Za późno na szczęście cz-1
Gdy powróciła do domu, czuła się nieco lepiej. Weszła do kuchni, by na tą niespodziewaną okazję, przyrządzić wspaniałą kolację. Z ledwością zdążyła nakryć do stołu i założyć odświętną sukienkę, zjawił się Kamil. Objął ją, czule pocałował w usta i wręczył jej długą, czerwoną różę. Sandra nie okazała zdziwienia, często zaskakiwał ją jedną, przeważnie czerwoną różą. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko, spojrzał głęboko w jej oczy i spytał:
- Wiesz, jaką uczcimy okazję?
- Wiem. Jestem w ciąży, za dziewięć miesięcy zostaniemy rodzicami – powiedziała jednym tchem.
Kamil wsunął pudełko do kieszeni.
- Żarty sobie ze mnie stroisz? – spytał, gniewnie marszcząc czoło. – Jeśli mnie pamięć nie myli, miałaś się zabezpieczać; tak przynajmniej mówiłaś. – Wobec tego, skąd wytrzasnęłaś tę ciąże?
Sandra nabrała powietrza, a potem odezwała się bardzo spokojnie.
- Czy sądzisz, że bocian mi ją sprezentował? Nie mój drogi, do tego potrzeba dwojga, jak do tanga. Chcę żebyś wiedział, nie usunę ciąży i obojętnie, co się stanie: urodzę to dziecko.
- Skoro tak, będziesz musiała sama sobie poradzić. Nigdy nie uznam, ’’tego czegoś’’ – dotknął palcem jej brzucha! Nie ofiaruje mu swojego nazwiska i zapomnij o jakichkolwiek alimentach! Chwycił przed chwilą ofiarowaną różę i wyrzucił przez otwarte okno. – Dzisiaj chciałem się tobie oświadczyć i poprosić żebyś została moją żoną, a ty wszystko popsułaś! Kochałem cię, a ty ze mnie zakpiłaś i doszczętnie zniszczyłaś tą wielką miłość! Byś już nigdy nie zaznała szczęścia, bo nie jesteś warta, żeby cię kochać – wykrzyczał tonem pełnym nienawiści i skierował się do sypialni.
Sandra też udała się do drugiego pokoju, gdzie całą noc spędziła na płaczu. Nie płakała głośno, po co miał słyszeć, jej łkanie? Na następny dzień, kiedy wróciła z pracy, Kamila już nie było. Wyprowadził się w czasie jej nieobecności, pozabierał wszystkie swoje rzeczy osobiste; nawet telewizor i lodówkę.