Zapach bzu cz-5
- Pozwól, że was sobie przedstawię. Moja koleżanka, Renata. Pamiętasz, już ci wiele razy o niej wspominałam. A ten przystojny mężczyzna, to mój szwagier, brat Piotra – wskazała dłonią.
Renata patrzyła na stojącego przed nią, opalonego i dobrze zbudowanego mężczyznę. Był grubo po czterdziestce, można nawet powiedzieć, że w wieku jej ojca. Jego duże piwne oczy słały zalotne spojrzenie, a jego śnieżnobiałe zęby, jeszcze bardziej podkreślały opaleniznę. Witając się, przytrzymał jej dłoń.
- Jestem Witold. Wiele o tobie słyszałem jest mi niezmiernie miło wreszcie cię poznać – powiedział bardzo łagodnie.
- Mnie również – odparła z lekkim zażenowaniem.
Nagle usłyszała głos Piotra.
- Powiedziałem nie uwierzę, dopóki cię nie dotknę, ale widzę, że to naprawdę jesteś ty – rzekł witając ją cmoknięciem w oba policzki. – Naprawdę nie wierzyłem. Powiedz Kasiu, jaka była moja reakcja, kiedy się dowiedziałem, że jesteś w Unieściu.
- Nie rozumiem. Dlaczego, jesteś tak bardzo zdziwiony?
- Zaraz ci powiem, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć...
- Piotr, przestań. Naprawdę nie warto do tego wracać – przerwała Kasia.
- Masz rację, Kasiu. Nie powinniśmy wracać do tego tematu. Przepraszam, poniosło mnie – rzekł i pocałował żonę w usta. – Ale jedno muszę jej powiedzieć. Masz cholernie podłych przyjaciół – zwrócił się do Renaty.
- Miałam kiedyś, a może ich nigdy nie miałam. Sama nie wiem? – odparła wzruszając ramionami. – Ale mogę wam powiedzieć, że rozwód z Rafałem, był wielkim wydarzeniem. Nie chcę jednak o tym mówić, przynajmniej nie teraz.
- Ja natomiast, mam dla ciebie propozycję. Zakręć się koło mojego brata: jest wdowcem – rzekł Piotr siląc się na powagę.
Renata pokręciła głową.
- Wcale się nie zmieniłeś, Piotr. Zawsze byłeś stuknięty i gadałeś, co ci ślina na język przyniosła – odparła trochę zawstydzona
- Przepraszam, tylko żartowałem. Ale on naprawdę jest wdowcem – dodał.
- I co z tego?
- Chyba nic – rzekł rozkładając ręce.
- To prawda, że gadasz głupoty, braciszku. Za karę pozostaniesz z dziećmi, ja z paniami udaję się na piwo z sokiem. Co wy na to miłe panie?
- Z wielką ochotą skorzystamy, byłoby głupio odmówić. Prawda, Renata?
- Oczywiście, Kasiu. Ja nigdy, niczego nie odmawiam – odparła Renata.
- Niczego? – spytał Witold z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Drugi mądry się znalazł. Dobrze Witek, że jutro wyjeżdżasz, bo byśmy z wami dwoma nie wytrzymały – rzekła Kasia, a po chwili spytała: – Naprawdę musisz jutro wyjechać?
- Tak. Obiecałem Ewie, że jutro wrócę nie mogę jej zawieść.
- Wiem Witek. Byłabym niepocieszona, gdybyś zachował się inaczej. A przyjedziesz, choćby na dwa dni?
- Nie Kasiu. Spotkamy się dopiero w Poznaniu. Ale obiecam zadzwonić, choćbym miał spytać tylko o pogodę.
Kasia z Witkiem nad kuflem piwa dość głośno, rozprawiali na tematy rodzinne. Renata nie brała udziału w tej ożywionej dyskusji, siedziała raczej smutna i zamyślona. Pijąc małymi łyczkami kuflowe piwo z sokiem, od czasu do czasu - zaciągała się papierosem i bezmyślnie patrzyła na trójkę chłopców babrających się w błocie, którzy nie zwracając uwagi na swój wygląd – rzucali się lepką mazią. Zastanawiała się, czy też kiedyś pozwoli na taki wybryk swoim dzieciom, jeśli będzie na miejscu jednej z tych matek? – Na pewno nie – odpowiedziała w myślach. Uśmiechnęła się kącikiem ust, zaciągnęła głęboko papierosem, przez nos wypuściła kłęby dymu i nie przestając się uśmiechać pokręciła głową. – Boże, to tylko marzenia o byciu matką. Ale na szczęście nic nie kosztują, a są tak bardzo przyjemne, że można by marzyć bez końca – szepnęła i wpatrzyła się w błękit nieba.