Marta to przebojowa czterdziestolatka, która w życiu przeszła wiele trudnych chwil. Pochowała męża i swoje małe córeczki, kilka lat spędziła za granicą i powróciła w wielkim stylu, żeby zmierzyć się z demonami przeszłości. Teraz jest szczęśliwa, spełniona i próbuje na nowo poukładać relacje z rodziną, a także chce odnaleźć się w nowym związku.
Smaki życia Anity Scharmach są kontynuacją książki Zaraz wracam, w której poznajemy Martę, jej rodzinę i przyjaciół. W kolejnej z powieści Marta jest szczęśliwa. Ma jzu swoją kawiarnię, ma przy boku mężczyznę, który ją kocha, a także przybraną córkę, która zwraca się do niej: „mamo". Wiedzie spokojne, poukładane życie, chociaż wyraźnie podupada na zdrowiu. Słabnie i wymiotuje, więc pierwsza jej myśl to: „dziecko". Kiedy wyklucza ciążę, zaczyna się naprawdę martwić, bo taki stan ciała i ducha utrudnia jej życie. Dodatkowo ktoś życzy jej bardzo źle i próbuje się zemścić, uderzając w czuły punkt dziewczyny – w jej kawiarnie i w zwierzęcych podopiecznych. Pojawiają się problemy z córką – jej matka po latach pojawia się znikąd i szuka wybaczenia, a może też zrozumienia. Kiedy ktoś próbuje skrzywdzić Blankę, czara goryczy się przelewa. To właśnie ten moment, w którym po raz kolejny życie Marty zmienia się zupełnie.
W powieści dużo się dzieje – momentami może nieco za dużo. Tyle klęsk i porażek, a także zbiegów okoliczności odbiera nieco powieści wiarygodności. Autorka ma lekkie pióro i dobrze wypracowany warsztat, dzięki czemu jej książki czyta się szybko i z przyjemnością. Powieści obyczajowe rzadko pokazują życie takim, jakie jest, zazwyczaj nieco ubarwiają rzeczywistość i z tym zjawiskiem mamy do czynienia również w Smakach życia. Bohaterowie są zbyt emocjonalni, zbyt wylewni, zbyt przejęci każdą drobnostką. Górnolotne słowa, wielkie przemowy, pełne powagi i patosu, przytulanie w sytuacjach, w których ludzie się nie przytulają – to tylko kilka niewielkich w gruncie rzeczy problemów, które mogą czytelnika nieco irytować, jednak nie zaważają na odbiorze całej powieści. Tak naprawdę każda zbyt emocjonalna rozmowa jest tylko fragmentem większej sytuacji czy ciągu zdarzeń, więc można szybko o niej zapomnieć i skupić się na akcji.
Niestety, trudno zrozumieć końcówkę tej książki. Od wyjazdu do spa do samego końca powieści, historia ta staje się totalnie oderwana od rzeczywistości. Za dużo tu uczuć i przeżyć, zbyt wiele atrakcji i na dodatek irytująca prawie-teściowa. Nie, to nie jest dobre zakończenie, chociaż zapewne spodoba się niepoprawnym romantykom i każdemu, kto chciałby żyć jak w bajce.
Trudno zaakceptować przemianę, jaką przechodzi babcia Blanki. Oczywiście, naturalnym jest, że każdy ma niezbywalne prawo do ułożenia sobie życia, do odnajdywania małych przyjemności, do kochania i czerpania radości ze związku. Jednak prawie-teściowa Marty wypada w roli wyzwolonej kobiety bardzo nienaturalnie. Może dlatego, że jej nowe oblicze jest zbyt przerysowane.
Marta wydaje się szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. I chociaż jej zawodowa kariera znowu się chwieje, zdrowie szwankuje, a domowe ognisko nieco przytłacza, to stara się zebrać w sobie i iść z dumnie podniesioną głową – nie tylko dla siebie, ale też dla dziecka, konkubenta, a nawet... dla jego matki. Marta lubi swoje nowe życie i stara się poznawać rozmaite jego smaki, chociaż to bywa naprawdę trudne.
Czytelnicy, którzy polubili bohaterów pierwszej części, odnajdą w lekturze sporo przyjemności. Powieść skierowana przede wszystkim do niepoprawnych optymistów i marzycieli.
Na długie zimowe wieczory, z kubkiem gorącej herbaty obok... Tatiana, zwariowana 40-latka posiadająca kochającą rodzinę, wiedzie ułożone i szczęśliwe...
Po tym, jak Julia straciła narzeczonego w wypadku, wiedzie życie wypełnione pracą i opieką nad jej dwoma kotami. Myślała, że już nic dobrego jej nie spotka...