Ta książka zahacza o absolut i kicz. Z jednej strony jest napisanym według współczesnej mody kryminałem, w którym autor może pochwalić się erudycją. Z drugiej zaś, jest to nudna, przegadana powieść, którą mogłoby uratować tylko obcięcie objętości o połowę. Dlaczego "Klub Dantego" budzi tak skrajne odczucia, zapytacie? Matthew Pearl to człowiek wykształcony, na kartach jego książki znajdujemy wiele historycznych ciekawostek nie tylko dotyczących Dantego i pracy nad pierwszym amerykańskim wydaniem "Boskiej Komedii", ale równie? czołowych amerykańskich poetów drugiej połowy XVIII wieku. Henry Wodsworth Longfellow, James Russell Lowell i Olivier Wendell Holmes to nie tylko autentyczne postaci, to również osoby, o których amerykańscy nastolatkowie uczą się w szkołach. Rzeczywiście dodaje to thrillerowi Pearla odrobiny smaku. Wspomniani panowie, poważani poeci i naukowcy, oraz ich wydawca, James T. Fields, stają oko w oko z niesamowitym zagrożeniem. Ktoś morduje szanowanych mieszkańców Bostonu w sposób, który każdemu z nich daje jednoznaczne wskazówki. Morderca inspiruje się Dantem. Ale przecież prace nad jego przekładem dopiero trwają... Staje się jasne, że jeśli ten związek przestanie być tajemnicą, to ukochana przez nich praca może nigdy nie doczekać publikacji. Z poetami współpracę podejmuje Nicolas Rey, pierwszy czarnoskóry policjant w Bostonie. Wyraziste opisy ofiar zwyrodniałego zabójcy oraz ich nawiązanie do dantejskich męk, czynią z "Klubu Dantego" thriller, ocierający się mocno o literaturę grozy. Jest kilka momentów, które rzeczywiście potrafią zmrozić krew w żyłach. Niestety współczesny thriller kojarzy się przede wszystkim z ostrą, szybką akcją. Tego w powieści Pearl'a brakuje. Nie pomaga tu fakt, że powieść tą zachwalał Dan Brown i że wydawca porównuje ją do "Kodu Leonarda DaVinci". Jedyna część wspólna to próba sprzedania wiedzy w przystępniejszej, beletrystycznej formie. Bez względu na to co krytycy pisali o umiejętnościach literackich autora "Kodu", jego proza w porównaniu z "Klubem" skrzy się życiem. Z kolei fakt, że zdarzają się czasem porównania do "Imienia Róży" Umberto Eco, uważam po prostu za grube nieporozumienie. Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, czy jest to dobra książka, musiałbym uciec się do fortelu. Otóż pewnie warto ją przeczytać, ot choćby po to, by wiedzieć co też narobiło tyle szumu w literackim światku. Przestrzegam jednak, że jest to pozycja zdecydowanie przereklamowana. Bohaterem kolejnej powieści Matthew Pearl'a ma by? Edgar Alan Poe. Pozostaje mieć nadzieję, że autor nie obciąży fabuły aż tak monotonnym stylem, jak miało to miejsce w "Klubie Dantego". autor: Rafał "Taclem" Chojnacki
Boston, 1868 rok. Wojna secesyjna dobiegła końca, ale narasta nowy konflikt pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, tradycją i technologią. Na miejscu...
Pasjonująca podróż w przeszłość w poszukiwaniu rękopisu Roberta Louisa Stevensona Londyn, 1890 rok. Pen Davenport cieszy się sławą najbardziej bezwzględnego...