Emma Donoghue to pisarka-symbol, gwarancja dobrego warsztatu i tematów, nad którymi nie sposób przejść do porządku dziennego. Jeszcze nie ochłonęliśmy po ekranizacji jej bestsellerowego Pokoju, gdy na rynku pojawił się Cud. Jak można się domyślić, również i ta książka jest po prostu wstrząsająca.
Autorka bez litości rozprawia się z irlandzkimi „typowymi” zachowaniami, narodowymi obyczajami i upodobaniami. Nie kpi z nich, lecz po prostu bezwzględnie i bezlitośnie wyciąga na światło dzienne to, co mogłoby wydawać się zaletami. Zamiast religijności jest dewocja, zamiast miłości – chciwość, zamiast miłosierdzia – okrucieństwo, a zamiast wiary – oszustwo. Krytykę zachowania swoich irlandzkich bohaterów (co ważne: sama Donoghue również jest Irlandką) wkłada w usta Angielki, pielęgniarki i protestantki, w dodatku kobiety samotnej, bezdzietnej i oczekującej za swoje usługi zapłaty. Warto pamiętać, że przez wieki pielęgniarki, zwykle zakonnice, pracowały za darmo.
Lib Wright, wychowanica Florence Nightingale, reformatorki nowoczesnego pielęgniarstwa, odrzuca zabobony. Oczekuje od ludzi, że będą ją traktowali z szacunkiem, wymaga od podopiecznych posłuszeństwa i nie wierzy w cuda. Oddelegowana na dwa tygodnie do opieki nad jedenastoletnią Anną, która od czterech miesięcy nie je, nie ustaje w poszukiwaniach wyjaśnienia rzekomego „cudu". Rusza do Irlandii, do domu O'Donnellów, przekonana, że rodzina Anny dopuszcza się oszustwa. Co więcej, spodziewa się, że w mistyfikację jest zaangażowany miejscowy proboszcz, czerpiący zyski z tego procederu. Anna jest nie tylko miejscową atrakcją - jest prawie świętą, do której modlą się miejscowi, wspomagając kościelną szkatułę datkami. Sceptyczna Lib szuka sposobu na odkrycie prawdy. Choć ma przeciwko sobie całą wieś, kobiety nie opuszcza myśl o oszustwie, którego jest świadkiem.
Cud to nie radosna, wiejska opowieść o zapatrzonych w proboszcza Irlandczykach na zielonej wyspie. To dramatyczna, poruszająca historia o demonach, które tkwią w ludzkich duszach, o bezwzględności i chciwości, która ogarnia ludzi pod każdą szerokością geograficzną. Patrząca na irlandzką wioskę Angielka staje przed wyborem dla niej niewyobrażalnym. Musi sprzeciwić się wyznawanym dotychczas wartościom i posłuchać sumienia, choć to właśnie ona jest uznawana w społeczności za heretyczkę i bezbożnicę.
Donoghue doskonale dopracowała intrygę, do końca pozostawiając czytelnika w niepewności. Długie opisy monotonii kolejnych dni z życia dziewczynki, powtarzające się notatki dotyczące jej stanu zdrowia, brak punktów zwrotnych akcji przenoszą nas do glinianej chaty, w której wszyscy zamarli, oczekując na werdykt komisji, mającej ocenić stan zdrowia Anny. Wraz z Lib czekamy na coś, co przerwie te nieznośną rutynę, wyglądamy sensacji, wydarzenia decydującego o gwałtownym zwrocie akcji. Nic z tego. Przez większość powieści oglądamy ten sam spektakl, powtarzany codziennie przed oczami czytelnika i pielęgniarki. Ale podskórnie wiemy, że coś musi się wydarzyć.
Pewne zastrzeżenia może budzić zakończenie. Ostatni zapis w dzienniku Lib stoi w sprzeczności z tym, co opowiada ona komisji. Jakby bardzo starała się przekonać wszystkich do tego, że bierze udział w teatrze, do którego ją, nieświadomą z początku, zaproszono.
A jednak to nie zarysowana przed naszymi oczami intryga jest najistotniejsza w Cudzie. Uniwersalność tekstu polega na napiętnowaniu wad, które dotyczą ludzi, bez względu na ich narodowość i wyznanie. Samodzielnie myśląca, odważna Lib jest symbolem, kobietą bardziej ceniącą umysł i prawdę niż religię i tradycję, będące elementami opresji - zwłaszcza wobec słabszych i bardziej podatnych na manipulację. Polecam.
Jest lato 1876 roku. San Francisco nawiedza fala bijących rekordy upałów oraz epidemia ospy, z powodu której wiele dzielnic zostało objętych kwarantanną...
W Dublinie roku 1918, w szczycie pandemii hiszpanki, maleńki oddział położniczy staje się mikroświatem, gdzie wre praca, podejmowane jest ryzyko, ale pojawia...