskie czy wampirzycę energetyczną, zarządzającą siłownią.
Nie będziemy się nudzić! Wszak nuda, podobnie jak alkohol, to nasz wróg, a żołnierz, były żołnierz i ten, co w dzieciństwie chciał zostać żołnierzem, wrogów się nie boją! Andrzej Pilipiuk i jego bohaterowie dbają o to, byśmy mieli powód do radości - niekoniecznie tej, która jest iskrą bogów i kwieciem elizejskich ugorów. Przewrotne pomysły, zaskakujące zakończenia, inne twarze pozornie dobrze już znanych postaci - będzie się działo, oj, będzie. I ten brak nudy, umiejętność ucieczki od monotonii (choć Trucizna to przecież kolejna już opowieść o Wędrowyczu) bezdyskusyjnie stanowi miarę kolejnego sukcesu Pilipiuka.
Jakub Wędrowycz to przerażający wiekowy ochlapus, wiejski egzorcysta, bimbrownik i kłusownik, porażający otoczenie wyglądem, zapachem i kulturą osobistą...
Styczeń Anno Domini 1560. Po dramatycznej ucieczce z Bergen Marek i Hela docierają do Polski. Rozbitkowie z innych epok osiągnęli oto brzeg. Niestety,...