Małe kobietki


Tom 1 cyklu Małe kobietki
Ocena: 4.82 (55 głosów)
Inne wydania:

Ameryka, lata sześćdziesiąte XIX wieku.

W domostwie zwanym Orchard House od pokoleń mieszka rodzina Marchów. Pod nieobecność ojca walczącego w wojnie secesyjnej, opiekę nad czterema córkami sprawuje samodzielnie ich matka, Marmee.

Marmee wyraźnie wyprzedza swoją epokę, wpajając dziewczynkom ideały wolności i namawiając je, by znalazły własną drogę w życiu. Córki pani March - stateczna Meg, żywa jak iskra Jo, nieśmiała, uzdolniona muzycznie Beth i nieco przemądrzała Amy - starają się, jak mogą, by urozmaicić swoje naznaczone ciągłym brakiem pieniędzy życie, chociaż boleśnie odczuwają nieobecność ojca.

Bez względu na to, czy układają plan zabawy czy zawiązują tajne stowarzyszenie, dosłownie wszystkich zarażają swoim entuzjazmem. Poddaje mu się nawet Laurie, samotny chłopiec z sąsiedniego domu, oraz jego tajemniczy, bogaty dziadek.

Dziewiętnastowieczna autorka Louisa May Alcott napisała "Małe kobietki" na podstawie własnych doświadczeń. Ten klasyczny już utwór doczekał się licznych adaptacji filmowych i cieszy się nieprzemijającym powodzeniem wśród kolejnych pokoleń.

Informacje dodatkowe o Małe kobietki:

Wydawnictwo: MG
Data wydania: 2019-10-03
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 9788377795712
Liczba stron: 350
Ilustracje:Frank Thayer Merrill

Tagi: literatura piękna

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Małe kobietki

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Wiele jest na świecie małych Beth, Nieśmiałych i spokojnych, żyjących dla innych w sposób tak radosny, że nikt nie dostrzega ich poświęcenia, aż nagle świerszcz za kominem przestanie grać i słodka, słoneczna istota zniknie, pozostawiając po sobie ciszę i cień.


Więcej
Więcej cytatów z tej książki
REKLAMA

Zobacz także

Małe kobietki - opinie o książce

Avatar użytkownika - anka866111
anka866111
Przeczytane:2024-08-11,

Rodzina March może nie ma wielu pieniędzy, ale ma coś o wiele cenniejszego – siebie nawzajem i miłość, jaką się darzą. Cztery siostry są zupełnie od siebie różne, a mimo tego z przyjemnością spędzają z sobą czas. Mieszkają z mamą, która uczy ich nie tylko miłości, ale również szacunku do siebie, walczenia o marzenia, samodzielnego myślenia. Ich tata jest na wojnie, wszyscy za nim tęsknią i mocno pragną, aby wrócił cały i zdrowy. Pewnego dnia w ich życiu pojawia się pewien chłopiec z sąsiedztwa, którego życie wygląda zupełnie inaczej. Jak zmienią jego życie? Jak potoczy się życie rodziny March?

Są książki ponadczasowe, które po prostu się nie „starzeją” i właśnie ta książka do nich należy. Napisała wiele lat temu (ponad 150) i zarówno wtedy, jak i teraz zachwyca czytelników. Historia ciekawa, wciągająca, przekazująca wiele wartości, a jednocześnie pokazująca świat, w jakim żyło się dawniej.

Najnowsze wydanie, jakie wyszło nakładem wydawnictwa Marginesy, jest naprawdę ładne. Mamy twardą okładkę, co sprawi, że książka posłuży długi czas.

„Małe kobietki” to ponadczasowa historia w ładnym wydaniu. Ze swojej strony polecam.

Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA

Link do opinii

"Małe Kobietki" autrostwa L. M. Alcott, jest to historia rozrygwająca się w latach 60tych XIX. Opowiada o przygodach czterech sióstr: Meg, Jo, Beth i Amy, którymi opiekuje się matka podczas nieobecności ojca bedącego na wojnie secesyjnej. 

Książka podzielona jest na kilka krótkich rozdziałów. Każdy rozdział posiada jakiś morał, np. nie bycie egoistą, czy też nie próżnować a ciągle pracować (wątpię aby było to dobre przesłanie na obecne czasy, bo odpoczynek jest potrzebny). Czytając te historie zauważamy jak te małe dziewczynki powoli wyrastają na kobiety. 

Nie czytało mi się jej przyjemnie. Ze względu na to, że jednak w XIX wieku panowały inne wartości, niż są teraz. Jest tutaj mowa w dużej mierze o tym, aby kobiety zachowywały się stosownie - nie trzymały rąk w kieszeniach, nie skakały, mają być usłużne i stonowane. Do dzisiejszych czasów takie stwierdzenia mają się nijak. 

Jedyne co mi się spodobało, to staranie się być niezależną przez jedną z sióstr od wydatków rodziców i próby zrobienia czegoś swojego. 

"Byc niezależną i zasłużyć na pochwałę kochanych osób to przecież było jej największe marzenie i oto postawiła na tej drodze pierwszy krok."

Warto byłoby wspomnieć o przepięknej okładce. Z motywem sweterka. Bardzo mi się podoba.

Historia dla małych dziewczynek, natomiast i tak dalej z rowzwagą, aby jednak nie wyniosły z tej książki jednak tych "gorszych morałów". 

Link do opinii

Cześć książkoholicy 🎶❣️

Ostatnio, dzięki akcji #rzucamwyzwanie miałam okazję przeczytać książkę "Małe kobietki". Dziękuję @zaczytana_tak_po_prostu za tą nominacje! No, ale moje serc jednak nie bardzo lubi się z klasyką 🙈🙊 może i nie była ta historia zła, ale jakaś taka..... No właśnie jakaś. Nie wywarła na mnie zbytnio wrażenia, choć po pierwszych rozdziałach byłam prawie pewna, że tym razem się polubimy z klasyką. Ale cóż. Jak widać nie wszystko jest dla wszystkich. Zdecydowanie klasyka to nie mój klimat 🤣🤣🤣

Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2021-11-07,

„Małe kobietki” Luisy May Alcott to klasyka. Widać to zarówno po sposobie pisania, jakim posługuje się autorka, jak i po niektórych rozwiązaniach fabularnych np. bicie dzieci linijką po drobnych wykroczeniach. Coś takiego wydaje się w dzisiejszych czasach nieprawdopodobne, tak samo, jak i to, że to rodzice decydują nie tylko kiedy, ale że w ogóle dziecko pójdzie do szkoły.

Powieść opisuje losy rodziny March. Po wyjeździe głowy rodziny w służbie ojczyzny, opuszczona żona i cztery córki radzą sobie tak, jak tylko potrafią, czasem lepiej, czasem gorzej, ale zawsze z humorem.

Ich rodzina to protestanci; nie chodzą do kościoła, a matka pewnego dnia, gdy dziewczynki trochę podrosły,  sprezentowała swym córką „książeczkę”, którą powinny czytać tak często, jak się da, najlepiej codziennie, czerpiąc z niej pociechę i naukę.

