Samotnia Anny Kańtoch to thriller psychologiczny, w którym autorka bardzo świadomie gra z opatrzonymi już kliszami gatunkowymi. Efekt jest zaskakująco świeży i intrygujący.
Leon Cichy to szalenie popularny pisarz, który przez wiele lat odnosił same sukcesy. Jego książki regularnie trafiały na listy bestsellerów, a on sam wiódł szczęśliwe życie u boku ukochanej kobiety. Był szczęśliwy – do czasu, gdy żona postanowiła go opuścić z nieznanych mężczyźnie powodów. Po tym wydarzeniu Leon musi ułożyć sobie życie na nowo. Stara się za wszelką cenę – przepracowuje zamknięty rozdział, spotyka nową kobietę, postanawia ułożyć sobie z nią życie, po czym… ulega poważnemu wypadkowi samochodowemu, w wyniku którego traci wzrok. Na domiar złego po wyjściu ze szpitala nie jest pewien, czy osoba podająca się za jego żonę jest nią w rzeczywistości. Gdy wokół zaczynają mieć miejsce niepokojące wydarzenia, a samego Leona dręczą coraz bardziej poważne podejrzenia, atmosfera powieści gęstnieje i staje się coraz bardziej niepokojąca. I tak aż do finału powieści.
Nietrudno dostrzec analogie między Samotnią Anny Kańtoch a Misery Stephena Kinga, znajdziemy zresztą do nich odwołania w powieści polskiej pisarki. Thrillery, których bohaterami są osoby niewidome czy doznające amnezji, podejrzewające, że ich współmałżonek / współmałżonka nie są tym, za kogo się podają, to również nurt dość popularny w amerykańskiej telewizji. Anna Kańtoch jednak nie korzysta z gotowych rozwiązań fabularnych, wybiera podobny punkt wyjścia, by ostatecznie doprowadzić bohatera i czytelnika do zaskakującego finału. Pisarka bardzo sprawnie buduje napięcie, tworzy atmosferę podejrzeń i rosnącej z każdą chwilą paranoi. Poczucie izolacji głównego bohatera potęguje fakt, że dopiero niedawno dotknęło go kalectwo – dopiero uczy się więc funkcjonować jako osoba niewidoma i sam nie wie, do czego jest zdolny, a z jakimi wyzwaniami nie będzie w stanie sobie poradzić. To zresztą ciekawe pytanie: czy można prowadzić śledztwo, będąc niewidomym i nie mogąc liczyć na wsparcie nawet najbliższych osób?
Skoro mowa o izolacji, dodać trzeba, że Anna Kańtoch decyduje się osadzić akcję Samotni w czasie pandemii koronawirusa, która nie tylko współtworzy intrygującą scenerię jej kryminału, ale przyczynia się też do budowania atmosfery. Zagrożenie dla głównego bohatera może płynąć ze strony otaczających go ludzi, ale zagrożeniem są również obcy, mogący zarazić go zabójczym – jak wiele osób wówczas podejrzewa – wirusem.
Wreszcie – Samotnia opowiada o tym, jak człowiek sukcesu, dziecko szczęścia, któremu zawsze wszystko przychodziło z łatwością mierzy się z wyzwaniami, wydającymi się być ponad jego siły. Jak reaguje na sytuacje ekstremalne? Czy podda się losowi? A może stanie do walki o samego siebie?
Uczestniczenie w prowadzonym przez Leona śledztwie, obserwowanie, jak stopniowo dochodzi on do prawdy okazuje się autentycznie interesujące, choć sam bohater nie jest przesadnie sympatyczny, niekoniecznie też łatwo się z nim identyfikować. Ale i to zabieg celowy: dystans między czytelnikiem a bohaterem potęguje wrażenie izolacji Leona, wzmacnia poczucie paranoi, buduje napięcie, współtworzy atmosferę powieści Kańtoch. Atmosferę, która budowana jest tu po mistrzowsku i która jest jednym z największych atutów Samotni Anny Kańtoch.
Wcześniejsze losy policjantki, która jako nastolatka straciła brata podczas tajemniczej wycieczki w góry. Jest rok 1999. W starej leśniczówce niedaleko...
Nie każdy zostaje wybrany przez anioły i zaproszony przez nie na tajemnicze wakacje w klasztorze znajdującym się w niewielkiej miejscowości Markoty. Tak...