To naprawdę chwalebne, że w kraju coraz głębiej toczonym przez robaka komercjalizacji, samorodnie pojawiają się inicjatywy kulturalne na podobieństwo tej, którą czyni obecnie wydawnictwo MG. Wskrzeszenie twórczości jednego z czołowych powieściopisarzy minionego półwiecza było gestem ryzykownym. Nie ma bowiem co ukrywać, dziś nazwisko Tyrmanda pobrzmiewa jedynie w kuluarach miłośników tej prozy, współczesnemu odbiorcy nie mówi nic, a jeśli już, to zgoła coś pejoratywnego. Bo sławny pisarz, to, o zgrozo, być może jakaś lekturowa Scylla i Charybda w jednym – Mickiewicz, Słowacki i Norwid razem wzięci.
Powieść „Filip”, jeśli posłużyć się tu nieco infantylną kategoryzacją „gorszy – lepszy”, jest jednym z najlepszych utworów twórcy „Złego” i bodajże najbardziej cynicznym, jeśli weźmiemy pod uwagę tę właśnie ich charakterystyczną cechę. Fabularne ścinki, z którymi obcujemy w omawianej powieści zszyte są autobiograficznymi nićmi, ponieważ kalką życiorysu protagonisty stały się losy samego autora. Kanwą „Filipa” jest historia Polaka podszywającego się za Francuza, pracującego we frankfurckiej restauracji za czasów drugiej wojny światowej. Sam klimat związany z codziennością, jakiej doświadcza w swojej pracy bohater przypomina nieco „Zaklęte rewiry” Henryka Worcella (uroki kelnerskiej profesji, ciekawostki w rodzaju tych „komu i za co napluć do zupy”). Zasięg tematyczny utworu Tyrmanda jest jednak o wiele większy. Autor „Siedmiu dalekich rejsów” dokumentuje tutaj specyfikę okresu rozkwitu nazistowskich Niemiec, kreśli różnoraki wizerunek ludzi żyjących w kraju, który stał się jednym z największych dwudziestowiecznych agresorów militarnych.
Demitologizacja wojny i ideałów młodości jest rękojeścią wspomnianego wcześniej cynizmu. Proces szybkiego dojrzewania, dojrzewania w cieniu wojennej zawieruchy i skutków, jakie niosła, owocuje u dwudziestotrzylatka m.in. takimi przemyśleniami: (…) totalizm – ów rak kwitnącego na pozór stulecia – zmuszał (ludzi – A.K.) do umierania za pokraczne, smutne symbole, lub nie pozwalał żyć dla siebie. Podawano ich milionami w towarowych pociągach z Francji, Polski, Ukrainy i Włoch do gigantycznej machiny niemieckiego przemysłu: przez parę lat ich prawo do życia i wolności było wyłącznie paliwem tego mechanizmu. Kto wie, czy nie identyfikowałem przypadkiem z miłością namiętnego odczucia ich krzywdy i pożądania sprawiedliwości dla nich: ostatecznie ludzkość składa się z pojedynczych ludzi, co utrudnia wszelki altruizm i jest zarazem źródłem wszelkiego człowieczeństwa” (s. 21).
Gombrowicz pisał, że młodość ma w sobie coś z bezczelności, przekonanie to żywił i Tyrmand kreując swego bohatera na zimnokrwistego intelektualistę i lekkoducha, cynicznego Don Juana, bez skrupułów i głębszego zaangażowania oddającego się uciechom cielesnym.
Jakość tej prozy i dozę czerpanej przyjemności z jej lektury mierzyłabym dwojaką perspektywą. Książkę tę po prostu dobrze się czyta ze względu na wartkość akcji, błyskotliwe dialogi i refleksje snute przez bohaterów, świetnie skrojony projekt fabuły. Przede wszystkim zaś wysoka ocena „Filipa” podyktowana jest przestrzenią poznawczą, którą stwarza – trudnej tematyki dojrzewania na tle internacjonalnych przeszeregowań wywołanych wojną.
Leopold Tyrmand, prekursor jazzu w Polsce, odpowiada na pytanie: co to jest jazz! Książka ta nie ma charakteru ani formy podręcznika, leksykonu lub jakiegokolwiek...
Książka – legenda. Najpoczytniejszy kryminał napisany w czasach PRL-u. A tak naprawdę niezwykle inteligentnie opis Polski Ludowej, przebrany w strój...