Każda z dziewcząt musi pracować w gospodarstwie; ma swoje, jak to określa pani March, drobne obowiązki, które zbytnio jej nie obciążają, ale za to stanowią ogromną pomoc dla matki w utrzymaniu w ryzach całego gospodarstwa. Każda z dziewcząt jest inna; Jo – marzy, żeby być pisarką, Meg chce błyszczeć w towarzystwie, Amy malować piękne obrazy, a Beth świetnie grać. Być może posiadają one niezwykły dar w tych dziedzinach, talent. Niestety, w tamtych czasach ciężko to sprawdzić, gdyż wymagałoby to wynajęcia prywatnego nauczyciela, na którego ich matki zwyczajnie nie stać.

Bardzo pomaga im jednak ich znacznie bogatszy sąsiad i jego wnuk, Laurie, który wbrew dziadkowi ćwiczy grę na pianinie. Talent ma po swej tragicznie zmarłej matce, o której nikt nie chce głośno mówić. Młody Panicz nudzi się, gnuśnieje i umiera za życia zamknięty w ciemnych, domowych ścianach do czasu, gdy poznaje cztery pełne życia siostry. Wtedy wszystko się zmienia. I to na dobre.

Jego twarz nabiera zdrowych rumieńców, ruchy mają w sobie więcej z życia, jest pełen energii do zabawy, rozwiązywania problemów i wszelkiego rodzaju działania.

Zmianę widać też w jego dziadku. Z zamkniętego w sobie, trochę nadętego, starszego pana, zamienia się po pewnym czasie w wesołego staruszka, który dopuszcza swe żywiołowe sąsiadki do swych największych skarbów: starego pianina, drogocennych obrazów, ogromnej biblioteki i ogólnie rozumianego przepychu, czyli wszystkiego, czego pragną młode panny March.

Sam też znacznie młodnieje w ich oczach. Wszystkie przestają się go bać, a niektóre z nich obdarzają go nawet głębokim przyjacielskim uczuciem, śląc mu podarki, czy całując i ściskając przy pożegnaniu.

Historię czterech sióstr poznajemy w tej książce jedynie w pewnym niewielkim fragmencie; śledzimy ich dorastanie, dzień po dniu, pierwsze zauroczenia, przyjaźnie i konflikty szkolne, stosunek rodziców do szkoły i nauczycieli oraz nauczycieli do uczniów…

A koniec końców życie na prowincji, które wydaje się być lekkie, choć wcale takie nie jest, bo co i róż rodzinna sielankę przerywają nowe kłopoty; nagły list w sprawie choroby ojca, kłopoty w szkole, przeziębienie Beth, kłótnie między dziewczętami, zemsty i srogie „moralne” kary za ich czyny.

Ale zdarza się również wiele wesołych rzeczy: niespodziewane zaproszenia na przyjęcia, podarowane biedniejszym od siebie sąsiadom śniadanie, co sprawiło, że znacznie bogatszy sąsiad „zasponsorował” pannom March podwieczorek, darowane sobie nawzajem prezenty, wyjście z choroby i wiele wiele innych tego typu, niby drobnych, ale jakże podnoszących na duchu wydarzeń.

 

Autorka jest bardzo oszczędna w opisach. Główne bohaterki nakreśla nam w zaledwie kilku słowach, na samym początku historii i już nigdy do tego nie wraca. To samo, jeśli chodzi o opis tego, co znajduje się wewnątrz domostw. Bardziej skupia się na tym, co się tam znajduje, a nie jak wygląda.

Interesuje ją głównie tu i teraz; emocje i przeżycia, rozterki i knowania oraz przemyślenia głównych bohaterek. I to naprawdę świetnie jej wychodzi.

„Małe kobietki” są uważane za klasykę literatury młodzieżowej i – pod pewnymi względami – trudno się z tym nie zgodzić. A jednak bym polemizowała, bo to nie do końca to, czym jest literatura dla młodych ludzi, żyjących współcześnie.

Czytając takie dzieła i  wiedząc, dla kogo niegdyś były przeznaczone, można analizować, jak przez lata zmieniały się wzorce tego, co jest, a co nie jest przeznaczone dla młodych ludzi. Co wypada im czytać, a czego należy im zabraniać.

Polecam. Świetna lektura.

 

 

Link do opinii

Książka bardzo przyjemna, szybko się czyta. Opowiada ona o życiu sióstr dosyć ubogich, książka pokazuje nam to czego większość ludzi na tym świecie teraz nie dostrzega czyli z ilu rzeczy można czerpać radość ale pokazuje nam też, że rodzina jest najważniejsza i trzeba ją kochać i szanować nad życie. Warto też wspomnieć, iż kolejną rzeczą do brania przykładu z tej książki jest docenianie tego co mamy, w dzisiejszych czasach trudno zadowolić ludzi, dzisiaj ludzi przepełnia zakupoholizm i dążeniu w byciu najlepszym i najbogatszym. Przy tej książce można usiąść, odetchnąć, zrobić pauzę w życiu, w szaleństwie dzisiejszych czasów i zatracić się w niej maksymalnie. Książka do przeczytania na jednym tchu. Szczerze Polecam :)

Link do opinii
Avatar użytkownika - Girl-from-Stars
Girl-from-Stars
Przeczytane:2019-12-22,


