Zapach bzu cz-5
Renata przetarła zapłakane oczy, wydmuchała nos, poprawiła palcami fryzurę i otworzyła na oścież drzwi.
- Mam dołek, nawet cholerny dołek. A najgorsze jest, że nie wiem, jak się z niego wygrzebać – rzekła do przyjaciółki.
Kasia stojąc w progu – pokręciła głową.
- Płaczem niczego nie zmienisz, Renata. Po prostu naucz się twardo stąpać po ziemi, wtedy zrozumiesz, że koleje życia bywają różne i los nieraz potrafi z człowieka zadrwić.
- Wiesz, Kasiu. Gdyby było dziecko, na pewno by do tego nie doszło.
- Nie przesadzaj, Renata – rzekła Kasia podniesionym głosem. – Wtedy by się zaczął dopiero twój koszmar. Ty byś siedziała z dzieckiem w domu, a wiesz, co by robił twój małżonek? Łajdaczył się na prawo i lewo. Nie pomyślałaś o tym, prawda? Pamiętaj, Pan Bóg wie, co czyni, dlatego nie dał ci dziecka. Musisz to wreszcie pojąć, że ty, jesteś górą, bo położyłaś kres zdradzie Rafała, rozwodząc się z nim. Chcę żebyś się dobrze zastanowiła. Rafałowi nie chodzi o ciebie, tylko, że uraziłaś jego wygórowane ambicje. Podziwiam cię, że potrafiłaś postawić sprawę jasno. Nie wiem, czy ja bym się odważyła. Naprawdę nie wiem. Ale pamiętaj moja droga. Zawsze byłam i nadal jestem po twojej stronie – powiedziała smutnym głosem. Usiadła przy Renacie, zaczęła kosmyk jej włosów kręcić swoim palcem. - Ułożysz sobie życie na nowo, jesteś jeszcze taka młoda – rzekła ciepłym głosem.
- Nie Kasiu, chcę do końca życia pozostać sama. Dziecka nie urodzę w takim razie, po co mi chłop? Byłam tak bardzo zakochana w Rafale, że nie potrafiłabym zakochać się w innym mężczyźnie.
Kasia pokiwała głową.
- Zakochasz się moja droga, nawet się nie spostrzeżesz. Gdy wrócimy do Poznania, może wybierzemy się do wróżki?
Renata skrzywiła się, jakby wypiła kieliszek piołunu.
- Nie. Nie chcę poznać przyszłości, a przeszłość znam wystarczająco dobrze.
- Ja chodzę do wróżki, co pewien czas.
- Po co, co chcesz usłyszeć?
- Zawsze to, co chcę usłyszeć. Nie oczekuję wygranej w lotto, bo nie gram. A do wróżek, chodzi bardzo dużo ludzi, nawet wysoko postawieni politycy. Gdy ostatnio stawiała mi karty; przepowiedziała, że w najbliższej rodzinie zapanuje wielka radość i szczęście. Ale będzie trwało krótko, bo potem nastąpią dni bólu, łez i wielkiej rozpaczy.
- I ty to mówisz, jakby nigdy nic? Nie martwisz się tym? – spytała Renata z wyrzutem.
- Nie, nie martwię się. Przecież przeznaczenia nie zmienię, losu też nie odwrócę. Każdy z nas musi przejść, co mu pisane. Po prostu wszystko ma swój początek i koniec - odpowiedziała. Po chwili podniosła się z miejsca i zaczęła spacerować po pokoju. - Najwyższy czas, żebyśmy wyszły, moja droga. Moi mężczyźni na pewno, się niecierpliwią. Ubierz kurtkę z kapturem, bo może padać – upomniała.
Renata zamknęła drzwi na klucz, sprawdziła czy zamknięte, narzucając w biegu kurtkę podążyła za przyjaciółką. Kasia uśmiechnęła się do niej – wskazując dłonią.
- Zobacz Renata, ci dwaj blondasy, to nasi synowie; bliźniacy.
Renata spojrzała na dwóch bawiących się chłopców o bardzo jasnych włosach, którzy na kuckach z wielkim zaciekawieniem, wygrzebywali z ziemi jakiegoś robaka.
- Jacy są grzeczni, czy zawsze się tak spokojnie bawią? – spytała.
- Na pewno. Jak im się uda być przez dwie godziny cicho, to cud. Nie masz pojęcia, jak się leją. Ale teraz Piotra w tym głowa. Kasia dała gestem dłoni znak mężowi i uśmiechnęła się do zbliżającego w ich stronę mężczyzny. Spojrzała na Renatę, a potem wzrok przeniosła na mężczyznę – mówiąc: