Wszytko co tracę
Późnym popołudniem trafiliśmy do apartamentu Ann. Jasne wnętrze wypełniały schludne meble i uporządkowane rzeczy osobiste. Zaproponowała wino. Gdy sięgnęła gdzieś po butelkę, stanąłem tuż za nią i przyciągnąłem do siebie. Nasze palce splotły się. Staliśmy przytuleni, bardzo blisko. Poczułem wypukłość jej pośladków. Powiodłem dłońmi do góry, delikatnie w kierunku ramion, tak jakbym trzymał kruchy kryształ. Oszałamiał mnie jej zapach, owładnął w taki sposób, że chciałbym ją tulić i wąchać bez końca, aby wreszcie się nasycić. Miałem twarz na wysokości jej włosów, usta tuż przy szyi. Oddychała głęboko w niecierpliwym napięciu. Drgnęła, kiedy rozpinałem jej stanik i zagarnęła mnie ramionami, gdy dosięgałem ust. Dawały powolną delikatną rozkosz, gdy połykałem jej ślinę.
Później zasnęliśmy. Obudziłem się z poczuciem głębokiego spełnienia. Przez jakiś czas leżeliśmy wtuleni w siebie. Obejmowała mi szyję, opierając nagą pierś o mój brzuch. Chciałem myśleć, że mnie kocha. Delikatnie pogładziłem miedziane włosy.
- Powiedz prawdę. Dlaczego to zrobiłaś?
- Prawda jest tylko szczególnie akceptowaną przez ciebie wersją zdarzeń.
Przeciągnęła się jak kotka i zanurkowała pod kołdrą. W chwilę później dotknęła mnie ustami. Niemal natychmiast poczułem erekcję. Krew uderzała miarowo, odczuwałem ją jak równomiernie napływające fale ciepła. Poczułem lekkie zawroty. Spojrzałem na nią bezprzytomnie.
- No co - wzruszyła ramionami. Miałam długą przerwę. Jestem bardzo spragniona.
- Ja też – powiedziałem cicho i wziąłem ją drugi raz.
…
Ponownie zobaczyliśmy się dopiero w dniu Konsylium. Roznosiły mnie pozytywne fluidy, w powietrzu wisiała jakaś obietnica. Tuż przed zebraniem postanowiłem do niej zajść, choćby na chwilę spojrzeć w oczy, założyć włosy za ucho, ukraść całusa.
Uchyliłem drzwi. Siedziała w skupieniu przy biurku. Stanąłem tuż obok. Nawet nie drgnęła.
- Cześć. Co słychać? – zapytałem.
- Za chwilę zebranie. Będę mówić o Egipcie. Mam już wszystkie dane.
Poczułem, że zadrżał mi głos:
- Czy jest szansa cię przytulić?
Odłożyła zajęcia, oparła się w fotelu i patrzyła na mnie. Trwało to jakiś czas. W końcu westchnąłem z rezygnacją:
- Trudno mi ciebie zrozumieć.
Czułem się niczym intruz. Znów ogarnęło mnie przytłaczające zmęczenie. – Jesteś całkowicie zamknięta. Wzniosłaś wokół siebie mur.
- Nie próbuj go zburzyć – wymierzyła nagle słowa, niczym bolesny policzek. Mówiła to z nieprzeniknioną miną. - Będę z tobą sypiać. Mogę ci dać czułość. Ale nigdy nie dotkniesz mojego wnętrza.
Pojąłem z dotkliwą rozpaczą, że znów znika. Jeden krok do przodu, dwa kroki w tył, pomyślałem. Zrobiłem je dosłownie. Na progu dobiegło mnie zdumione pytanie:
- Dokąd idziesz? Nie interesuje cię, co odkryłam w Egipcie?
Gardło wypełniała mi wielka gula, mieszanina żalu i gniewu. Zakryłem usta powstrzymując napływającą falę wymiotów. Zapomniałem już o ratowaniu świata. Na co komu świat, skoro nie ma w nim dla siebie miejsca?!
Do domu dotarłem wcześniej niż zwykle; nikogo nie zastałem. Ugasiłem pragnienie dużą szklanką wody, nie chciałem jeść. Oparłem plecy ciężko o ścianę, ale zaraz osunąłem się bezsilnie na podłogę. Leżałem targany spazmami płaczu. Czułem wyrwę w środku. Był to jeden z tych momentów, gdy chciałem uwolnić z siebie cały mój ból. Zagryzałem pięści, by nie krzyczeć.
Wiedziałem, że czeka mnie cierpienie. Nie mogłem dłużej pozostać w tym miejscu. Patrzeć na nią każdego z następnych dni, widzieć słodycz, czuć zapach. Nie mogłem wdychać powietrza którym oddychała i siadać w miejscach, w których siadywała, aby żal nie rozrywał mi wnętrzności. Nie rozumiałem nawet, co właściwie miała na myśli, gdy mówiła że to „n i e b e z p i e c z n e”. W jakim sensie? Dla kogo? Jakie groziły konsekwencje? Nie znajdę już siły na pytania. Musiałem znaleźć sposób, aby się uwolnić.