Za późno na szczęście cz-1
Doktor Wiktor Jordan, zamykając za ostatnią pacjentką drzwi – westchnął ciężko i spojrzał na zegarek. Pozostała mu tylko Sandra, która lada moment powinna się zjawić. Czy dzisiaj potrafi z nią uczciwie porozmawiać? Nie, to jest ponad jego siły – zaprzeczył sam sobie. Po chwili weszła pielęgniarka i oznajmiła:
- Panie doktorze. Pacjentka, na którą pan czeka, przełożyła wizytę na inny dzień.
Odetchnął z ulgą. Widząc tajemniczy wzrok pielęgniarki – spytał:
- Nie mówiła, dlaczego?
- Mówiła z płaczem, że wróciła z pogrzebu swojej matki i jest bardzo zmęczona.
- Wobec tego, do zobaczenia pojutrze – powiedział i wyszedł.
Wsiadł do samochodu, przez chwilę się zastanawiał, dokąd pojechać. Z jednej strony Sandra potrzebowała ciepłych słów otuchy. Ale z drugiej strony rzecz biorąc, nie był przygotowany, żeby z nią porozmawiać. Co miał jej powiedzieć? Że ma raka i pozostało jej tylko pół roku życia? Dziecko na przeżycie, też ma niewielką szansę: najwyżej dziesięć procent. Nie, nie przeszłoby mu przez gardło. Przynajmniej nie dzisiaj. Kłamać też nie bardzo potrafi, bo jego wyraz twarzy, zawsze mówi prawdę.
Postacie w tym opowiadaniu są fikcyjne. Podobieństwo do osób żywych lub umarłych oraz zbieżność nazwisk. Jest całkowicie przypadkowa.