Nie pamiętam już, od jak dawna mam w planach zapoznanie się z klasykami literatury kobiecej. „Duma i uprzedzenie”, „Rozważna i romantyczna” czy też „Wichrowe wzgórza”. Chęci mnóstwo, ale czasu jak zazwyczaj brak. Ostatnio jednak, Wydawnictwo MG wypuściło na rynek ilustrowaną wersję „Małych kobietek”. Uznałam więc, że to idealna szansa na realizowanie swojego postanowienia.
Czy ta XIX-wieczna powieść skradła moje serce, czy też zniechęciła do sięgnięcia po inne klasyki?
Ameryka, lata sześćdziesiąte XIX wieku. W domostwie zwanym Orchard House od pokoleń mieszka rodzina Marchów. Pod nieobecność ojca walczącego w wojnie secesyjnej, opiekę nad czterema córkami sprawuje samodzielnie ich matka, Marmee.
Marmee wyraźnie wyprzedza swoją epokę, wpajając dziewczynkom ideały wolności i namawiając je, by znalazły własną drogę w życiu.
Córki pani March – stateczna Meg, żywa jak iskra Jo, nieśmiała, uzdolniona muzycznie Beth i nieco przemądrzała Amy – starają się, jak mogą, by urozmaicić swoje naznaczone ciągłym brakiem pieniędzy życie, chociaż boleśnie odczuwają nieobecność ojca. Bez względu na to, czy układają plan zabawy czy zawiązują tajne stowarzyszenie, dosłownie wszystkich zarażają swoim entuzjazmem. Poddaje mu się nawet Laurie, samotny chłopiec z sąsiedniego domu, oraz jego tajemniczy, bogaty dziadek.
Przyznam szczerze, że literatura klasyczna zawsze kojarzyła mi się z trudnym, podniosłym stylem, archaicznymi sformułowaniami, które znacznie utrudniają odbiór lektury. Inne zwyczaje, tradycje, światopogląd. Część czytelników czerpie przyjemność z możliwości poznania „dawnej rzeczywistości”, a dla niektórych jest to zadanie zbyt trudne, nużące i nieciekawe. Przy lekturze „Małych kobietek” spotkało mnie duże zaskoczenie, gdyż powieść ta napisana jest tak lekkim, barwnym i przyjemnym w odbiorze stylu, że ciężko oderwać się od jej lektury.
Główne bohaterki, czyli córki państwa March: Meg, Jo, Beth i Amy to wybuchowa mieszanka kobiecych charakterów i osobowości. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa i jestem przekonana, że każda czytelniczka odnajdzie samą siebie w którejś z tych dziewcząt. Choć od pierwszych stron moje serce skradła dobroduszna i troskliwa Beth, to jednak pierwiastek samej siebie, odnalazłam w postaci Jo – upartej, nieco gwałtownej, choć ogromnie wrażliwej miłośniczce książek.
Powieść zatacza pewne koło. Zaczyna się i kończy na okresie bożonarodzeniowym, a więc to idealna lektura na grudniowe wieczory. Akcja rozgrywa się na przestrzeni jednego roku.
Książka liczy sobie dwadzieścia trzy rozdziały, a w każdym z nich znaleźć można morały, cenne uwagi, które do dnia dzisiejszego aktualne.
Za nieco ponad tydzień światową premierę będzie mieć ekranizacja tej słynnej powieści. Jest to już ósma ekranizacja tej historii. W najnowszym filmie zobaczymy m.in. znaną większości Emmę Watson, która wcieli się w postać Meg.
„Małe kobietki” to nie tylko lekka powieść, przy której miło można spędzić czas, ale i opowieść pełna wartości, które z biegiem czasu wciąż są aktualne. Wydawnictwo MG przepięknie wydało tą ponadczasową powieść: twarda, chropowata okładka, a w środku liczne ilustracje, które umilają jej lekturę. Z pewnością książka ta, może być świetnym podarunkiem na święta.

Moja ocena: 8/10

Link do opinii
Avatar użytkownika - KuLtUrAlNiEbp
KuLtUrAlNiEbp
Przeczytane:2019-10-27,

Książka na dziś - to powieść opisująca dziewiętnastowieczne amerykańskie, dość zawężone środowisko. Głównymi bohaterkami są członkinie rodziny March'ów - Marmee: matka i jej córki: Meg, Jo, Beth, Amy. Z czasem pojawia się także chłopiec z sąsiedztwa Laurie i oczywiście inni bohaterowie.
Rodzeństwo March to cztery zupełnie różne charaktery i osobowości. Rozmaite temperamenty i poglądy na życie. Jest jednak coś, co niewątpliwie je łączy. To miłość do rodziców i siebie nawzajem. Ogromne przywiązanie do wartości i relacji rodzinnych. To także wzajemny szacunek. 
                Los sprawił, że March'wie, wcześniej bogaci, zamożni, muszą zmierzyć się z ubóstwem i biedą.  Jest to trudne zwłaszcza dla dziewczynek, które przyzwyczajone były do wygód i posiadania, czego tylko pragnęły. Teraz muszą liczyć się z każdym groszem, a na jakiekolwiek zakupy dla własnej przyjemności pozwolić sobie nie mogą. Trudną sytuację wzmaga nieobecność ojca, biorącego udział w wojnie secesyjnej.
                     Niezwykłe więzi rodzinne sprawiają jednak, że dziewczęta nie nudzą się i nie rozpaczają długo nad własnym losem. Potrafią zrozumieć sytuację, w której się znalazły. 
Na drodze swego życia napotykają na inne problemy i to nie tylko swoje. Razem z mądrą matką potrafią poradzić sobie z "przeciwnościami" losu. W jaki sposób? Co takiego wymyśliła dla nich mama? Przeczytajcie.
                      Autorka bardzo sumiennie i dokładnie opisuje każdy szczegół sytuacji i wydarzeń. Dzięki temu powieść czyta się z pewną lekkością - co nie ma nic wspólnego z infantylnością treści, nie chcę być tu źle zrozumiana. Po prostu czytelnik przeprawia się przez koleje losu bohaterów w sposób dla niego zrozumiały. Poza tym jest tu wiele rysunków dopełniających treść.
                       Bardzo zachęcam do przeczytania. Jest to taki typ powieści, do której z całą pewnością wraca się co jakiś czas i odkrywa nowe prawdy życiowe. Takimi bowiem nasycona jest cała treść. Można nawet porwać się na stwierdzenie, że "Małe kobietki" to jedna wielka uniwersalna lekcja życia. Ucząca co tak naprawdę się liczy i jak  zrozumieć poczucie, że "być" jest dużo wartościowsze od "mieć".

Link do opinii
Avatar użytkownika - Elfik13Book
Elfik13Book
Przeczytane:2019-10-20, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,

Mam wrażenie, że część z nas nie zawsze docenia to, co ma. Skupiamy się na rzeczach doraźnych, materialnych albo pogonią za niespełnionymi marzeniami. Wierzymy, że one zostaną kiedyś spełnione i wtedy dadzą nam szczęście. Tylko że dni mijają, miesiące, lata, a my nadal tylko za nimi gnamy. Jeśli nawet uda nam się dotrzeć do celu, to prawie od razu wyznaczamy sobie nowy i zapominamy o radości, która powinna nam towarzyszyć przy spełnieniu poprzedniego. Czy ostatecznie docieramy do czegoś? Czy dostajemy to upragnione szczęście?


Meg, Jo, Beth i Amy to siostry, które lubią wspominać, że kiedyś były bogate i nie musiały się martwić codziennym życiem. Teraz muszą liczyć każdy grosz i radzić sobie bez ojca, który dzielnie walczy za ojczyznę. Ich sytuacja wydaje się naprawdę zła, ale czy tak jest w rzeczywistości? Otóż nie! Siostry mają siebie, swoją kochającą matkę oraz dobrych sąsiadów. Mimo obecnych niedogodności są radosne, pełne energii oraz dobroci w sercach. Nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło, a nasze szalone dziewczyny udowadniają to z całą mocą. Jakie przygody czekają je w przyszłości? Czy ich sytuacja kiedykolwiek się polepszy? Co tak naprawdę ważne jest w życiu? 


"Małe Kobietki" to pewnego rodzaju klasyka, która w swoim czasie oczarowała czytelników. Teraz powraca w przepięknym wydaniu i z tak samo piękną treścią – pełną refleksji, radości i czystej miłości. Gdy usłyszałam o wznowieniu tej powieści, byłam zachwycona, ponieważ moim celem jest poznanie lepiej literatury klasycznej. A też warto wspomnieć, że wielkimi krokami nadchodzi też ekranizacja. Już teraz wiem, że będzie się różnić od treści książkowej, ale nie zmienia to faktu, że chcę obejrzeć film. Jednak tym czasem wracam do treści pisanej!


