Wujek
i. Z niewielkiej sumy pieniędzy jaka mu pozostała wziął kilka złotych i kupił dwie drożdżówki, które teraz wspólnie jedli odzyskując utracone siły i niecierpliwie spoglądali na wskazówki zegara wiszącego nad kasami. Wydawało się, że poruszają się one z niezwykłą opieszałością, jakby wskazanie każdej kolejnej minuty sprawiało im ból dlatego odwlekały to wydarzenie jak najdalej w czasie. Jednak z każdym ich ruchem serca dzieci biły mocniej a płuca wydawały z siebie głębszy oddech. Tłum ludzi gęstniał, gwar był coraz większy a z głośnika popłynęły słowa zapowiadające przyjazd oczekiwanego pociągu. I niemal w tej samej chwili, jakby zapowiedź dotyczyła również jego, pod gmach dworca podjechał samochód, który dzieci od razu rozpoznały. Ze środka wysiadło dwóch mężczyzn, z których jeden jeszcze poprzedniego wieczoru siedział na kanapie w ich domu a którego dziewczynka uparcie nazywała wujkiem. Otworzyły się również tylne drzwi i chwilę później do hali dworca wkroczyli rodzice dzieci. Ewa, wpatrzona z daleka w tę scenę miała ochotę rzucić się w ich kierunku żądając wyjaśnień, jednak Mariusz błyskawicznie chwycił ją za rękę i zaczęli iść szybko w stronę toru na którym właśnie wyhamowywał pociąg. Dziewczynka odwracała się co kilka kroków o mało się nie przewracając jednak dłoń brata konsekwentnie ciągnęła ją w przeciwnym kierunku. Drzwi wagonów rozsunęły się z sykiem a dzieci przepychając się niegrzecznie przed pozostałymi podróżnymi wskoczyły do środka. Przemknęły szybko przez kilka przedziałów aż zajęły swoje miejsca. Dopiero wtedy, wychylając się ostrożnie przez szybę i obserwując coraz bardziej opustoszały peron dostrzegli pozostawioną na ławce torbę. Mariusz zaczął walczyć z myślami czy ryzykować i biec po ich rzeczy czy zostać w bezpiecznym miejscu jednak wydarzenia same dały mu odpowiedź. Matka wkrótce rozpoznała pozostawiony samotnie bagaż i zajrzała do środka. Gdy nabrała pewności cała czwórka zaczęła błyskawicznie rozglądać się po dworcu w poszukiwaniu uciekinierów. Jeden z mężczyzn pobiegł w kierunku łazienek a pozostałe osoby chodziły wzdłuż przedziałów zaglądając przez szyby do środka. Przyciśnięte plecami do ściany wagonu dzieci czuły jak biją mocno im serca a krew rozgrzewa ich wątłe ciała. Mariusz cały czas trzymał siostrę za rękę i wpatrywał się w pustkę przed sobą. Rozległ się gwizdek, przytłumiony syk ponownie oznajmił uruchomienie mechanizmów zamykających drzwi a mocne szarpnięcie dało znak do wyruszenia w trasę. Dzieci wciąż siedziały zastygłe w bezruchu aż Ewa energicznym ruchem wyrwała swoją dłoń z uścisku i wyjrzała przez okno. Jej małe oczy spotkały się w jednej chwili ze wzrokiem matki, która stała na peronie trzymając porzuconą torbę. Dwójka mężczyzn wykrzykiwała coś do ojca i odeszła pozostawiając ich oboje samych na peronie. Niczym klatka w filmie obraz rodziców wśród betonu dworca urwał się i zastąpił go drażniący oczy biały krajobraz. Stukot kół stawał się coraz głośniejszy a padający za oknem śnieg znów przybierał na sile.