Żadnych ciastek
W fizyce nazywają to „singularity”. Osobliwością. Tam już nie działają żadne prawa, które teraz, gdy to piszę, a ty czytasz, gdy tego już nie piszę, nas ograniczają. Pewnie dla naszego dobra. Dlatego tak ważne, abyś uświadomiła sobie teraz, że od dawna żyjesz, że jesteś, żeby potem mieć o czym pamiętać, gdy umrzesz. A nikogo to nie minie. I mity o nadejściu Chrystusa, który będzie „sądził żywych i umarłych”, to nadzieja, że ostatni ludzie albo jeden człowiek na Ziemi nie zazna tego, czego zaznały już miriady – śmierci. Wszystko, czego się boimy to ona. Niczego więcej. Boimy się nie tyle śmierci, co nieznanej przyszłości. Boimy się cierpienia. Które dotykało tu wszystkich, i dobrych i mniej dobrych. Bo nie ma „złych”. Są mniej lub bardziej dobrzy, są ludzie różni, są osoby i grupy, które z nudów tu toczą wojny, szukają plotek i sensacji, knują intrygi. Ale nikt nie jest z nas źródłem zła. Dlatego zło chce wejść w nasze ciała i mózgi, aby działać przez nas. Samo duchowe zło nie może działać na materię nieożywioną. Dlatego wybiera najsłabszych moralnie albo ciężko chorych, aby przez nich siać ziarna cywilizacji śmierci. Widać to na co dzień. Jeśli w kogoś wejdzie zło, przestaje on kierować swoim życiem, a z czasem i zachowaniem, traci władze rozumu, nie panuje nad słowami mówionymi, pisanymi i nad czynami. Takich ludzi określa się, zamiatając stare czasy, jako „obłąkanych”. Tak, to prawda. Są obłąkani. Ale to nie wszystko…
***
Sobota, 27.04.24
10 lat od kanonizacji Jana Pawła II przez Papieża Franciszka
Trudny bardzo dzień. Myjąc głowę pod prysznicem byłem zgięty w pół. To spowodowało ucisk żołądka na przeponę i klatki piersiowej, żeber na płuca. Jadąc z towarem, z kremami do Witkowa w Wielkopolsce, zacząłem odczuwać brak tchu, dusić się. Przypomniały mi się czasy, gdy dusiłem się - nawet przed rozpoczęciem palenia - każdej nocy. Budziłem mamę, szliśmy kilometr na pogotowie, gdzie okazywało się, że wszystkie parametry życiowe są w normie. Duszności mogą być nie tylko z pulmonologii, somatyczne. Wystarczy lęk paniczny, napadowy, czyli uogólniony - kiedy chory boi się dosłownie wszystkiego – i duszności straszne nachodzą na człowieka. Stres życia codziennie nas pomału zabija. Większość śmierci, zwłaszcza przedwczesnych, to śmierci voo-doo, czyli z powodu stresu na skutek wykluczenia człowieka ze społeczeństwa, z rodziny, z pracy, zwolnienie i dymisja, choroba przewlekła, niepełnosprawność i ekskluzja. Podawane nam coraz bardziej wyśrubowane wzorce życia, pęd za czymś, głównie za sławą, z którą wiąże się dopamina pieniędzy i władzy, uderzającej do głowy - to wszystko w połączeniu z ucieczką przed traumami z dawnych czasów (np. Wspomnienia z czasów wojny, obozów, które dosłownie siedzą głęboko wyparte u pokolenia powojennego), nawet pamięć dziedziczona, genetyczna, sprawia, że się dusimy, kołacze nam oszalałe serce, żołądek podchodzi do gardła, a coś lub ktoś chwyta nas za szyję i dusi, ile mu starczy sił. Jak mówił mi Andrzej Cechnicki, krajowy koordynator programu polskiej filii "Schizofrenia - Otwórzcie Drzwi" (światowy program "Schizophrenia – Open The Doors), "jednego chwyci za gardło, drugiemu wali serce jak oszalałe, a trzeciemu wysiada żołądek i czuje lęki gastryczne". Bo podobno jelita cienkie to drugi mózg, a zniszczona flora bakteryjna sprawia, że czujemy lęk w okolicy pępka. Oczywiście, nie musi to być gastryczne – wystarczy nie odcięcie pępowiny emocjonalnej z matką i strach każdej nocy i każdego dnia murowany. Ale nawet solidna psychoterapia nie zawsze pomaga, czasem przed poprawą może być nagłe pogorszenie i odwrotnie - najczęściej przed śmiercią fizyczną organizm daje człowiekowi odrobinę ulgi, jeszcze próbuje się wyleczyć, walczy aż do końca i przejścia przez próg, za którym nie ma już powrotu.