Nie chcę psuć mojego ulubionego schematu, więc tradycyjnie zacznę od stylu autorki. A jestem pod olbrzymim wrażeniem. Widać, że pisarka włożyła całe swoje serce w tę powieść, gdyż każdy najmniejszy szczegół jest opisany z olbrzymią dokładnością, ale przy tym zachowuje naturalność. Język Alcott sprawia, że czytelnik rusza w błogą podróż pełną kwiecistych opisów przyrody, codziennych scen i wielkich uczuć. Nie ma miejsca tutaj na błędy czy niedomówienia.


"Małe Kobietki" są wolną opowieścią, co może nużyć niektórych, jednak na pewno nie mnie. Jest to pewnego rodzaju monotonia, która sprawia, że cała historia jest wprost niesamowita i przepiękna. Nie potrzeba tutaj nie wiadomo jakich zwrotów akcji, by przyciągnąć czytelnika. Oczywiście one też się zdarzają, ale nie w takich ilościach, jak niektórzy mogliby się spodziewać. Powieść jest wyidealizowana i miejscami bardzo przerysowana, ale jestem pewna, że to był zabieg samej autorki, która właśnie tym przekoloryzowaniem chciała zwrócić uwagę na naprawdę istotne tematy. Historia czterech sióstr kipi sentymentalizmem i to właśnie on sprawił, że gdy czytałam, robiło mi się cieplutko na sercu. Miałam przed sobą wizję utopii, która może istnieć w naszej rzeczywistości, ponieważ też ma swoje wady, cierpienie i złe emocje nadal tam istnieją, ale póki będziemy pamiętać, co ważne jest w naszym życiu, poradzimy sobie z tragediami i smutkami, 


Myślę, że "Małe Kobietki" mają otworzyć nam oczy na codzienne sprawy. Dobitnie pokazują, że to nie te piękne i długo oczekiwane dni są najlepsze, tylko te codzienne, gdy mamy problem wstać z łóżka do szkoły czy pracy, gdy musimy wykonywać swoje monotonne obowiązki i ze zmęczeniem poświęcać czas bliskim. To brzmi tak negatywnie, a tymczasem w tym tkwi sedno szczęścia. Póki mamy przy sobie ludzi, których kochamy, póki staramy się być dobrymi osobami i walczyć ze swoimi wadami, będziemy szczęśliwi. I lepiej to sobie uświadomić teraz, kiedy prawdopodobnie przeżywamy właśnie taki dzień niż w momencie gdy tego wszystkiego zabraknie. 


Schodząc trochę z patetycznego tonu, wspomnę o genialnej kreacji bohaterów. Pisarka stworzyła pełnowymiarowe postacie, które mają własne historie, własne uczucia, problemy i marzenia. Nie pominęła tutaj nikogo, dzięki czemu wiemy, że każdy człowiek liczy się w życiu tak samo. Jednak moją ulubienicą stała się Jo. Jej charakter jest bardzo rozbudowany i skomplikowany. Jest niejednoznaczna pod każdym względem, co bardzo przypadło mi do gustu i sprawiło, że pokochałam ją całym sercem. Jej zapalczywość kontrastowała niesamowicie z dobrocią i prostodusznością. Całym sercem pokochałam też Lauriego i tutaj również wiele do powiedzenia miała jego niespójność cech charakteru. Lubię takie nieoczywiste postacie.


Czytając "Małe Kobietki", poczułam spokój duszy oraz ciepło w sercu. To jest historia, która sprawia, że inaczej patrzy się na świat. Po jej przeczytaniu nie można tak po prostu bezrefleksyjnie wrócić do swojego dawnego życia. To niesamowita dawka głębokich przemyśleń, radości i miłości. Dlatego polecę tę książkę każdemu, kto jest gotowy zmierzyć się z sentymentalizmem i ponownie zastanowić się nad priorytetami w życiu. 

Link do opinii
Obiecałam sobie, że w tym roku biorę się ostro za klasykę. Myślę, że co najmniej  raz na dwa miesiące sięgnę po jakiś tytuł z mojej domowej biblioteczki. Jako pierwsza trafiła w moje ręce książka, która już od dawna mrugała do mnie okiem z regału. Mowa o Małych kobietkach Louisy May Alcott. O jej istnieniu wiedziałam od dawna i pamiętam, że miałam na nią wielką ochotę jeszcze w liceum, ale w końcu musiała przegrać z inną książką z bibliotecznej półki.  Przypomniałam sobie o niej, kiedy przeglądałam ofertę wydawnictwa MG. Dłużej nie pozwoliłam jej czekać. I zresztą wcale nie żałuję.   Małe kobietki urzekły mnie bijącą z każdej niemal strony pochwałą rodzinności, miłości siostrzanej i rodzicielskiej. Książka jest tak ciepła i momentami wzruszająca, że nie przeszkadza nawet nieco zbyt moralizatorski ton autorki.   Kim są małe kobietki? To cztery siostry mieszkające wraz z rodzicami w domu zwanym Orchard House.  W Ameryce ma wtedy miejsce wojna secesyjna, na którą zobowiązany był wyruszyć jako kapelan, pan March – ojciec rodziny. Dziewczęta wraz z matką zostają w domu i muszą sobie jakoś radzić bez męskiego wsparcia. Czasy są trudne. Marchowie stracili dużo pieniędzy, kiedy dziewczynki były jeszcze małe, dlatego teraz nie wiodą już wystawnego życia, brylując na przyjęciach i proszonych kolacjach. Starsze dziewczynki Meg i Jo pracują, aby dokładać się do domowego budżetu, a i młodsze z nich mają już wiele obowiązków. I może zdarza im się czasem ponarzekać na swój podły los, kiedy marzą o modnych sukniach i czystych rękawiczkach, ale nie są to problemy, które nękają je codziennie. Małe kobietki, choć różnią się od siebie bardzo i czasem kłócą, to jednak stanowią zgraną kochającą się rodzinę, gotową oddać życie za każdego jej członka.    Życie dziewczynek bynajmniej nie jest nudne. Jo, najbardziej temperamentna z całej czwórki, kiedy wraca od ciotki, której dotrzymuje towarzystwa na co dzień, zwykle zamyka się na strychu i pochłania niezliczone ilości książek (to moja faworytka), Beth, choć cicha i skryta jest także utalentowana muzycznie - pięknie gra i śpiewa, Amy, kapryśna i nieco zadufana w sobie, potrafi pięknie rysować, Meg – najstarsza z sióstr jest idealną kandydatką na dobrą żonę. Jest piękna i poważna, potrafi też zadbać o dom i siostry.  Czy wśród tylu charakterów można się nudzić? Zdecydowanie nie, a kiedy do całego towarzystwa dołącza jeszcze Laurie Laurence, wnuczek zamożnego sąsiada, przy Orchard House nie milkną śmiechy i piski. Chłopiec  stanowi nie lada ożywienie dla damskiego towarzystwa, a i jemu przyjaźń z dziewczętami przynosi same korzyści. Dziadek chłopca, widząc, jaki dobroczynny wpływ ma na osieroconego wnuczka rodzina Marchów, sam wychodzi z nieco zesztywniałego kokonu i zaprzyjaźnia się z sąsiadkami wspomagając je również finansowo.   Małe kobietki, to powieść niezwykle klimatyczna i ciepła, mimo, że bohaterki przeżywają też ciężkie chwile (choroba Beth i ojca). Mając jednak taką rodzinę i przyjaciół, niemal z każdej opresji można wyjść bez szwanku.  Nie najważniejsze są wtedy bogactwa i zaszczyty, a miłość i przeświadczenie, że ma się obok kochające osoby.  Przez blisko trzysta stron możemy przeżywać z bohaterkami chwile radości i smutku, beztrosko bawić się, to znowu odbierać od życia gorzkie nauki, dorastać z nimi i odnosić pierwsze sukcesy, zawierać przyjaźnie i zakochiwać się. Mimo, że powieść została napisana w 1868 roku, to wydaje mi się świetną lekturą dla współczesnych nastolatek. Wiem, że niektóre odrzucą ją w przedbiegu, ale te, które zdecydują się dobrnąć do końca mogą wiele zyskać. Przede wszystkim wiarę w to, że jednak najważniejsze jest, aby mieć przy sobie kogoś bliskiego, kochać i być kochanym, podążać swoją drogą i wierzyć we własne możliwości, nawet wtedy, kiedy nie ma się najnowszego modelu komórki, czy modnych dżinsów. Polecam. Nie tylko fankom Ani z Zielonego Wzgórza ;)
Link do opinii

