Siostrzeństwo i solidarność kobiet. Walka ramię w ramię o wolność i przyszłość – Marika Krajniewska napisała niezwykle odważną i bezkompromisową powieść Prezydentka, która jest lustrem naszych trudnych czasów. Rok temu wyszliśmy na ulice w ramach Czarnego Protestu. Lektura tej książki przypomni nam, dlaczego ten gniew wciąż powinien się tlić.
Myślę, że Prezydentka to literatura całkowicie wolna. Wolna od jakiejkolwiek formy cenzury, od ograniczeń rynkowych (bo Polacy nie lubią zaangażowanych społecznie powieści), od grzeczności i presji. Krajniewska stworzyła współczesną powieść sensacyjno-obyczajową. Nieoczywistą i szczerą, ważną i potrzebną, bo takiej prozy jest na naszym rynku jak na lekarstwo.
Cztery główne bohaterki są od siebie zupełnie różne, ale łączy je słuszność sprawy. Chodzą na protesty, bo zaostrzenie prawa aborcyjnego budzi ich jednoznaczny sprzeciw. Laura kandyduje na urząd prezydenta, Kaja jest dziennikarką, Bianka prowadzi agencję PR-ową, a Polka to żona i matka, która szuka na nowo swojej tożsamości. To kobiety, które każdy może spotkać w tłumie podczas Czarnych Marszy. Napędza je gniew, ale też pewność siebie. Są już dojrzałe, wiedzą, kim są i na co na pewno nie mogą się zgodzić. Co nie oznacza, że nigdy nie ugięły się pod władzą mężczyzn. To już jednak przeszłość.
Nigdy nie będziesz szła sama – powtarzają bohaterki, trafiając do aresztu za rzekome atakowanie policji. Wieczorem, zamiast serialu czy leniwej kolacji, wychodzą na ulice i okupują stolicę. Nie muszą się przyjaźnić, nie są sobie bliskie, ale oddałyby za siebie życie. Tak samo czuliśmy się w listopadzie 2020 roku, maszerując ulicami Żoliborza czy Starego Miasta w Warszawie. Autorka zebrała te emocje i uwieczniła je na kartach powieści.
Jednak Prezydentka to nie tylko opowieść o naszych czasach, seksizmie, odbieraniu praw i sile kobiet. Czytelnicy znajdą tu intrygę kryminalną i zagadkę do rozwiązania. Mąż Laury ginie w wypadku samochodowym. Ona jednak dobrze wie, że było to morderstwo. Kto zabił i dlaczego? Czy ma to związek z jej polityczną karierą? A może z jego pracą w przemyśle zbrojeniowym? Kolejne elementy układanki odsłaniają się niespiesznie, a atmosfera się zagęszcza. Aż do końca nie poznajemy prawdy, napięcie nie maleje aż do ostatniej strony, a finał jest mocny!
Marika Krajniewska to doświadczona autorka. Jej kolejna powieść, wydana we własnej, niezależnej oficynie, to w moim odczuciu unikat. Nikt w prozie obyczajowej nie mówił jeszcze tak głośno o problemach Polek i Polaków. Nikt nie pozwolił sobie na tak otwarty feminizm, wolność słowa, a nawet na sceny masturbacji, o której przecież wciąż wstyd opowiadać. Krajniewska rozwija skrzydła i leci – mam nadzieję, że dotrze do jak największej grupy czytelników. Przekona niezdecydowanych i przypomni, że nikt z nas nie jest bez znaczenia.
Na koniec zostawiam cytat z książki. Myślę, że świetnie podsumowuje to, co czułam podczas lektury.
Ja wiem, jak to działa. Dostajesz po dupie, jesteś zdziwiona, świat wmawia ci, że to twoja wina i sobie na to zasłużyłaś, bo miałaś za krótką spódniczkę, więc zaczynasz winić siebie i nie robisz nic. Nic, co mogłoby pomóc innym kobietom poczuć się bezpiecznie. Jest dwudziesty pierwszy wiek, a właśnie przeniosłyśmy się w czasie do jebanego średniowiecza, więc mogłabyś tak łaskawie ruszyć dupę i iść ze mną?
Ja idę!
„Tutaj ludzie są jak bezpańskie psy. Tylko że dla nich nie ma schronisk. Nie ma miejsc, gdzie mogliby przeczekać passę, zupełnie nie taką, jak być...
Powieść czarująca jak jesienny spacer Toruń. Miasto z duszą, pachnące piernikami, idealne dla zakochanych. To tu Jagoda i Adam próbują zbudować swoją...
Aresztując kandydatkę tuż przed wyborami, w momencie piku jej popularności, prokurator generalny skreślił ją z listy kandydatów.
Przecież ją zamknęli, by pokazać, że mogą z kobietami zrobić, co tylko im się żywnie podoba. Kiedyś palono je na stosie, dziś zamyka się w areszcie i wrabia w zabójstwa, by nie doprowadzić do utraty władzy.
Więcej