Złota Klepsydra
Wilgotnicki dzień się skończył. Maksymilian Piórko, siedząc w wynajętym u Francesca pokoju, w świetle lampy wertował notatki. Niby skąpy pliczek, dla człowieka mającego się za przyjaciela Jana Bułki, dla szanowanego wielkomiejskiego dziennikarza, był znacznie za duży. Wcześniej, zupełnie pewien swojego obowiązku – hołdu dla przyjaźni w postaci pięknych kart w Złotej Klepsydrze, gdzie żegnano najwybitniejszych, teraz przygnieciony faktem spłodzonego przez Bułkę wilgotnickiego pokolenia, miał ochotę się wymigać. Rano odjeżdżał pociąg do stolicy.
Od autora:
Zbierając materiał do tego pożegnania; uświadomiłem sobie, że jeden człowiek wcale nie jest jednym; że zamieszkuje go kilka różnych istot i każda z nich wybiera sobie ulubione warunki, by się ujawnić; zmieniając się niby kameleon. Ta dość parszywa cecha człowiecza, balansująca na granicy prawdy i fałszu, gdzie rodzą się lub giną przyjaźnie i miłości, nazywa się niezgodnością duszy. Dla artysty jest demonem – wieczną wojną wewnętrzną, zbierającą różne żniwa, sztormem wyrzucającym go prosto pod sąd. Jednak osoba tworząca coś tak pięknego, że aż nadludzkiego; nieważne czy obraz, czy utwór muzyczny, nie może być sądzona naszym śmiertelnym poczuciem sprawiedliwości. Wojna jest z natury dzika, artysta noszący ją w sobie też jest taki, jego czyny i decyzje nie mogą być w żaden sposób oceniane, bowiem działa tak samo impulsywnie, jak podczas tworzenia, a przecież podziwiamy jego dzieła. Całą zuchwałość, zło, zakłamanie artysty nazywam dzisiaj jego przywilejem. Przywilej artysty to dobre określenie, bo to co w zamian zostawia światu rekompensuje… – Maksymilian Piórko wyprostował się nagle, by spokojnie pooddychać, a skórzany fotel zaskrzypiał swojsko. „Czy ja nie oszalałem?” – zamyślił się zawieszając wzrok na swoim pięcioletnim Hieronimku, który widząc, że ojciec oderwał się od pracy zapytał: „Tato skończyłeś już pamiątkę po wujku Janie”. Widok bawiącego się synka był zawsze kojący; te anielskie włoski, przyjazny nosek, wielkie niebieskie oczy, a nad lewym ładny… „Pamiątkę po wujku Janie” – zadźwięczało coś głucho i gdy Maksymilian poprosił synka by podszedł bliżej i kiedy ten grzecznie usłuchał, ujrzał to na co nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi: pieprzyk w fazie banana. Automatycznie ruszył do barku, wyciągnął co było trzeba i czekając na żonę, bez przerwy zadawał sobie pytanie, które potem zadał jej: „Dlaczego widząc słońce w zenicie, może jednocześnie podziwiać księżyc”.