Wiele razy ekranizowano tę powieść, jednak ja widziałam tylko "Małe kobietki" z 1994 roku. Było to bardzo dawno temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten film jest oparty na podstawie książki. Dopiero całkiem niedawno zorientowałam się, że pierwowzór powstał w XIX wieku. Cóż za wstyd. Zatem dziś postanowiłam napisać kilka słów o utworze Louisy May Alcott...

Myślę, że autorka pragnęła przedstawić czytelnikowi obraz życia w XIX wieku, w trakcie i po wojnie domowej, w wielodzietnej rodzinie. Jednak muszę już na wstępie podkreślić, że to mocno subiektywne spojrzenie na ówczesne realia. Pisarka ukazała tu obraz ludzi borykających się z problemami finansowymi i emocjonalnymi. Odnalazłam tu także nieskomplikowane, platoniczne relacje pomiędzy mężczyzną i kobietą. Ponadto zapoznałam się z mnóstwem porad w kwestii małżeństwa, macierzyństwa i relacji interpersonalnych. Dodatkowo lektura wyjaśnia wiele w kwestii moralności i cnoty. Można nawet nazwać ją swego rodzaju spisem lekcji moralnych na każdą okazję. Niestety niektóre z nich mogą być obecnie postrzegane jako raczej nieaktualne. Autorka zamieściła tu również rozważania na temat dobra i zła. Nieraz miałam także wrażenie, że autorka zamierza poruszyć tu temat tożsamości płciowej, ale jak się jednak okazało bardziej skupiła się na czym innym.

Mówiąc krótko lektura aż kipi od pochwał prostego życia. Bohaterowie są stale szczęśliwi, jakby mieli przyklejony uśmiech, bezinteresownie pomagają sobie nawzajem mimo wielu problemów dnia codziennego. Stworzony tu świat przypominał mi ten znany z serialu "Domek na prerii". Podobieństwo mocno rzuca się w oczy szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wszędobylskie zadowolenie i ludzi pełnych nadziei. Jakby tego było jeszcze mało autorka dodała tu postaci walczące o wyższe idee, o jedność narodową, o niezależność. Czy nie za wiele tej dobroci, prawości, bohaterstwa? Dodatkowo historia dzieje się tu w hermetycznie zamkniętym środowisku, jakby akwarium. To niestety wydaje się nieco sztuczne. Zauważalny jest także nacisk na role płci w ówczesnym społeczeństwie. Mimo, że bohaterki mają marzenia właściwa rola dla nich to bycie dobrą żoną i matką.

Ciekawym elementem jest tu zmienna narracja. Czasem narrator mówi bezpośrednio do czytelnika, a następnie znika i przekazuje głos bohaterom. Dodatkowo autorka zastosowała tu prosty język i struktury zwiększające samoświadomość poczucia sprawiedliwości. Całość ma dość nostalgiczny ton. Nie ma tu ani śladu sarkazmu. Trzeba przyznać, że lektura daleka jest od doskonałości. Mimo że niektóre rozdziały wydają się raczej zbędne z perspektywy czasu to jednak można ją uważać za przykład utworu wpisującego się w nurt wczesnego feminizmu literackiego. To także powieść w dużej mierze anegdotyczna. Nie można także zarzucić autorce braku odwagi. Napisała "Małe kobietki" w czasie, gdy literatura była zdominowana przez mężczyzn. Dodatkowo zdecydowała się stworzyć książkę głównie o przedstawicielkach płci pięknej i do nich kierowaną. A nieczęsto pojawiały się wtedy tego rodzaju utwory. W dodatku autorka nie tworzyła pod pseudonimem. Za to należą jej się słowa uznania. Jednak jak dla mnie jej proza została naładowana zbyt dużą dozą moralizatorskich treści...

