Małe kobietki to książka z zestawu powieści, które dzisiaj należy czytać ze stosownym komentarzem. Obok tej książki zapewne można ustawić szereg innych historii, choćby Robinsona Cruzoe D. Defoe czy Wyspę skarbów R.L. Stevensona. Niby wszyscy rozumiemy, że świat się zmienił, ale dopiero takie książki jak Małe kobietki pokazują, jak bardzo.
Cztery młode osóbki: Margaret, Jo, Elizabeth i Amy March rozpoczynają opowieść rozważaniami w świąteczny dzień. Dziewczęta ubolewają nad swoją mizerną kondycją finansową – niby nic nowego, mamy to już w Rozważnej i romantycznej, ustalają, czy upinanie włosów czyni z kobiety damę, zastanawiają się, co kupić ukochanej matce w prezencie świątecznym. Klasyczny, rzec można, obrazek klasy średniej. Nieco podupadły domek panien March, wieczny niedostatek, bogaty zgryźliwy staruszek za płotem i powinności, którym nie sposób umknąć. Nawet ten tak pobieżny opis ukazuje, że Małe kobietki to literatura pedagogiczna – pouczania tutaj nigdy dosyć.
Można się zżymać nad banalnością trosk dziewcząt, nad ich wzdychaniem i rozważaniem o tym, jak być piękną i bogatą, jak dobrze wyjść za mąż i jak po prostu być szczęśliwym. Wiadomo bowiem, że samotna, choć bogata ciotka March jest postacią negatywną i absolutnie niegodną naśladowania. Dzisiaj trudno się z tym zgodzić. Samotna, ale decydująca o sobie bogata ciotka wydaje się wręcz ideałem, osobą, która potrafi myśleć samodzielnie i udziela swoim krewniaczkom cennych, bardzo życiowych rad.
Choć Małe kobietki w założeniu powstały jako powieść dla młodych czytelniczek, dzisiaj są już właściwie zawieszone w próżni. Nastolatki znuży nadmiar ckliwych opisów i nadmiernego dydaktyzmu zarówno wtrącającej się znienacka narratorki, jak i szeregu porad matki, zwanej, o zgrozo: mamisią, ograniczających się do przyzwoitości, filantropii i dobrego wychowania. Niejasne są też realia, w których żyją dziewczęta. Nie stać ich na nową sukienkę, ale mogą kupić wielką butlę perfum.
A jednak gdzieś podskórnie pozostaje przeczucie, że nie chodzi tylko o to, że ta książka się zestarzała. Jest w niej coś nadmiernie pedagogicznego. Natrętny dydaktyzm, który każe myśleć, że to prawdziwe uczucia, oczywiście zakończone na ślubnym kobiercu w obliczu Boga, są gwarantem szczęścia, choć akurat biedni zakochani nie zawsze są szczęśliwi. Może to dotyczy jedynie klasy średniej i wyższej? Zagrożona ubóstwem, zakochana w nauczycielu Margaret na szczęście unika złego losu, który mógłby się stać jej udziałem.
Nieco niepokoi także postawa Jo, która wybiera płatną pozycję towarzyszki starej ciotki, zamiast się uczyć. Ale w świecie Alcott wykształcenie kobiet nie jest ich atutem. Atutem jest uroda, zręczne prowadzenie rozmowy i skromność.
Małe kobietki, choć tak sławne i wiele razy ekranizowane, stały się swoistą literacką skamieliną. Albo ciekawostką, opowieścią o czasie, którego chyba nigdy nie było. Lousia May Alcott napisała jeszcze trzy powieści, będące kontynuacja losów panien March. Podobnie jak pierwsza część tej historii, są już raczej ciekawostką literacką niż obowiązkową pozycją z kanonu literatury młodzieżowej.
Polly Milton, dziewczyna z amerykańskiej prowincji, odwiedza w mieście zamożną rodzinę swojej przyjaciółki Fanny Shaw. Biedna Polly jest przytłoczona otaczającym...
Kontynuacja powieści Ośmioro kuzynów. Dwudziestoletnia Rose wraz z wujem Alecem i przyjaciółką Phebe wraca z podróży dookoła świata. W domu czekają na...
Wiele jest na świecie małych Beth, Nieśmiałych i spokojnych, żyjących dla innych w sposób tak radosny, że nikt nie dostrzega ich poświęcenia, aż nagle świerszcz za kominem przestanie grać i słodka, słoneczna istota zniknie, pozostawiając po sobie ciszę i cień.
Więcej