Ziemowit jesienny cz.6 i 7
Rozdział 7
Moje nogi są ciężkie, nie umiem ich podnieść. Dlaczego? Chyba się boję, chociaż nie mam czego, mamusia leży w pokoju obok. Czasem nawet słyszę zgrzytanie łóżka. Jest mi ciepło, za ciepło. Już dawno mam na sobie piżamkę, gorset leży na krześle. Opuszkami palców dotykam miękkiego koca, nie mogę go zsunąć. Muszę się wypocić, mamusia kazała. Chociaż nawet gdybym tak bardzo chciała, nie umiałabym go z siebie zrzucić. Jest taki ciężki. Zastanawiam się czy nie przykleił się do mojego ciała. Gniecie mnie! Chciałabym wstać i uchylić okno, ale Zuzanna już dawno to zrobiła. Duszno tu, bardzo. Oddychanie sprawia mi trudność. Muszę szeroko otwierać buzię, by móc swobodnie wziąć wdech. Nosek jest zatkany, trudno. Chciałabym wiedzieć jak tu pachnie, zawsze lubiłam woń kwiatów, szczególnie takich różowych. Brzuszek mnie boli od dłuższego czasu, czasami o tym zapominam, lecz po chwili ból powraca z podwójną siłą. Pamiętam jeszcze, jak niedawno biegłam do wychodka wymiotować… niestety teraz nie umiem wstać. Nie chcę denerwować mamusi, niech myśli, że śpię. Jutro z samego rana wstanę i posprzątam ubrudzony kocyk. Nie chciałam tutaj tego robić, ale ktoś przywiązał mnie do łóżka. Jestem pewna, że ktoś musiał to zrobić, przecież nie umiem się ruszać. Ale nie szkodzi, jutro wszystko naprawię. W pokoju jest bardzo ciemno, chociaż jest zapalona świeca. Dlaczego nic nie widzę? Czy mam zamknięte oczy? Ale zaraz… coś tutaj lata. Witaj iskierko! Tak długo cię nie widziałam! Co się stało, że mnie tutaj odwiedziłaś? Niezmiernie się cieszę, że tu jesteś, musisz mi pomóc. Otóż, ktoś przywiązał mnie do łóżka! Na dodatek całe powietrze ucieka przez okno… nie umiem oddychać. Iskierko, co robisz? Iskierko… Nauczyłaś mnie latać i… już nie oddycham.
- Posiadała wrogów?
- Nie, raczej nie.
- Modliła się?
- Oczywiście!
- Czy szczerze?
- Myślę, że tak…
- To urok.
- Słucham?!- Elza otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Szukała pomocy u każdego, a tutejszy znachor był znany przez wszystkich w okolicy. Uznawany był za starego głupca, większość go unikała. Lecz kobieta musiała znać odpowiedź. Dlaczego?!
- Teraz jedynie trzeba ją znaleźć… Możliwe, że ukrywa się gdzieś w lesie. - Starzec bełkotał coś pod nosem. - Ciekawe ilu już ludzi zarżnęła swym pazurem? Trzeba ogrodzić miejsce i wybudować tam stos…
- Brednie! Bzdury!- Elza wpadła w szał i wygoniła agresywnie ponad stuletniego głupca. Nie zniosła już kolejnej gadaniny o czarownicach.
- One tu są!- Śmiech znachora rozniósł się po całym mieszkaniu i biegł za nim, aż na dwór.
Po chwili zapadła cisza, Elza znów była sama w mieszkaniu. Sama z dziecięcym, zsiniałym ciałem… Łzy spłynęły po jej licach.
- Kiedy nastąpił zgon?
- Przedwczoraj.
- Czy córka się na coś skarżyła?
- Owszem, mówiła, że coś ją drapie w jamie ustnej, miała trudności z przełykaniem, skurcze jelit oraz częste wymioty, jeśli się nie mylę wystąpił krwiomocz. - Elzę zakłuło serce. - Była przez cały czas bardzo spragniona… aż w końcu zasnęła, ja… ja nie sądziłam, że na zawsze…- Przełknęła ślinę.
Adolf notował wszystko bez żadnych emocji. Był jednym z najlepszych lekarzy w mieście i poza nim, a zmarłych widywał na co dzień. Traktował Rachel jak przedmiot, sucho i gorzko zadawał pytania. Jego stalowe ręce bez uczuć badały ciało. Był wykształcony i bardzo dokładny, podobno nigdy się nie mylił. Ludzie mówili, iż został on powołany przez Boga, by pomagać potrzebującym. Elza ujrzawszy go w drzwiach, zmierzyła mężczyznę szybko wzrokiem i odetchnęła. W końcu ktoś z fachem. Teraz czekała na wyniki. Już tylu medyków przechodziło przez framugę tych drzwi, a kobieta z każdym kolejnym traciła wiarę. Ludzie w białych fartuchach mieli mnóstwo prawdopodobnych przyczyn, iż dziewczynka: zmarła naturalnie, z powodu zawału serca, przez przeziębienie, ugryzienie przez pająka, czy uczulenie. Jeden z lekarzy wmawiał Elzie, że Rachel jest w śpiączce, a inny zaś, że popełniła samobójstwo. Czarne węgielki mierzyły uważnie Adolfa i czekały.