Link do opinii
Powieści należące do kanonu literatury klasycznej to dla mnie wciąż potężny zbiór nieodkrytych jeszcze tytułów, które wraz z nastaniem Nowego Roku, postanowiłam skrupulatnie i bez pośpiechu poznawać, smakując nie tylko estetyczną wymowę całego utworu, ale przede wszystkim skupiając się na przedstawionym w powieści szerokim tle obyczajowo-społecznym. Wytrwała w swym postanowieniu, sięgnęłam po kultowy już utwór Louisy May Alcott - "Małe kobietki". Autorka przenosi nas w swojej powieści do XIX-wiecznej Ameryki, gdzie w samym środku niezwykle urokliwego i kojącego krajobrazu przyrody, wznosi się niewielka i skromna posiadłość rodziny Marchów - Orchard House. Domostwo, mimo zauważalnego ubóstwa, dotknięte zgubnym wpływem upływającego czasu, nie jest jednak obrazem nędzy, smutku czy bólu. Wręcz przeciwnie. Orchard House to miejsce przepełnione bogactwem ciepłych uczuć, gdzie ludzka wrażliwość, empatia i skromność stanowią jego główny fundament, zaś wzajemna miłość to cicha melodia, w rytm której biją serca wszystkich mieszkańców. Opowieść przedstawia losy czterech sióstr - Margaret, Jo, Amy i najmłodszej Beth, które w obliczu grozy wojny, wraz z ukochaną matką, muszą dzielnie zmierzyć się nie tylko z postępującą nędzą, która coraz odważniej wkracza w progi ich mieszkania, ale przede wszystkim z zauważalną pustką, którą pozostawił po sobie ojciec dziewczynek, tuż po wyjeździe na obowiązkową służbę wojskową. Dziewczynki, mimo rosnących potrzeb podyktowanych nieograniczoną dziecięcych wyobraźnią, typową też dla tego wieku niekończącą się listą kosztownych wydatków, z właściwym dla siebie optymizmem, przyjmują świadomość postępującego ubóstwa, rezygnując z własnych marzeń, w końcu wypełniając pustkę niezrealizowanych potrzeb, obecnością bliskiej osoby. Można by posądzić autorkę, o stworzenie postaci idealnych, niemal kryształowych, a przez to i niewiarygodnych w swym zachowaniu, które nienaznaczone stygmatem zawiści, kierując się nienachalnym głosem miłości, zawsze dokonują właściwych wyborów. Pierwsze strony powieści może i potwierdzają nasze początkowe przypuszczenia, ale z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy coraz bardziej "ludzkie" cechy głównych bohaterek, gdzie lenistwo i pycha bezceremonialnie rozpycha się w ich życiu, zawsze jednak w porę temperowane mądrym i pouczającym słowem matki dziewczynek. Książka niekoniecznie porywa czytelnika szybkim tempem prowadzenia całej akcji, czy zaskakującym rozwojem przedstawionej fabuły, ale przecież nie taki jest zamiar powieści klasycznej. Historia czterech sióstr z pewnością wycisza, wzrusza, w końcu też poucza, nierzadko przebija się bowiem ze stron książki moralizatorski ton, który w swym przekazie ma stanowić dla czytelnika swoistą lekcję życia. Nie każdemu taki skondensowany w jednej powieści, przekaz trzeźwych mądrości przypadnie do gustu, ale trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że powieść z założenia przeznaczona była dla ówczesnej młodzieży. Czy polecam? Niekoniecznie. Wychodzę bowiem z założenia, że klasyka zawsze się sama obroni i zbędne są słowa rekomendacji.
Link do opinii
"Małe kobietki" to jedno z najpopularniejszych dzieł dziewiętnastowiecznej amerykańskiej pisarki, pionierki literatury kobiecej i powieści dla dziewcząt, Louisy May Alcott. Historia oparta na jej prawdziwych wspomnieniach z młodości opowiada o rodzinie Marchów, która niegdyś opływała w luksusy, a dziś mierzyć się musi z ubóstwem. Nie jest im łatwo, zwłaszcza odkąd pan March opuścił dom, by jako kapelan wspierać żołnierzy walczących w wojnie secesyjnej. Jego żona oraz dwie najstarsze córki ciężko pracują, aby móc utrzymać koniec z końcem. "W życiu czeka nas wiele ciężkich chwil, ale wszystko da się wytrzymać, jeśli poprosimy o pomoc we właściwy sposób." Szesnastoletnia Meg marzy o bogactwie. Zazdrości innym pannom ich wytwornych strojów oraz możliwości brania udziału w towarzyskich spotkaniach i zabawach. Nie potrafi zrozumieć i uważa to za wielce niesprawiedliwe, że niektórzy mają wszystko, o czym tylko zamarzą, a inni zmuszeni są obejść się smakiem. Jako najstarsza z sióstr bezwiednie wywiera wpływ na pozostałe dziewczynki, a one kochają ją z całego serca, zwłaszcza rok młodsza od niej Jo, która uważa Meg za swą najlepszą przyjaciółkę i nie wyobraża sobie, by mogła ją kiedykolwiek utracić. Ta piętnastoletnia panna oddałaby wszystko, by być chłopcem. Jest najbardziej żywiołowa i temperamentna z nich wszystkich, a przy tym bardzo niezdarna, przez co wielokrotnie doprowadza do śmiesznych sytuacji. Następna w kolejności jest trzynastoletnia Beth, cichutka dziewczynka, uzdolniona muzycznie, o gołębim serduszku, która potrafi zjednać sobie każdego z kim tylko się zetknie. Jest tak nieśmiała, że praktycznie nie opuszcza domu. Najmłodsza z sióstr ma lat dwanaście. Na co dzień stara się być prawdziwą małą damą odznaczającą się dobrymi manierami i wyrażającą się w wytworny sposób. Ale tak naprawdę jest nieco próżna i afektowana, co martwi jej matkę. "Prawdziwy talent czy cnoty prędzej czy później i tak wyjdą na jaw, a jeśli nawet nie, to wystarczy sama świadomość, że się je posiada i wykorzystuje z pożytkiem. Największy urok to skromność." Choć przez cały czas rodzina odczuwa brak pieniędzy, córki pani March starają się jak tylko mogą, aby urozmaicać sobie życie. Mimo codziennych obowiązków, znajdują czas na wspólną zabawę. Zakładają tajne stowarzyszenia jak np Klub Pickwicka (wszystkie bowiem zachwycają się dziełami Dickensa), albo też wystawiają najprawdziwsze sztuki (tu ukłon w stronę Jo i jej talentu pisarskiego). Swym optymizmem i entuzjazmem zarażają wszystkich dookoła, w tym najbliższych sąsiadów - rodzinę Laurence'ów. W domu obok mieszka bogaty, starszy, tajemniczy pan, pod którego opieką znajduje się jego szesnastoletni wnuk Laurie. Wychowywany pod czujnym okiem dziadka, pozostający pod stałą opieką swego guwernera, chłopak czuje się bardzo samotny. Kiedy w ich życie wkraczają urocze sąsiadki, zmienia się ono nie do poznania. "(...) miłość rozprasza strach, a wdzięczność zwycięża dumę." "Małe kobietki" to powieść uznawana za klasykę amerykańskiej literatury. Ta napisana blisko 150 lat temu historia dziś może wydawać się nieco staroświecka i pretensjonalna. Niektórych czytelników może też drażnić jej moralizatorski wydźwięk. Dla mnie jednak jest to powieść, po którą ze względu na wartości, które ze sobą niesie, sięgnąć powinna każda dorastająca dziewczynka. Zwraca ona bowiem uwagę na to, co uważać powinniśmy za najważniejsze w naszym życiu. Pieniądze szczęścia nie dają. Największym bogactwem człowieka jest jego rodzina. Miłość, wzajemne zrozumienie i szacunek względem drugiej osoby. Spokój, poczucie bezpieczeństwa i dobre zdrowie. I praca, która "broni nas przed nudą i złymi postępkami, jest dobra dla ciała i ducha (...)", która "daje też większe poczucie siły i niezależności niż pieniądze lub moda." Jest w tej powieści coś magnetycznego, co przyciąga czytelnika. Jest klimatyczna, ze świetnie zarysowanymi portretami bohaterów i prawdziwym studium dorastania. I co dla mnie jest bardzo ważne ma swój ciąg dalszy, gdyż Louisa May Alcott napisała jeszcze trzy powieści ("Dobre żony", "Mali mężczyźni", "Chłopcy Jo") opowiadające o dalszych losach czterech sióstr March - Meg, Jo, Beth i Amy, po które z pewnością sięgnę, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. 1. "Małe kobietki", wyd. MG, 2012, tłum. Anna Bańkowska, s. 251 2. tamże, s. 89 3. tamże, s. 81 4. tamże, s. 150 Moja ocena: 6/6 http://magicznyswiatksiazki.pl/?p=14229
Link do opinii
Takie trochę dla dzieci i trochę naiwna opowieść, jak dla mnie, no ale na zimowe wieczory idealnie się nadaje.
Link do opinii
Powieść " Małe kobietki" to już klasyka literatury. Znajduje się ona na liście BBC  100 książek, które się powinno przeczytać. Choć do sprawy samej listy podchodzę bardzo sceptycznie, to  już  do lektury "Małych kobietek" już nie. Na podstawie książki powstały liczne ekranizacje filmowe, co mnie wcale a wcale nie dziwi. Akcja powieści dzieje się  w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku, podczas trwania wojny secesyjnej. Bohaterami powieści jest rodzina Marchów, którzy mieszkają w posiadłości Orchard House. Głowa rodziny, czyli ojciec jest kapelanem i czując powinność wobec żołnierzy walczących na froncie udaje się z nimi tam , by i on mógł się przyczynić ku chwały ojczyzny. W domu zostawia żonę Marmee oraz czworo swoich pociech, czyli cztery córki . Njstarsza Meg jest najbardziej wyważona z rodzeństwa. Jest już dorastająca młodą kobietą, dostrzegającą otaczającą ją rzeczywistość. Mająca swoje plany i marzenia o pięknych strojach, miłości, towarzystwie. Jo, kolejna ze sióstr jest dynamiczna, żywiołowa, wiecznie w ruchu, ale i czasami lekkomyślna, klepiąca językiem czasami co popadnie. Jest także mól książkowy - Amy, która lubi się trochę powymądrzać i nadmiernie błysnąć swoją wiedzą. Najmłodsza jest Beth- jest ona utalentowana muzycznie, lecz jest bardzo strachliwa, płocha i małomówna.  Dziewczynki choć muszą zmierzyć się z biedą mają wpojone przez rodziców wartości, które pozwalają im przetrwać ten trudny czas. Z biciem serca oczekują na powrót ojca, który jest dla nich całym światem. Pewnego dnia do rezydencji obok, do swego dziadka wprowadza się młody chłopiec Laurie i wtedy dzieciństwo dziewczynek nabiera rozpędu, ale głównie (za sprawą pewnego fortepianu) rozwój muzykalny Beth się rozwinie , a i dziewczyna zmieni się niedopoznania. Nie dziwi mnie fakt, że powieść jest wskazywana jako książka obowiązkowa w kanonie lektur każdego czytelnika. Jest ona słodyczą sama w sobie. Niech temat wojny nikogo nie przeraża, bo ona jest ledwie wzmianką w całej tej historii. Jest to powieść o dorastaniu, wychowaniu, priorytetach, siostrzanej miłości. Jest to ciepła, zabawna opowieść. Bohaterek nie da się nie lubić. W pozycji jest taki moment, gdy dziewczynki wraz z grupka młodzieży udaje się na piknik nad jezioro. Ten fragment jest tak opisany, że klimat tamtych lat czuje się poprzez każdą kolejną przeczytaną linijkę. Czytelnik ma wrażenia, jakby świeży, wiosenny deszczyk czuł na własnej skórze.  Pisarka miała niezwykłą zdolność urzeczenia czytelnika w każdym wielu, dzięki stylowi, który jest giętki, obrazowy i niezwykle barwy. I choć, ta lektura trochę czekała na recenzje, to nadal jej wspomnienia tkwi we mnie bardzo głęboko.  
Link do opinii
Polecam i małym i dużym kobietkom, warto sięgnąć po ten tytuł, naprawdę!
Link do opinii
Avatar użytkownika - Mamut
Mamut
Przeczytane:2013-02-16,
Naprawdę doskonała literatura
Link do opinii
Avatar użytkownika - margoth86
margoth86
Przeczytane:2024-12-15, Ocena: 6, Przeczytałam, Wyzwanie - 60 książek w 2024 roku,

