ZIMNY WIATR (prolog)
-Odzyskał świadomość - znowu rozległ się basowaty głos. I wtedy coś niewyraźnego przybliżyło sie do niego. Powoli zaczęło przybierać kształt owalu. Czerwone kreski zaczęły nabierać cech ust. Ust w nerwowym uśmiechu. Ciepłych... Mamo! chciał krzyknąć, ale nie miał siły. Odpływał...
***
-Widzisz tę gwiazdę syneczku? - maleńki chłopiec patrzący przez okno przytaknął. -Tą gwiazdą jesteś ty. Patrz jak się świeci. Jest piękna. Będziesz kiedyś świecił jak ta największa gwiazda. Nikt ciebie nie zatrzyma. Nikt. Cały świat będzie stał dla ciebie otworem. Nawet ja ciebie nie potrafiłam zatrzymać. Jesteś wcześniakiem. -tutaj kobieta się uśmiechnęła i pocałowała synka w czoło. Wieczór zmieniał się w noc i widać było jak gwiazdy spadają. Chciałbym poznać mojego tatę, pomyślał życzenie chłopiec.
***
Mamo!!! Niemy krzyk próbował przedostać się przez gardło. Bezskutecznie. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Wszystko zlewało się w ten jeden martwy krzyk. W jedną próbę przywołania matki.
-Już dobrze - usłyszał jej ciepły głos. -Już wszystko dobrze. Teraz śpij. Śpij spokojnie. Czuwam nad Tobą.
***
Był wieczór, dwudziestego szóstego maja... Czternastoletni chłopiec kręcił się w pokoju niecierpliwie. W końcu dał matce sześć róż... jedna z nich była sztuczna... powiedział, że kiedy ostatnia róża zwiędnie - przestanie ją kochać...
***
Gdy się obudził ponownie, przy jego łóżku było mnóstwo ludzi. Nie chciał się patrzeć na nich, na te twarze wciąż pytające z wyrzutem "jak mogłeś to zrobić". "Jakoś mogłem" chciał odpowiedzieć, ale po co wywoływać niepotrzebne konwersacje? Był wściekły. Na nią. Na siebie. Na tych wszystkich ludzi. Nieważne czy chcieli by mu pomóc, czy tylko szukają sensacji. Był na to wszystko wściekły. Wychodzi ze szpitala i będzie musiał zmierzyć się z rzeczywistością. Która tak bardzo boli. Rzeczywistość, ha! Jak to prozaicznie brzmiało. Co to takiego ma wogóle być?
Włożył słuchawki w uszy, aby móc posłuchać radia. RMF znowu nadawało o wielkim kryzysie ekonomicznym. To jest ta cała rzeczywistość, pomyślał. Naprawdę prozaiczne. Wszędzie tylko materializm. Kryzys który napędzają media.
Ale co go to obchodziło. Chciał teraz tylko iść do domu, by się tam zamknąć i już nigdy nie wychodzić, ani nikogo nie wpuszczać. Pragnął samotności. Pragnął teraz tego tak, jak wcześniej pragnął obcowania z człowiekiem. To stało się jego priorytetem. Wtedy, gdy bo przewozili do domu, gdy już się tam znalazł i zamknął za drzwiami, rządziło to jego myślami. Ludzie są źli więc po co ich widzieć. Proste.