Żadnych ciastek
***
Dziś wieczorem odnalazłem tę apkę, czyli narzędzia Microsofta OneNote do pisania między innymi "dzienników", pamiętników, wspomnień, planowania podróży czy sporządzania codziennej listy zakupów. Od dawna planowałem rozpoczęcie pisania "dziennika", albo chociaż "dzienniczka", aby przelać w tym formacie gatunkowym swoje pokręcone emocje. Pisanie uwalnia, jeśli wolno nam napisać bez cenzury o wszystkim, z wyjątkiem zabronionych przez prawo tematów faszystowskich i komunistycznych, jeśli byłyby czynione w tonie pochwalnym. Wiemy, jak to prawo działa w praktyce. "Piszę" więc na klawiaturze niczym na klawiszach mojego syntezatora, na którym tworzę czasem muzykę. Napisałem w cudzysłowie, ponieważ nie uznaję edytorów tekstu (nawet tych "pustych", bez AI), ani nawet maszyny do pisania. Pisanie to ikony oraz wieczne pióra, dobry papier, lampa naftowa i solidne biurko z równo solidnie wykonanym fotelem ze skóry.
Dlatego od jutra, czyli od urodzin mej pierwszej i chyba największej "miłości", czyli zauroczenia nastolatka i to cierpiącego na wieczną melancholię, będę zamieszczał tutaj fragmenty tego dziennika, aby można było potem czytać to późnym wnukom, a jeśli z tego wyjdzie coś fajnego, to sięgną i ludzie obcy. Ile nam zostało - tego nie wie nikt...
***
Ktoś napisał już kiedyś, że nie będzie fabuły. Tu zaskoczę: trochę nie będzie, trochę będzie. Właśnie przeczytałaś pierwsze dwa zdania i kończysz czytać trzecie. Wyznam ci prawdę - od tej chwili masz dwie opcje. Pierwsza jest jasna i dotyczy 80% potencjalnych Czytelniczek i Czytelników - zamknąć z nieskrywanym grymasem niesmaku tę księgę, uśmiechnąć się przelotnie pod nosem, dopić kubekj zaparzonej świeżo na okazję fascynującej lektury, świeżo zakupionej po pracy kawy i oddalić się do pilniejszych obowiązków, spraw i zatrudnień.
Druga jest w świetle pierwszej równie oczywista - mimo początkowego chłodu późnej jesieni, dotrwać co najmniej do połowy lutego i poczekać, aż piszący - kimkolwiek by był czy nie był - wyłoży wszystkie swe karty na stół, rozkręci się, popisze czymś świeżym, zdobędzie na odwagę wyznania tego, czego jeszcze w piśmiennictwie całej biblioteki Babel nie wyznano nigdy. Zatem? Świetnie! Bardzo dobry wybór…
***
Pierwsza w nocy. Nie mogę spać. Piszę na gorąco. Przed chwilą śnił mi się Człowiek w bieli. Byłem znowu dzieckiem w wieku 12 lat. Pomagałem mu czerpać wodę ze studni. I smażyć placki ziemniaczane, które wyglądały jak racuchy. Śmiał się do mnie. Na głowie miałem tę samą czapkę, co wtedy na balu przedszkolnym, a potem obróciłem głowę, byliśmy gdzieś w tłumie i kazał mi wyłonić z tłumu same czerwone czapki, co uczyniłem bez trudu. "Kiedy ustąpi szum, będzie inaczej." Wiem, że było więcej w tym śnie, ale tylko to pamiętam. Potem byłem z nim na jego Mszy. Nigdzie nie było Jezusa. Ani Boga. Był tylko Człowiek w bieli…
***
Wystarczy w Polsce nie mieć pieniędzy. Wystarczy, że jesteś biedna i masz przechlapane. Coraz droższe wszystko. Bogaci coraz bogatsi, biedni - coraz bardziej ubodzy. Kapitalizm to w istocie nic innego, jak prawo dżungli i w rzeczywistości prawo pięści, prawo kaduka i rzekome prawo silniejszego. Pytanie, czy to jest droga do nieba? Czy realizowanie swoich, choćby szczytnych celów, podoba się Bogom? A co, jeśli na dobitkę cele te nie do końca są szczytne i godne pochwały...
Możesz malować, pisać i komponować, robić po godzinach na drutach - to wszystko na nic dla ludzi, którzy nic nie robią z tych rzeczy, a jakimś szatańskim sposobem mają zawsze pieniądze. Już nie liczą się Twoje wolontariaty, praca w chórach, nie liczą się wiersze, proza, tysiąc tekstów, setki melodii i dziesiątki z trudem namalowanych płócien. Nie liczy się - nawet dla skrajnych katolików - nic poza pieniędzmi. Jeśli masz pieniądze, jesteś swój, widocznie zasłużyłaś. Jeśli nie daj Boże pieniędzy nie masz, tym gorzej dla Ciebie. Widocznie sama sobie jesteś winna. Jeśli Ci Bóg nie pomaga, to jest wyłącznie Twoja wina. Pewnie nie umiesz się modlić...