Czasami myślę, że urodziłam się w złej epoce. Uwielbiam historie stworzone przez L.M. Alcott czy L.M. Montgomery. Prostota, szczerość, ciepło, dobro. Tak, dobro bijące z każdej strony opowieści. 

Cudowna w swej prostocie i szczerości opowieść o czterech siostrach i ich najbliższych. O małych kłamstewkach, wielkich obietnicach i pierwszych razach. O obowiązkach i marzeniach, potrzebach i zwykłych zachciankach. 

A w tajemnicy dodam, że mój 11-latek jest obecnie oczarowany słuchowiskiem dostępnym na EmpikGo, właśnie o Małych Kobietkach :)

Link do opinii
Avatar użytkownika - monweg
monweg
Przeczytane:2024-09-17, Ocena: 5, Przeczytałam,

Są takie książki, które nawet tracąc na aktualności, nie tracą odbiorców. I pozostaje się zastanawiać, czy to zasługa charakterystycznych postaci, ciekawej i wciągającej fabuły, pięknego przesłania, a może powieść swój sukces zawdzięcza jeszcze czemuś innemu. Moda na nie wraca falami, a każde pokolenie potrafi odnaleźć w nich coś dla siebie. Także filmowcy chętnie sięgają po te sprawdzone historie, próbując zmierzyć się z tekstem i odcisnąć na nim własny ślad. Do takich książek zdecydowanie należą Małe kobietki Louisy May Alcott.

 

Obecnie opowieść o siostrach March przeżywa renesans prawdopodobnie dzięki ekranizacji w reżyserii Grety Gerwig z gwiazdorską obsadą. W szkole widziałem ją na ławkach, kartkowaną na korytarzu, wypadającą z plecaków i przekazywaną z rąk do rąk nawet w przypadku uczennic na co dzień nie czytających wiele. Lektura, choć popularna, nierzadko była jednak porzucana w trakcie lub okazywała się mało satysfakcjonująca. Dłużyzny narracyjne, unoszący się zbyt często smrodek dydaktyczny i przestarzały język w przypadku tłumaczenia Zofii Grabowskiej na pewno się do tego przyczyniły. Na szczęście nowy przekład (ma już ponad dziesięć lat, ale nadal jest świeży) Anny Bańkowskiej odkurzył język Alcott i nadał jej powieści powabu.

 

 

Dla mnie powieść Alcott zestarzała się znacząco - wszechobecny dydaktyzm, porady dotyczące życia panien i ich możliwości znalezienia szczęścia w małżeństwie, dość jednowymiarowe postaci to tylko kilka z problemów, które mam z Małymi kobietkami. Jednak jako opowieść o rodzinie i dorastaniu w Ameryce czasów wojny secesyjnej historia sióstr March może się podobać, dając powody do silniejszych emocji. Autorce udało się stworzyć interesujący i ciepły obraz ludzi, którzy choć potrafią się głęboko zranić, są jednocześnie najbliżsi sobie na świecie.

   

Najnowsze wydanie Małych kobietek wygląda bardzo dobrze - przyjemna w dotyku tłoczona, twarda oprawa, ciekawy projekt okładki i grzbietu, niemęczące wzroku papier i opracowanie typograficzne wpływają na pozytywne doznania pozafabularne.

