Przykro to stwierdzić: „Rzeźnik drzew” Andrzeja Pilipiuka rozczarowuje. Choć bowiem opowiadania zawarte w tym zbiorze są niezłe, choć wiele z nich to naprawdę interesujące obrazy grozy, a ironia Pilipiuka nadaje części z nich oryginalny, unikalny rys, całości brak ostatecznego szlifu. Wydaje się, że autor po prostu sumiennie wykonał zlecone mu zadanie, tworząc kolejne w dorobku teksty, jednak w tym zbiorku zaprezentował się raczej jako rzemieślnik, niż – prawdziwy artysta.
Streszczać każdego z opowiadań właściwie nie ma sensu. Wraz z Pilipiukiem bowiem odwiedzamy kolejne cmentarze, podziwiając rosnące na nich powykrzywiane drzewa i czując bijącą od nich grozę. Poznajemy tajniki fachu łowcy zombiaków, rzeźnika drzew czy strażnika cmentarza. Przeprowadzamy operację „Jajca” i rozwiązujemy sprawę Filipowa. Nadto ratujemy świat przed zagładą albo doprowadzamy go do wielkiej wojny. Czytamy w ziemi, podróżujemy między wymiarami oraz poznajemy tajemnice przeszłości. Ech, kogóż tu nie ma! Kosmici i archeolodzy, agenci SB i zachodni (albo – wschodni) wywiadowcy, zdrajcy i grabarze, wojskowi i artyści…
To trzeba przyznać – umie Pilipiuk tworzyć zachwycające miejscami portrety bohaterów. Jego postaci są, paradoksalnie – przy całej swej absurdalności i nienaturalności – absolutnie wiarygodne. Z przyjemnością śledzimy ich przygody, motywy oraz poznajemy dylematy i wątpliwości, przez cały czas zdając sobie sprawę z tego, że to wszystko jedna wielka blaga. Tak, opowiadania te trzymają w napięciu. Pilipiuk – jako się rzekło – jest przecież doskonałym rzemieślnikiem. Nawet, jeśli w którymś tekście trochę powinie mu się noga (albo pióro), w kolejnym natychmiast się poprawia i wchodzi na wyżyny swego kunsztu.
Autor może z czytelnikiem uczynić to, co tylko mu się podoba. Buduje grozę lub bawi, śmieszy lub zaskakuje. Jak zwykle również Pilipiuk daje wyraz swemu zacięciu satyrycznemu. Rzeczywistość potrafi wspaniale przerysować, uwypuklając wszystkie absurdy – niezależnie od tego, czy pisze o PRLu, czy o urokach III (a nawet – IV) RP. Jak zwykle dociera do głębi ludzkiej natury, kpiąc z naszych przywar i przyzwyczajeń czy wyobrażeń. Ironizuje, gra konwencją, po prostu – świetnie się bawi. Jest tylko jeden problem – wydaje się, że przy tym autor nie do końca jest zdecydowany, czy chce napisać prawdziwy horror, opowiadanie grozy, czy też satyrę z pogranicza fantasy i powieści przygodowej. Gdy pisał swe opowieści o przygodach Jakuba Wędrowycza, czytelnicy doskonale wiedzieli, że mogą po niej oczekiwać przede wszystkim mnóstwa czarnego humoru. Owszem, było w tym nieco makabry i grozy, jednak dominujący był rys kpiarsko-ironiczny.
W „Rzeźniku drzew” proporcje zostają zachwiane, zaś niektóre z opowiadań są po prostu słabsze, niezbyt oryginalne i mało pomysłowe. Ratuje je wówczas ironia i żart – to jednak zdecydowanie zbyt mało. Dlatego też „Rzeźnik…” to po prostu książka ciekawa, której do najlepszych publikacji Pilipiuka niestety bardzo wiele brakuje.
Ostatni tom bestsellerowego cyklu, w którym kozacka fantazja autora ożywia magię minionych epok. Gdzie na cios szablą odpowiada się chińskim granatem!...
Styczeń Anno Domini 1560. Po dramatycznej ucieczce z Bergen Marek i Hela docierają do Polski. Rozbitkowie z innych epok osiągnęli oto brzeg. Niestety,...