Wranglery, cz.1/2
– Jasne.
Moja ciężko zapracowana wypłata przeszła w ręce handlarza, ja zaś stałem się właścicielem tak upragnionych bonów dolarowych. Całe osiem dolarów i pięćdziesiąt centów!
Jeszcze zostanie mi pięćdziesiąt cenciaków na drobną rzecz, może dla młodszej siostry gumę-balonówę kupię?
Starannie schowałem tak cenne dewizy i poszedłem do domu. Po obiedzie wykorzystałem, jak zwykle, upalne popołudnie na pływanie w jeziorze. Wieczorem długo nie mogłem udać się w objęcia Morfeuszki, co bardzo rzadko mi się zdarzało. Wreszcie po północy zasnąłem, ale i tak obudziłem się bardzo wcześnie. Dzisiaj będę miał dżinsy!
W pośpiechu umyłem się i zjadłem śniadanie, mimo że do otwarcia Pewex-u czasu miałem aż nadto. Przed sklepem znalazłem się dziesięć minut za wcześnie. Nie byłem jednak pierwszy. Przed szybą wystawową stały trzy starsze kobiety, ubrane z wiejska, które zawzięcie między sobą perorowały:
– No zobacz, zobacz! Ten materiał jest po trzy pięćdziesiąt za metr. Jezusicku, jaki tani!
– A tamten, taki pienkny, tylko po cztery!
– Ale okazja!
– Może to braki sprzedajom? Ale nawet kolejki nie ma.
– Pewnie dopiero wyłożyli. Zaraz ludzie sie zbiegnom.
– Ło matko częstochowska, ale okazja! Dobrześmy dzisiaj przyjechały na targ!