Link do opinii
Avatar użytkownika - monweg
monweg
Przeczytane:2024-09-15, Ocena: 5, Przeczytałam,

Są takie książki, które nawet tracąc na aktualności, nie tracą odbiorców. I pozostaje się zastanawiać, czy to zasługa charakterystycznych postaci, ciekawej i wciągającej fabuły, pięknego przesłania, a może powieść swój sukces zawdzięcza jeszcze czemuś innemu. Moda na nie wraca falami, a każde pokolenie potrafi odnaleźć w nich coś dla siebie. Także filmowcy chętnie sięgają po te sprawdzone historie, próbując zmierzyć się z tekstem i odcisnąć na nim własny ślad. Do takich książek zdecydowanie należą Małe kobietki Louisy May Alcott.

 

Obecnie opowieść o siostrach March przeżywa renesans prawdopodobnie dzięki ekranizacji w reżyserii Grety Gerwig z gwiazdorską obsadą. W szkole widziałem ją na ławkach, kartkowaną na korytarzu, wypadającą z plecaków i przekazywaną z rąk do rąk nawet w przypadku uczennic na co dzień nie czytających wiele. Lektura, choć popularna, nierzadko była jednak porzucana w trakcie lub okazywała się mało satysfakcjonująca. Dłużyzny narracyjne, unoszący się zbyt często smrodek dydaktyczny i przestarzały język w przypadku tłumaczenia Zofii Grabowskiej na pewno się do tego przyczyniły. Na szczęście nowy przekład (ma już ponad dziesięć lat, ale nadal jest świeży) Anny Bańkowskiej odkurzył język Alcott i nadał jej powieści powabu.

 

 

Dla mnie powieść Alcott zestarzała się znacząco - wszechobecny dydaktyzm, porady dotyczące życia panien i ich możliwości znalezienia szczęścia w małżeństwie, dość jednowymiarowe postaci to tylko kilka z problemów, które mam z Małymi kobietkami. Jednak jako opowieść o rodzinie i dorastaniu w Ameryce czasów wojny secesyjnej historia sióstr March może się podobać, dając powody do silniejszych emocji. Autorce udało się stworzyć interesujący i ciepły obraz ludzi, którzy choć potrafią się głęboko zranić, są jednocześnie najbliżsi sobie na świecie.

 

 

Najnowsze wydanie Małych kobietek wygląda bardzo dobrze - przyjemna w dotyku tłoczona, twarda oprawa, ciekawy projekt okładki i grzbietu, niemęczące wzroku papier i opracowanie typograficzne wpływają na pozytywne doznania pozafabularne.

Link do opinii

Louis May Alcott można nazwać tkaczką marzeń i artystką duszy, gdyż w jej nieśmiertelnym dziele ,,Małe kobietki" splata się magia literatury z głębokim zrozumieniem ludzkiej natury. To niezwykłe arcydzieło, które wciąż emanuje swym urokiem i mądrością, choć minęło wiele lat od chwili, gdy te słowa po raz pierwszy stanęły przed czytelnikami.  

Opowieść ta o czterech siostrach, choć osadzona w konkretnym czasie i miejscu, przekracza granice epoki. Alcott z wdziękiem ukazuje wyzwania, przed którymi stawia życie, i pokazuje, jak silna więź rodzinna oraz przyjaźń potrafią przetrwać nawet najtrudniejsze chwile. Mimo ciągłego braku pieniędzy, zawirowań życiowych i nieobecności ojca z powodu wojny, rodzina Marchów trwa z godnością i wiarą w siebie nawzajem.

Fabuła tej nieśmiertelnej powieści wypełniona jest magią codzienności i bogactwem ludzkich emocji. W sercu tego opowiadania tkwi Orchard House, dom pełen ciepła, miłości i wspomnień. To miejsce, w którym każdy kąt odzwierciedla życie rodziny Marchów, gdzie matka jest nie tylko opiekunką, ale także przewodniczką ducha i wzorcem wartości.

W tej rodzinnej kronice każda córka stanowi osobny rozdział, a razem tworzą harmonijną symfonię. Stateczna Meg, opanowana i godna, pragnie miłości i stabilności. Żywa i pełna życia Jo, jak iskra płomienia, zaraża otoczenie swoim niepowstrzymanym entuzjazmem. Beth, delikatna dusza o uzdolnieniach muzycznych, wnosi do domu nutę melancholii, podczas gdy Amy, choć nieco przemądrzała, dodaje do historii szczyptę humoru.

W tej literackiej opowieści nie brak również elementów humorystycznych, które przeplatają się z głębokimi refleksjami. Ich entuzjazm zaraża wszystkich dookoła, a przyglądając się relacji między postaciami, zauważamy, że każda z nich jest jak kamień w mozaice, dopełniając całość swoją unikalnością. To piękna równowaga między codziennym życiem a głębokimi, uniwersalnymi tematami.

Oprócz głównych wątków dotykają także kwestii społecznych, ukazując subtelnie role płciowe, stereotypy i oczekiwania wobec kobiet. Alcott posługuje się swoimi postaciami, aby zarysować obraz społeczeństwa tamtych czasów, ale równocześnie skłania do refleksji nad uniwersalnymi wyzwaniami, z jakimi borykają się kobiety na przestrzeni dziejów. 

Piękno tej powieści tkwi także w subtelnych niuansach, w codziennych chwilach, w obrazach życia, które mimo upływu lat wciąż są nam bliskie. Louisę May Alcott można nazwać mistrzem opowiadania o ludzkich emocjach, ukazując, że nawet najprostsze momenty mogą nosić w sobie niezwykłe piękno.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Link do opinii
Avatar użytkownika - malgorzatajakubiak
malgorzatajakubiak
Przeczytane:2023-05-04, Ocena: 6, Przeczytałam,

Historia czterech sióstr ,które dorastają pod okiem czułej i opiekuńczej matki ,w tym czasie ich ojciec musiał wyjechać w związku trwającą wojną.Dziewczynki są ze sobą bardzo zrzyte ,ich matka uczy ich rozwijać swoje pasję i talenty ,które być może w przyszłości staną się ich powołanie.Dziewczynki wiodą spokojne życie są tzw.dobrze wychowannymi młodymi pannami.Mają również swojego ulubionego przyjaciela ,który mieszka obok ich domu z bogatym starszym dziadkiem.Dziewczynki często bawią się płatają figle ,ochodzą swoje święta i uroczystości.Każda z nich ma swoje własne pasję i zainteresowania ,które rozwija.

Link do opinii
Inne książki autora
Dobre żony
Louisa May Alcott0
Okładka ksiązki - Dobre żony

Louisa May Alcott opowiada dalsze dzieje "małych kobietek". Dobre żony to książka dla wszystkich, którzy chcą poznać dalsze losy małych kobietek...

Staroświecka dziewczyna
Louisa May Alcott 0
Okładka ksiązki - Staroświecka dziewczyna

Polly Milton, dziewczyna z amerykańskiej prowincji, odwiedza w mieście zamożną rodzinę swojej przyjaciółki Fanny Shaw. Biedna Polly jest przytłoczona otaczającym...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy