ZAKAZANY OWOC
Zakazany owoc
Drogi Janku,
Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam pisać tego listu, jednak nie potrafię się powstrzymać. Wciąż myślę o tobie i tamtym wieczorze. Nie chcę, abyś miał przeze mnie kłopoty, dlatego też zatrzymam twoje słowa i czułość dla siebie. Nie potrafię wyrzucić cię z myśli choć próbuję. Kiedy przypominam sobie twoje brązowe oczy i ten figlarny uśmiech, mój żołądek szaleje a serce wali jak oszalałe. Wiem, że dzieli nas różnica wieku i twoje powołanie, ale w pamięci zachowam na zawsze twój pocałunek i tamten wieczór kiedy się zatraciliśmy. Nie wiem, czy to wino uderzyło mi wtedy do głowy, czy tak miało być, ale zawsze będę nosić cię w sercu. Rozumiem, że nie możemy być bliżej siebie i też nie proszę cię o to. Nie będę także dawała powodu do gadania kobietom. Nie chcę sprowadzić na ciebie nieprzyjemności. Po prostu uwielbiam to uczucie kiedy jesteś obok mnie. Proszę spal ten list w piecu, by nikt nie mógł go przeczytać.
Na zawsze twoja, Maria.
Jan siedział na tapczanie w swoim dawnym pokoju w domu rodziców w Rudnikach i czytał raz za razem list od Marysi. Owszem miał go spalić, ale nie potrafił. Tamten zimowy wieczór mimo jego oddania bogu głęboko zapadł mu w pamięć. Wiedział, że wtedy zgrzeszył jednak teraz nie czuł już wyrzutów sumienia. Rozmowa z archidiakonem rozwiała wszelkie jego wątpliwości. Trzymał list, który wciąż pachniał konwaliami i wrócił pamięcią do wieczoru sprzed niemal pół roku.
***
- Zaraz zaparzy się herbata to trochę się rozgrzejemy - powiedział Janek, okrywając kocem siedzącą na fotelu Marię.
- Dziękuję. Dawno się tak nie bawiłam - stwierdziła wciąż roześmiana.
- Muszę przyznać, że masz cela - uśmiechnął się do Marysi - Może przyniosę coś cieplejszego?
- Nie, nie trzeba. Zaraz sie rozgrzeję. Mam nadzieję, że nie będzie siniaka - podniosła się i musnęła dłonią policzek mężczyzny.
- Mam nadzieję, inaczej rozejdzie się, że piękna dziewczyna pięknie mi przyłożyła - roześmiał się.
Maria zaczerwieniła się i na chwilę spuściła wzrok. Kiedy już miała spojrzeć na Janka, czajnik zaczął hałasować i ten wyszedł do kuchni. Zmarznięta jeszcze Marysia wróciła na siedzisko i ściągnęła trzewiki. Jej stopy były lodowate. Minęła dłuższa chwila nim mężczyzna wrócił. W dłoniach trzymał dwa kubki, jednak nie z herbatą.
- Na razie zagrzałem wino. Pamiętam jak byłem mały, to zawsze jak przemarzłem mama zawsze zagrzewała wino albo nalewkę. Kilka łyków i od razu było mi ciepło - podał dziewczynie kubek - Nie lałem ci dużo, tylko tak na rozgrzanie.
- Dziękuję - odebrała kubek - A to prawda. Tata zawsze zagrzewał piwo albo wino jak wracał z Piotrem znad jeziora - wzięła łyk - Nie wiem, po co wędkowali w środku zimy.
- Mój ojciec też to lubi. To znaczy teraz raczej już nie jeździ, ale wcześniej to wychodził chyba o trzeciej czy czwartej rano i po kilku godzinach wracał z pełnym wiadrem.
- To dopiero twoja mama musiała narzekać - roześmiała się z rumianymi policzkami - Ja nigdy nie znosiłam tego obierać - wzięła kolejny łyk.
- Chyba tak - wypił resztę - I jak? Trochę cieplej?
- O wiele lepiej - zsunęła koc z ramion - Tylko jeszcze trochę mi w nogi chłodno.
- No to dawaj - Janek rozsiadł się wygodnie na krześle i ułożył dłonie grzbietami w dół czekając aż dziewczyna położy na nich swoje nogi - Raz dwa - uśmiechnął się również z lekko czerwonymi policzkami od wina.