WYZNANIE. Monodram.
Recytuje na tle muzyki
Jeszcze szaro, ledwie świta,
A tu leć już, leć z kopyta,
Nieczesana, nieumyta,
Do fabryki grzmij,
Bo inaczej będzie piekło,
Stary, jakby go urzekło,
Na twych plecach z miną wściekłą
Wnet połamie kij.
Lecz gdy wieczorem wracam z fabryki,
Zakręcam grzywkę, wdziewam trzewiki,
I wtedy idę sobie do kina,
I patrzę, patrzę na Możuchina.
Jakże się oni cudnie kochają
Ten mój Możuchin z tą Mią Mają.
I zawsze wtedy już nie wiem prawie,
Czy to jest we śnie, czy też na jawie.
I że śliczności te widzę z bliska,
Łzy z oczu jakaś rzewność wyciska.
Gdyby mi było, choć w niebie dano
Przez Możuchina tak być kochaną!
Z tą fabryką czysta męka,
Furczą koła, łeb aż pęka,
Z głodu człek zębami szczęka
Przez calutki dzień.
Majster wrzeszczy, Felek szczypie,